17 marca 2013
Wie, że robi błąd. Popełnia go co czwartek od roku, więc
naprawdę jest już tego w pełni świadom. Nie przeszkadza mu to jednak w
notorycznym łamaniu (ustanowionego przez siebie samego) zakazu. Wsiada w
taksówkę, podaje adres i czterdzieści minut później znajduje się już na
miejscu. W recepcji siedzi nowa sekretarka. Nie zna go więc musi podać swoje
dane, a później dane pacjenta. Zostaje zaprowadzony do pokoju numer
czterdzieści sześć. Puka cicho i wchodzi do środka, dopiero gdy usłyszy ciche
pozwolenie. Na jego widok Cilian zrywa się z łóżka, obdarzając go promiennym
uśmiechem. W takich chwilach przypomina mu tego chłopaka, którego dopiero co
poznał w wiedeńskim metrze i ledwo powstrzymuje się przed pocałowaniem go na
powitanie.
-Mam dla Ciebie to czasopismo, które chciałeś. Chociaż
wątpię, by napisali cokolwiek o czym jeszcze nie wiesz – mówi powoli,
wyciągając przed siebie gazetę. Obserwuje uważnie jak Cilian bierze ją do ręki,
przesuwa wzrokiem po okładce, a potem unosi go na jego twarz.
-Dziękuję. - Obaj milczą przez dłuższą chwilę, dopóki Kartz nie siada w mało wygodnym fotelu, a Cilian nie zajmuje miejsca na swoim łóżku. - Mówią, że niedługo mnie wypuszczą. Najpóźniej za miesiąc.
Heinrich przełyka głośno ślinę, bo informacja uderza w niego z siłą tsunami. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiało to nastąpić, ale wizja ta była na tyle absurdalna, że w ogóle jej do siebie nie dopuszczał. Jakby chłopak miał siedzieć w szpitali psychiatrycznym do końca życia. Niedorzeczne.
-I co? Jesteś gotowy?
-Hein... - wzdycha cicho, spuszczając wzrok na własne dłonie. - Ja wiem, że narozrabiałem, ale już jest w porządku. Wszystko ze mną okej.
Kartz nigdy nie zradził mu, co zdarzyło się wtedy w kuchni i nie ma takiego zamiaru. Chłopak pamięta tylko szczegóły i lepiej, żeby tak pozostało. Nie musi zrzucać na niego bomby informacji, a w niej tekstu wiesz, tak szalałeś z nożem, że teraz wyglądam jak jebany potwór doktora Frankensteina. Woli zostawić to dla siebie, szczególnie, że Cilian przeszedł już naprawdę wystarczająco.
-Masz gdzie się zatrzymać? - Ponownie zapada cisza i tym razem Kartz jest przekonany o swojej winie w tym milczeniu. Zaciska usta w wąską linię. Jasne, że nie ma gdzie się zatrzymać. Cholera. Nie może wziąć go do siebie, bo to zwyczajnie niemożliwe, jeszcze nie teraz. To, że tu przychodzi, nie oznacza że chce mieć z nim coś wspólnego. Cilian jest niebezpieczny.-Po prostu powiedz, że nie chcesz, żebym wprowadził się do Ciebie. Zrozumiem.-Chcę, Cilly - mówi, sam nie będąc do końca pewnym czy rzeczywiście tak jest.
-Więc w czym problem?
-Mam tylko jedno łóżko - wypala głupio, niemal parskając przy tym śmiechem. To się dopiero nazywa powód. Brawo, Kartz. Jesteś mistrzem.