niedziela, 21 kwietnia 2013

Angels fall first.





Gabriel
15.11.1992
pierwszy podopieczny Silberna
chłopiec do wszystkiego
od jakiegoś czasu również do towarzystwa


Heaven queen, carry me
Away from all pain
All the same take me away
We're dead to the world




     To miejsce jest w jakiś sposób magiczne, wiesz? Tutaj, cały ten budynek. Ludzie też, chociaż oni tego nie widzą. Wielu przeżywa koszmar. A to wcale nie musi tak być. Wystarczy być świadomym. Bo mogło być gorzej, prawda? Jest ciepło, jest gdzie spać, wiele rzeczy jest kontrolowanych i jest bezpiecznie. A mimo to co rusz ktoś odchodzi, wręcz ucieka stąd, starając się zapomnieć, że ktoś go wysłuchał, dał dach nad głową, dał pracę, zaufał. Odrzuca od siebie taką przeszłość, nawet, jeśli nie sprzedawał własnego ciała, a pracę. Czyli tak, jak w wielu innych miejscach. Nie chcą, by ktokolwiek mógł ich skojarzyć. Dlaczego? - Gabriel, lat czternaście. 

    Gabriel, na swój sposób, jest specyficzny. Jak twierdzi, tutaj się wychował, bo życie, które miał wcześniej, nie było życiem, a piekłem. Wszystko, co ma, zawdzięcza Malcolmowi, i nie wyobraża sobie, że miałoby być inaczej. A nawet mimo faktu, że dorósł, wciąż nie rozumie ludzi, którzy po prostu stąd odchodzą. On nie potrafiłby. Tutaj jest jego miejsce i sposób na życie.
    Zdaje sobie sprawę, że mógłby wiele zmieć. W swoim własnym życiu przynajmniej. Pójść na studia na przykład. Sam nie ma wiele pieniędzy, ale akurat jemu Silbern by je opłacił. W końcu jest dla niego jak prawdziwy ojciec. Ale nie. Bo to byłoby zbyt kłopotliwe. Bo prędzej czy później jakiś klient okazałoby się profesorem albo studentem. Panem z dziekanatu. Woli uniknąć plotek i jawnych rozmów, jakie wynikłby w takiej sytuacji. Zresztą, po co mu studia? Nie chce opuszczać haremu. Chce tu zostać tak długo, jak tylko będzie mógł, a potem... Potem to się zobaczy.


     Stara się pomagać we wszystkim. Być na miejscu, zanim jeszcze ojciec zareaguje. Organizować co się da. Pomagać w występach, przy barze. A nawet - czemu nie? - przyjmować klientów. Przecież też może to robić. Tak naprawdę, to on już nie potrafi odmawiać. Pomaga częściej, niż sam by tego chciał, samemu czasem też potrzebując pomocy. Ale po co o tym mówić? Znów zamyka się w sobie, po prostu starając się robić wszystko, czego inni od niego oczekują. Przecież sam tego chciał. Bo się boi. 

Boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się boi się.

     Że nie będzie do niczego potrzebny. Że nie będzie nic znaczył. Że nikt go nie będzie potrzebował. Że znów będzie tylko nieliczącym się elementem tła. Bez znajomych, bez przyjaciół, bez kogokolwiek, komu by na nim zależało. A jednocześnie, że jemu wciąż będzie zależeć. Mimo tego, że nie będzie nic znaczyć. To go przeraża. Nie chce być sam. Lgnie do ludzi bardziej, niż jest tego świadom, jednocześnie znów się od nich odsuwając. Gdzie logika, Gabrysiu? Gabrysiu? Gabrysiu?
     Ah... I znów się uśmiecha. To ten miły uśmiech. Ten, który mówi, że wszystko będzie dobrze. Wygląda pocieszająco, prawda? Bo przecież nic się nie stało. Tak, rozumie, że jesteś umówiony. Że to twoja szansa. Biegnij, on to naprawi. Poczeka, aż znikniesz za rogiem, by zadzwonić, przekładając własne spotkanie. Bo przecież obiecał, że to zrobi. Przecież ci nie odmówi.

Uśmiechnij się uśmiechnij się uśmiechnij się uśmiechnij się uśmiechnij się uśmiechnij się uśmiechnij się uśmiechnij się.

     O. Popatrz. To zupełnie inny uśmiech. Gapi się na zapalniczkę jak jakiś wariat. Teraz nie wygląda tak bezpiecznie. Ale spokojnie, dalej nic ci nie zrobi. Ogień go fascynuje, ale to nic niebezpiecznego. Zaraz znów odpali papierosa i mu przejdzie. Nie przejmuj się. Widzisz? Już zgasło. Te dziwne iskierki w oczach też. A on po prostu zaciąga się dymem, jak zwykle trzymając papierosa w lewej ręce. Sam nie wie, czy jego leworęczność jest naturalna, czy tak się nauczył, kiedyś, dawno temu. Jego prawa jest niemalże bezwładna, zauważyłeś? Nie używa jej, jeśli nie musi. To go boli. Ciekawe, czy to ma jakiś związek z blizną na wewnętrznej stronie ramienia? Zresztą, jej i tak nie widać. Bo jak zawsze ma na sobie tą za dużą bluzę, jedną z wielu takich. Z jakiegoś powodu je uwielbia. A to tylko sprawia, że wygląda na niższego, chociaż sam ma ledwo powyżej metr sześćdziesiąt wzrostu. I jest strasznie szczupły. Może to właśnie to ukrywa? Dopiero do pracy ubiera się tak, by wyglądać dobrze.
Kreska za kreską...
     Znów coś rysuje. Wymyśla całkiem ciekawe opowieści, ale nie umie ich ubierać w słowa, więc tylko po raz kolejny przenosi na papier postaci. Czasem coś pisze, ale to jakieś wiersze, czy tam inne teksty. Nic poważnego. To jego ulubiony notes, ma już dwa lata. Na boku zanotował jakieś nuty. Ma całkiem dobry słuch, wiesz? Grywa na pianinie, chociaż tak naprawdę rzadko to robi. Kiedyś chciał się tego nauczyć, więc Malcolm opłacił mu zajęcia. Teraz, z czasem, nie potrafi się przełamać. Ale to nic. Rzadko stąd wychodzi. Widziałeś go kiedyś poza haremem? Czasem mu się zdarza, głównie po jakieś zakupy. Albo spotkać się z tymi, którzy już tutaj nie pracują, ale nie odcinają się od swojej przeszłości. To jego przyjaciele, a przynajmniej tak chciałby myśleć. Czasem czuje się tutaj trochę nieswojo. Bo mu bardziej zależy na tych ludziach, niż im na nim. Bo wkłada w to, co robi, całego siebie, i czasem by chciał dostać coś takiego w zamian. To oczywiste, że nie dostanie. Nie wierzy w to. Ale się stara.
To podobno słodkie.


If you read this line, remember not the hand that wrote it
Remember only the verse, songmaker's cry the one without tears
For I've given this its strength and it has become my only strength.
Comforting home, mother's lap, chance for immortality
where being wanted became a thrill I never knew
The sweet piano writing down my life.




[Mru <3]

32 komentarze:

  1. [Gabryś jest świetny, tyle powiem. Nie mam jakiegoś konkretnego pomysłu, ale może trafiłby się jakiś niefajny klient który by Miśka zaczepiał, bo by sobie ubzdurał, że on go powinien obsłużyć? :3 nic innego mi nie przychodzi.]

    / Michael

    OdpowiedzUsuń
  2. [ O, to ta karta, która bezczelnie przykryła moją :D Jak już mówiłam, prze przyjemny człowiek z Gabriela. Zaproponowałabym wątek, ale nie wiem czy mam jakiś pomysł dlatego tylko wyrażam chęć xD ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Wątkujemy jakoś skarbie? <3]

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ I mu ją ewentualnie będzie chciał podkraść. Fajny pomysł :D W takim razie, zacznij :P Tak, kocham cię, ale ja tracę cierpliwość i nie zacznę, no way. ]

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Michael starał się traktować tą pracę jak każdą inną, mimo, że nie zawsze mu to wychodziło. Bo wiadomo, że tu było inaczej, tu musiał się pilnować i lepiej, żeby się zbytnio z klientami nie spoufalał, bo to czasem nie kończy się dobrze. Chłopak dalej nie potrafił zrozumieć czemu właśnie tak tu jest, ale lepiej będzie jak nie będzie klientów traktował tak jak w poprzedniej pracy - tam mieli czuć się jak w domu dzięki kelnerom. A tu... no cóż, kto inny miał taką rolę.
    Zdarzało się tak, że słowa ostrzegawcze nie odnosiły zamierzonego skutku. A co tu dużo mówić, Misiek to przecież takie małe stworzenie które w gruncie rzeczy i tak nie potrafi się obronić. Kiedy ręka mężczyzny wylądowała na jego pośladkach, miał ochotę roztrzaskać szklankę na jego głowie. Nie zdążył odpowiednio zareagować, bo Gabriel już był obok.
    Z przyjemnością obserwował jak wyprowadzają faceta z pomieszczenia.
    - Dzięki. Nic mi nie jest. - zapewnił go z lekkim uśmiechem, odstawiając szklankę na blat stołu. - Nienawidzę takich facetów...

    OdpowiedzUsuń
  6. Herbata. Gottfried czuł jej zapach, a był spragniony i zaczął jej coraz bardziej pragnąć. A jeszcze, gdy ten kuszący aromat pojawił się tuż koło drzwi, które mijał, nie mógł się powstrzymać. Nacisnął klamkę i wszedł do obcego mu pokoju.
    - Cześć, jestem Gottfried. Poczułem herbatę, mogę wpaść na dłużej? - zapytał rozbrajająco szczerze z uśmiechem. Oparł się nonszalancko o framugę i czekał na reakcję.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Misiek pracował tu dopiero któryś dzień, więc nic dziwnego, że nie do końca wiedział jak ma się zachować w niektorych sytuacjach. Sam Michael nie znał zbyt wielu osób w tym miejscu, ale akurat Gabriela kojarzył. Nie rozmawiał z nim nigdy, ale już trochę o nim słyszał.
    Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie. Mógł lepiej pomyśleć o wypowiadanych słowach.
    - Tak, chyba tak. Wybacz, nie chciałem tego powiedzieć. - mruknął, przecierając dłonią swój kark.
    - Jeśli to nie problem, to tak, proszę. - stwierdził, przyglądając mu się ukratkiem. Odkąd o nim usłyszał, chciał się dowiedzieć kim jest.

    OdpowiedzUsuń
  8. - Ojejku, ojejku, ojejku. Dziękuję! - powiedział bardzo radośnie, zamykając za sobą grzecznie drzwi. Po czym podszedł do chłopaka i pocałował go w policzek. Pyszna darmowa herbata piechotą nie chodzi.
    - Miło mi Gabrysiu - powiedział, nie do końca wiedząc, co powinien ze sobą zrobić. w końcu zdecydował się na zajęcie jakiegoś wolnego krzesła. najwyżej go opieprzy i powie, że mu nie wolno.
    Szkoda tylko, że Gabryś wyglądał na takiego znudzonego. Stało mu sie coś, czy co?

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Misiek spojrzał na szklankę, w sumie nie wiedząc czemu to zrobił. Miał po prostu wrażenie, że nie powinien jej trzymać bo zaraz ją upuści, albo coś podobnego. Niby jakoś go ta sytuacja nie poruszyła, ale z drugiej strony, czuł się dziwnie. Chyba nigdy nie potrafiłby pracować jak większość w haremie.
    Ruszył za nim, nie bardzo wiedząc co teraz powinien zrobić, co powiedzieć. Więc po prostu stał za nim, zerkając na swoje buty. Normalnie zachowywałby się kompletnie inaczej, byłby radosny i taki bardziej jak Misiek. Ale postawiony w podobnej sytuacji, brakowało mu pewności.
    - Michael. - przedstawił się, opierając plecy o ścianę za sobą. Dobrze było chwilę odpocząć od tego wszystkiego. -Słyszałem. Miło mi cie poznać. -przyznał, uśmiechając się do niego niepewnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Wilde jest genialny, nie ma co tu kryć. Pomysłów niestety nie mam więc pozostawiam to Tobie na jutro]/Kartz

    OdpowiedzUsuń
  11. Michael jakby nie do końca wyrobił sobie opinię na temat tego miejsca. Miał do tego wszystkiego mieszane uczucia, to wszystko. Z jednej strony, dostał tu pracę i całkiem nieźle zarabia, ma szansę by wydostać się z dołku... z drugiej strony, nigdy za bardzo nie popierał idei takich miejsc. Może dlatego, że sam się nigdy w takim miejscu nie widział. A przynajmniej w roli, którą odgrywa tu spora część personelu.
    - To nie tak, że ktoś cie obgaduje. -wyjaśnił, wzruszając lekko wątłymi ramionkami. Dużo o nim słyszał, ale chyba nikt nie powiedział na jego temat złego słowa. A nawet jeśli, to jakoś mu to umknęło. - Po prostu dużo osób o tobie mimowolnie wspominało, to wszystko. Żadnych wielkich skandali. Niestety, same nudne rzeczy mówili. - westchnął teatralnie, po czym posłał mu uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  12. Chris od zawsze dusił się dymem papierosowym. Starał się unikać zadymionych pomieszczeń i ludzi, od których kolokwialnie mówiąc "wali gorzej, niż od popielniczki". Nic więc dziwnego, że kiedy wyszedł zza zakrętu i zobaczył popielatą chmurę, roznoszącą się po korytarzu, to nie był zbyt zadowolony. Zmarszczył czoło, po czym przeszedł przez tą papierosową mgłę, a następnie najzwyczajniej w świecie zabrał fajkę delikwentowi i zgniótł ją w pięści.
    - Ślepy jesteś, czy głupi? Tu się nie pali, są plakietki informujące, taborecie. - warknął, dość nieprzyjemnie. Nie przepadał za palaczami, tym bardziej kiedy swoje nikotynowe zachcianki spełniali w jego obecności i on musiał z tego tytułu cierpieć.
    Okej, nazywanie kogoś taboretem nie było fajne, ani miłe, ale mógł użyć wobec chłopaka dużo gorszego słowa (z wyzwiskami od A-Z i w językach obcych włącznie). Póki co tego nie zrobił. Opanował się, ale czuł, że jak ten mu odpyskuje, to fala goryczy może się przelać i będzie ona zadośćuczynieniem. Nie obchodziło go kim był tutaj chłopak, wszyscy mieli tu równe prawa, a on nie oczekiwał zbyt wiele. Niech sobie pali, ale nie na bór zielony, na korytarzu!

    [ Zaczęłaam x3 ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  13. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 12:08

    [O mój Boże, uwielbiam go. Aż się go chce przytulić. Mogę go przytulić? *nie czeka na odpowiedź i tula* I zawącę, zawące bo mi obiecałaś, ale tak zanim to zrobię, to może jakieś powiązanie? Élie jest nowy, ledwie dwa tygodnie niecałe tu siedzi, ale niech się znają, bo jak mają się nie znać, jak razem pracują! Fortepian ich łączy ;p Ale nie wiem, może Gabryś wpadnie na Éliego w toalecie, jak Francuz będzie sobie na nowych sznytach bandaż zmieniał, bo mu za mocno krwawią? Albo ogień, Élie to piroman pierwsza klasa, podpala własne ręce (tylko nie dłonie, dłonie są święte, bo dłońmi gra), a jak Gabrysia też coś zapalniczka ciągnie, to ten... Wybacz słowotok, poniosło mnie ^^]

    OdpowiedzUsuń
  14. - Dziękuję- powiedział, gdy kubek postawiono obok niego. Posłodził sobie jedną łyżeczkę, po czym zamieszał i upił łyk. Herbatka była przepyszna. Potem zapyta go o dokładna mieszankę, bo musi sobie taką kupić i ją często parzyć.
    - Pracuję, ale to jeszcze za trochę. Przecież taniec to numer każdej nocy. Nie może być za wcześnie, prawda? A ty, co robisz, bo tak kojarzę się, ze mi wiele razy mignąłeś - powiedział spokojnie, delektując się herbatą. Czy mówił już, ze smakuje cudnie?

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  15. [ No cześć słońce <3 ]

    Niki

    OdpowiedzUsuń
  16. [Uwaga! *fanfary* Przybiegam z wątkiem :D
    Pomysł jest taki, że Hayden uporczywie poszukiwałby Silberna żeby go porządnie opierdolić za taką jedną sprawę. I wpadłby na Gabrysia, ten próbowałby załagodzić sprawę, jakaś herbatka, wydusiłby z Hay'a wszystko, a później by się zobaczyło co dalej ^^
    Podoba się?
    a. tak
    b. tak
    c. tak ]

    Hayden ;D

    OdpowiedzUsuń
  17. Zdecydowanie pracownik.

    OdpowiedzUsuń
  18. Lennart jest gościem, bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Zabiję. Twoja postać mnie oczarowała. Nienawidzę po prostu... ALE TAK POZYTYWNIE NIENAWIDZĘ <3]

    Deszcz padał na całego. Pochmurne niebo zdawało się pokrywać cały świat, zabierać całą radość z życia, cały spokój... Zapowiadało się na burze.
    Nathaniel do haremu wpadł cały przemoczony. No bo w końcu, kiedy postanowił się włóczyć po mieście jeszcze nie zapowiadało się na choćby mżawkę... A tu taka ulewa.
    Z westchnieniem mocniej otulając się zbyt dużą bluzą, która w sumie niewiele mu dawała ruszył przed siebie, zamierzając się zaszyć gdzieś, dopóki nie nadejdzie czas jego pracy. W końcu nie chciał siedzieć tam, na deszczu...
    W pewnym momencie przyspieszył kroku, wlepiając uporczywie wzrok w podłogę. Było mu coraz zimniej...
    No i jego nieuwaga przypłaciła wypadkiem. Wpadł na kogoś, a impet uderzenia sprawił iż poleciał na swoje cztery litery.
    - P...przepraszam.- powiedział ciut wystraszonym głosem, nawet nie podnosząc wzroku bojąc się iż owa osoba nawrzeszczy na niego, albo uderzy. Delikatnie drżał z zimna.

    Nathie Green

    OdpowiedzUsuń
  20. Gottfried chciałby tę herbaciarnię odwiedzić. Bardzo by mu się tamto miejsce spodobało, nie ma co. On kochał herbaty, a szczególnie własne mieszanki, więc coś takiego byłoby dla niego idealne.
    - Ojejku, to ty tak bardzo przestronny jesteś. Podziwiam cię za to - powiedział z uśmiechem. Po czym uważnie przyjrzał się jego ręce. Chyba było coś z nim nie tak.
    - Wszystko w porządku z twoja ręką?

    OdpowiedzUsuń
  21. Michael, w przeciwieństwie do Gabriela, miał zamiar wyrwać się z tego miejsca. To nie tak, że jakoś bardzo go nie lubił, czy gardził takim życiem... On miał po prostu swoje wygórowane plany, marzenia, które prawdopodobnie i tak nigdy się nie spełnią. Zawsze chciał zostać grafikiem komputerowym, ale w takim tempie zarabiania pójdzie na studia dopiero za jakieś dwa lata, bo dopiero wtedy będzie go stać. Miejsce gdzie pracował wcześniej było, co tu dużo mówić, lepsze i to o wiele od tego gdzie pracował teraz. Tamta restauracja nie była jakąś tam sobie knajpą, ale dość gustowną i wcale nie tanią. Michael zarabiał tam dość sporo, a dochodziły do tego jeszcze wysokie napiwki, które czasem były i nawet warte połowę jego pensji. Do tego, wtedy nie musiał płacić za mieszkanie, bo przecież mieszkał u swojego chłopaka, który tak bezczelnie go zostawił i kazał się wynosić. Zostawił go z kompletną pustką, w portfelu i w sercu.
    - Jakoś nikt nie mówi o tobie źle, powinieneś się cieszyć. - stwierdził z lekkim uśmiechem, mimowolnie przyglądając się Gabrielowi. Było w nim coś, co go najzywczajniej w świecie fascynowało, sprawiało, że chciał mu się przyglądać bliżej.
    Nudny. Jak dla kogo. Michael miał już dosyć wrażeń na ten wieczór i nie miał najmniejszej ochoty wracać na salę. Miał szczerą nadzieję, że Gabriel mu zaraz nie każe tam wrócić. Z drugiej strony, nie miał odwagi prosić go o zwolnienie na ten wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie mógłby, tylko powinien go tam zabrać! I niech nawet nie myśli, że on mógłby darzyć herbatę innym uczuciem niż miłość. Myślenie w tym przypadku nie byłoby czymś złym.
    - Podziwiam cię. ja nie byłbym w stanie robić wszystkiego. Nie mam aż tak podzielnej uwagi - powiedział smutnym głosem. Niestety Gottfried do wielu rzeczy się nie przyda. on może tańczyć, być do towarzystwa i ewentualnie kelnerować. I tyle.
    - Co ci się stało, jeśli mogę wiedzieć? - rzucił lekko zmartwiony. Mimo iż wypadek był sprzed lat, to ręka ciągle była kontuzjowana. Niedobrze.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  23. No dobrze. Może i nie była państwową tajemnicą, ale takie rzeczy warto by było wiedzieć. Jest publiczna, ale najpierw też trzeba trafić.
    - Wiem, że to może niegrzeczne pytanie, ale dlaczego tak długo? - zapytał zaciekawiony. To nie jest do końca normalne, aby aż tak długo być w haremie. Rodzice się go pozbyli, czy co? W sumie, Gottfried wolał nie wymyślać, by nie wysnuć jakiś porąbanych hipotez.
    - Biedny - powiedział, wstając, podchodząc do niego i go przytulając. Zrobiło mu się smutno. Biedny. Wolał nawet nie wyobrażać sobie tego wszystkiego, bo z opisu brzmiało niezbyt przyjemnie i strasznie. - No, choć tyle dobrze.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  24. Michael miał marzenia i coraz bardziej obawiał się, że nic z nich nie będzie. Bo co, jeśli nie zdoła wznowić studiów? Nie będzie tym, kim od zawsze chciał być, nie spełni swoich marzeń. I co wtedy? Do śmierci będzie pracował w haremie i mieszkał w jakiejś dziurze? On chciał wyjść na prostą, ale wydawało mu się, że to kompletnie niemożliwe. W tej chwili wciąż miał jakieś nadzieje... Ale co, jesli nic z nich nie będzie? Przecież wtedy zawali się cały jego świat. W tej chwili nie ma za bardzo dla kogo żyć, a jeśli nie będzie miał też dla czegoś żyć, to wtedy się chłopak załamie. Już teraz był w całkiem sporej rozsypce, mimo, że nie dawał tego po sobie poznać. Innym pomaga, sobie nigdy nie da. Bo on nie potrzebuje pomocy...
    - Jak chcesz, to mogę ci jakieś brednie na poczekaniu wymyśleć, nie ma sprawy. - stwierdził, wzruszając tymi swoimi wąskimi ramionami. Jak zwykle robił dobrą minę do złej gry. Udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku tylko po to, by inni się nie martwili. On nie będzie nikomu wadził, będzie sobie po prostu płakał po kątach, tak, żeby nikt nie zauwazył. I tyle. Nikt się nie dowie.
    - To chyba dobrze, że nie masz żadnych zmartwień. Przynajmniej moim zdaniem. - stwierdził. On za to miał zbyt wiele rzeczy nad którymi mógłby się zastanawiać.

    OdpowiedzUsuń
  25. Czyli Gottfriedowi pozostaje po prostu się porządnie w tym mieście zgubić. Kiedyś znajdzie na to trochę więcej czasu.
    Może Gabriel się nie przejmował, ale czerwonowłosy strasznie. Przecież to nie było jakieś drobne skaleczenie, tylko poważna rana, która musiała mu część nerwów uszkodzić, że tak to teraz wyglądało.
    - Jak nie wygląda źle - powiedział oburzony. Przecież ta ręka jest prawie bezwładna! Kiedy poczuł, że jest tulony, lekko się uśmiechnął i objął go odrobinkę mocniej.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Było źle. Było gorzej. Stał w łazience oparty o umywalkę i zaciskający z całym sił pobladłe palce na jej krawędzi. Jego odbicie w lustrze było popielato białe, szare oczy błyszczały chorym blaskiem, popękane usta zacisnęły się w bolesnym grymasie. Miał wrażenie, że zaraz odpłynie, zemdleje i zwymiotuje naraz. Drżały mu nogi, a na skronie wystąpiły pojedyncze krople potu. Było bardzo źle.
    Po występie skierował się do toalety bez jednego słowa, czym prędzej i prędzej, a za swój sukces uznał, że nie stracił przytomności na scenie, co było bardziej niż prawdopodobne. Wiedział już, że popełnił błąd, że zbyt bardzo dał się ponieść, że nie powinien, że blablabla, co z tego, że wiedział, skoro tak naprawdę nic to nie zmieniało? Był nienormalny i właśnie dlatego teraz walczył o uspokojenie szalejącego w klatce piersiowej serca, dlatego rano jeszcze biały bandaż na jego przedramieniu był teraz purpurowy mimo wielu warstw. Dlatego obudził się nad ranem z palącą potrzebą, z psychopatyczną obsesją, z niemożliwym bólem, który kazał cierpieć. Krzyk nie uciekał zza zagryzionych niemal do krwi warg, gdy spełniał swoje marzenie, gdy uspokajał potwora w swojej głowie. Skalpel wszedł w ciało miękko i lekko, uczucie słodkiego bólu było obezwładniające, nogi ugięły się pod nim, gdy ostrze cięło zbyt głęboko.
    A teraz, po wyczerpujących trzech występach i udawaniu, że wcale nie traci tak wiele krwi, że nie jest słabo, miał ochotę zemdleć, żeby przestało go tak mdlić. Drżącymi palcami lewej dłoni odwijał zakrwawiony bandaż i czuł ucisk w gardle ze strachu, i czuł mruczącego potwora w głowie, bo tak cudownie. Nabrał głęboko powietrza do płuc i czuł jak wiruje mu w głowie, jak przed oczami zakwitają ciemne kwiaty. Wiedział, że nic mu nie będzie. To nie był pierwszy zbyt bardzo raz. Wiedział, że wystarczy opanować krwawienie, wmusić w siebie jedzenie, wypić multiwitaminę i iść spać, a do jutra powinien wrócić do stanu używalności. Ale najpierw trzeba było odzyskać panowanie nad trzęsącymi się nogami i wyjść z pracy nie rzucając się ludziom w oczy głęboką raną biegnącą od wewnętrznej strony łokcia wokół przedramienia. To był już mały problem, ale problem do rozwiązania, potrzebował tylko trochę czasu.

    [Może być? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  27. Kiedy usłyszał pytanie o jego stan fizyczny, a nie krzyk, ani groźby zdecydował się podnieść wzrok. Spojrzenie błękitnych oczu utkwił w wyciągniętej w jego stronę dłoni starszego mężczyzny. Z jego pomocą wstał bez problemu i jedynym co teraz mu już tylko przeszkadzało był przejmujący chłód mokrych od deszczu ubrań, który ogarniał jego ciało niczym dłoń lodowego olbrzyma.
    - N...Nie, raczej nie. Wszystko jest raczej w porządku.- powiedział nieco drżącym od zimna i od strachu głosem. Mocno objął się ramionami, mając nadzieję że nieznajomy nie będzie chciał za bardzo zamartwiać się jego stanem "suchości". Chciał się zaszyć gdzieś, gdziekolwiek i schnąć sobie powoli, a potem jak gdyby nigdy nic zacząć swoją specyficzną pracę, po której znowu dupa będzie bolała go pół kolejnego dnia. Dla pieniędzy trzeba się niestety poświęcać, szczególnie jeśli pieniądze te uchronią cię od poważnych i groźnych nieprzyjemności.

    Nathaniel

    OdpowiedzUsuń
  28. Doroczny festiwal studencki organizowany przez prestiżową szkołę artystyczną w Wiedniu przyciągał wielu ludzi, czemu trudno się dziwić, bo wystawiane tam prace, mimo, że amatorskie wielokrotnie zdobywały uznanie wśród krytyków. Była to okazja, by zaprezentować się z własnym talentem, a przy odrobinie szczęścia zawsze istniała możliwość, że ktoś oczarowany pracą zechce ją kupić.
    Kayden nie miał jeszcze w sobie tyle odwagi, by się zgłosić i zając swoimi rysunkami jakieś stoisko, ale przyszedł tutaj, by zobaczyć to, o czym mówiono w niektórych kawiarenkach, w których ostatnio spędzał mnóstwo czasu. Przemierzał powolnym krokiem długi szklany pawilon wybudowany specjalnie na te okazję przystając co jakiś czas i przyglądając się poszczególnym pracom, tym, które wywarły na nim największe wrażenie. Czasem nieświadomie mruczał pod nosem komentarz, jakby konsultując opinię z samym sobą, co spotykało się z dziwnymi spojrzeniami innych widzów, ale nie przejmował się tym. Przystawał z tyłu mniejszych i większych grupek, mrużył oczy, wychwytywał detale i interpretował, a na koniec szedł dalej.
    W pewnym momencie zatrzymał się przed jednym, szczególnie interesującym rysunkiem nawiązującym stylistyką do kubizmu: dwie splecione postaci o bryłowatych sylwetkach obejmowały się ciasno na tle jaskrawego tła przewagą soczystych czerwieni, fuksji i flamastrowej zieleni; same jednak były szare, jakby wyblakłe sprawiając wrażenie, jakby mimo centralnego umiejscowienia, mimo swoich rozmiarów były trzeciorzędne, a bardziej liczyła się ta barwna rzeczywistość za nimi.
    - No, całkiem niezłe. – wymamrotał dopiero po chwil zauważając, że część [racy jest zasłonięta, przez stojącego przed nią chłopaka. Tamten nie wyglądał jednak, jakby przyszedł tutaj popatrzeć: był odwrócony tyłem i miał lekko znudzoną minę, jakby znalazł się tutaj przez przypadek.

    Kai

    OdpowiedzUsuń
  29. Patrzcie no, na dzisiejszą młodzież! Małe to takie, smarkate, ledwo z pieluchy wyrosło, a już pali i jakie bezczelne w dodatku, job twojo mać! Ta zniewaga krwi wymaga! Chrisa prawie rozniosło na miejscu. Nie dość, że miał paskudnie zły humor, to jeszcze jakiś kurdupel właśnie próbował mu pyskować. Zgrzytnął zębami i zaczął specjalnie wcierać butem resztki papierosa w wykładzinę.
    - Skoro tutaj sprząta, to mu za to płacą. A tobie to akurat płacą za wiadomą rzecz, a nie za palenie na korytarzu, gówniarzu jeden! - no i wybuchnął, wyżył na nim całą swoją frustrację, ale co było chyba w tym wszystkim najgorsze; nie poczuł się przez to ani trochę lepiej. Tylko się wywrzeszczał przed wieczornym występem i tyle. Zrobiło mu się głupio, bo nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, ile jest między nimi lat różnicy. Na pewno nie dałby mu tylu, ile miał naprawdę, za dziecinnie wyglądał i był za niski, ale pozory często mydliły ludziom oczy. To chyba nic nowego, witamy w XXI wieku. Tutaj jest wszystko możliwe, Chris przekonał się o tym parokrotnie, a jednak i tak ciągle się zadziwiał nowościami.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  31. Albo ja się nawet nie wypowiem... Administracja i tak mnie też nie posłucha...

    OdpowiedzUsuń
  32. Czy wy wiecie, że jesteście już bardzo sławni na internecie? Każdy ma link do waszego bloga. Nie cieszy sie chyba dobrą sławą ;)

    OdpowiedzUsuń