Nikita Romanow. 17 letni wychowanek moskiewskiego bidula. Jest tu okrągły rok. Nie z własnej woli oczywiście, ale już zdążył się do wszystkiego przyzwyczaić. Gra na skrzypcach odkąd pamięta. Teoretycznie niewidomy.
Krzyk, gwar i hałas. Nikita
była już tak do tych dźwięków przyzwyczajony, że zupełnie przestał zwracać na
nie uwagę. Po prostu były nieodłączną częścią tego miejsca i zarazem jego
życia. Miękka cisza zapadała tylko wieczorem, gdy wszyscy kładli się spać, a
mniejsze dzieci padały wyczerpane całodzienną bieganiną. Dopiero wtedy mógł się
wymknąć i zamknąć w dźwiękoszczelnej sali muzycznej, gdzie spokojnie mógł grać
na swoich ukochanych skrzypcach. Delikatne, często smutne melodie wypływały
spod jego palców, zabierając razem ze sobą wszystkie złe myśli i wspomnienia.
Nie od zawsze tu mieszkał, w
tym sierocińcu, chociaż spędził w nim większość swojego dzieciństwa. Trafił tu
mając niespełna sześć lat, po pożarze domu, w którym zginęli jego rodzice, a on
uległ poparzeniom. Miał też odkształconą siatkówkę lewego oka, w którym z
biegiem czasu zaczynał trafić wzrok. Nikita od tamtego czasu przeżywa to
głęboko w sobie, obwinia się, chociaż przecież nie mógł uratować rodziców.
Gdyby nie pomoc sąsiadów, którzy znaleźli chłopca na zgliszczach, nie wiadomo
co by się z nim stało.
Panicznie boi się ognia,
nawet tego najmniejszego, z zapalniczki. Na jego widok nie krzyczy ani nie
płacze, po prostu zamyka się w sobie i potrafi tak trwać z pustym spojrzeniem
przez kilka godzin. Kilka miesięcy po tym wypadku, coś zaczęło dziać się z jego
oczami. Początkowo Nikita nie zwracał na to uwagi, bo po prostu nie mógł dłużej
patrzeć na jaskrawe światła i barwy, bo lewe oko szczypało i łzawiło. Zgłosił
to opiekunom, dostał okulary i było trochę lepiej.
Trzynaste urodziny Nikity nie
byłyby niczym niezwykłym, bo tu nikt urodzin nie obchodził, jednak jedno
wydarzenie sprawiło, że zapamięta ten dzień do końca swojego życia. W czystym
odruchu, zaraz po przebudzeniu założył okulary, nawet nie otwierając oczu. Po
uniesieniu powiek aż zachłysnął się powietrzem. Widział ciemność, a
przynajmniej lewym okiem. Nie pomogło przecieranie i mruganie, po prostu nie
widział. Z prawym było jeszcze w miarę dobrze, chociaż już w okularach obraz
zaczął mu się rozmazywał. Ale oczywiście nikomu się nie przyznał i w dalszym
ciągu grał na skrzypcach.
Szczerze powiedziawszy,
Nikita nie wygląda jak typowy siedemnastolatek. Ledwie metr sześćdziesiąt
wzrostu, chude to jak przeciąg i często oskarżane o niedowagę. A on lubi jeść,
ale je rzadko i w małych ilościach. Na dodatek jest wegetarianinem.
Rozczochrane włosy w kolorze
ciemnego blondu kontrastują z bladą, pociągłą twarzą o wyraźnie zaznaczonych
kościach policzkowych. Zza szkieł mocnych okularów w cienkiej oprawce wyglądają
brązowe, duże, ufne oczy. Mimo tej dużej wady nie straciły swojego koloru,
dlatego po oczach na pewno nikt nie pozna, że Niki jest prawie niewidomy.
Drobny, zadarty nosek i brzoskwiniowe usteczka dopełniają ten obrazek słodkiego
chłopca. Wychowany w zimnej Moskwie Romanow topi się w szalach i chustach,
które zazwyczaj pachną owocami z lekką nutą słodyczy. Nosi luźne ubrania, żeby
ukryć swoją chudość, chociaż w swojej nowej pracy zamienił to na pociągające,
dopasowane stroje. Smukłe, długie palce, idealne do trzymania smyczka,
najczęściej oblekają rękawiczki bez palców.
Nikita jest... Zmienny.
Zaufaniem obdarza każdego, co nie zawsze wychodziło mu na dobre, bo ludzie
często tą jego naiwność wykorzystują. Z drugiej strony zawzięty jest i uparty,
nie uznaje tego, że słaby wzrok go ogranicza. Lubi się uśmiechać i robi to
często, a jak obdarujesz go białą czekoladą, w tych ślicznych, zielonych oczach
zobaczysz bezgraniczne szczęście. Jedyne czego nie lubi to cynamon.
Trafił tu przez przypadek, bo
potrzebowano skrzypka. A że dostał zupełnie inną pracę... Cóż.
Nie zasłużył jeszcze na to, żeby
nazywać go ekskluzywnym pracownikiem, ale z drugiej strony nie zostaje oddany
każdemu, kto się nawinie. Gabriel, jego opiekun w tym miejscu, zawsze
przeprowadza wstępną selekcję klientów Nikiego, żeby czasami żaden nie zrobił
mu krzywdy. Gabriela poznał już pierwszego dnia, oprowadzał go po tym całym
przybytku i nawiązała się między nimi więź. Sporo starszy chłopak wziął
Rosjanina pod swoje skrzydła i dbał, by było mu tu dobrze pod każdym względem.
Nikita uwielbia go i traktuje jak swojego starszego brata, którego
los mu poskąpił.
Dobranoc blues
w oczach masz tylko, tylko mnie
odchodząc wołasz swoje sny
ponury kruk pozwala tylko powiedzieć
znów
znów, o znów,
dobranoc blues.
[ Cześć misiałki, znamy się rzecz
jasna. Tytuł to cytat z tej piosenki, zdjęcie z
we<3it. Niki był kiedyś używany na jednym blogu, więc proszę mi plagiatów
nie zarzucać. A teraz wątków mi dajcie! Można też pisać tu 44570121 <3]
___________
Rozmowa wstępna:
- Czyli mówisz, że umiesz grać na skrzypcach... Nie chcesz wykorzystać tu tej umiejętności?
Nikita nie spodziewał się tak szybkiej rozmowy z samym właścicielem haremu. Przygryzł lekko wargę, ważąc w myślach słowa, żeby udzielić jak najlepszej odpowiedzi. W końcu to od tego człowieka zależało jego być albo nie być.
- Tak, proszę pana. Gram od dawna i jestem tu, żeby grać. I mam nadzieję, że moja gra spodoba się odpowiednim ludziom.
Nikita nie spodziewał się tak szybkiej rozmowy z samym właścicielem haremu. Przygryzł lekko wargę, ważąc w myślach słowa, żeby udzielić jak najlepszej odpowiedzi. W końcu to od tego człowieka zależało jego być albo nie być.
- Tak, proszę pana. Gram od dawna i jestem tu, żeby grać. I mam nadzieję, że moja gra spodoba się odpowiednim ludziom.
[MOJE UKE <33333]
OdpowiedzUsuńGottfried
[I mój braciszek <3]
OdpowiedzUsuńGabryś
Gottfried stał sobie spokojnie przy barze. Jeszcze było za wcześnie na jakikolwiek ruch. W sumie godzina piętnasta to jeszcze wczesny poranek, co nie? Jednak czerwonowłosy niekoniecznie wiedział, co ze sobą zrobić. Chyba przejdzie się na jakiś spacer.
OdpowiedzUsuńPodczas tych rozmyślań został potrącony przez kogoś. Nic nowego, w sumie kręci się tu wielu ludzi. Jednak dziwny był fakt, że próbując utrzymać równowagę owe stworzonko zerwało mu opaskę na oko.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął za nim, bo blondyn mało, że mu ją strącił, to chyba nie zauważył, że i wziął ze sobą. Taka sytuacja nie podobała się Gottfriedowi absolutnie. Co z tego, że ten chłopak był słodziutki. Taka zniewaga krwi wymaga.
Gottfried
[ Cześć, chcesz ukraść Chrisowi ciastko? <3 ]
OdpowiedzUsuńChris Lawrence \m/
Nie rozumiał co on do niego mówił, ale po tym, jak się przestraszył, zrozumiał, że nie powinien na niego krzyczeć. Przestraszył go. Przestraszył takiego słodziaka. Aż mu się głupio zrobiło.
OdpowiedzUsuńPodszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, nic poważnego się nie stało - powiedział, zabierając opaskę i wiążąc ją na oku. Teraz już lepiej. Nie musiał mieć go cały czas zamkniętego. Po wykonaniu tej czynności, mógł kucnąć i zebrać nuty dla chłopaka. Widocznie był jednym z tutejszych muzyków. I chyba nie widział za dobrze, co Gottfried wywnioskował po fakcie noszenia przez niego okularów.
Gott.
[Ojej, biedne to takie :3 Hay lubi biednych chłopców, bo może im ryć czajnik jeszcze bardziej :D I powiedz mi - czy on w końcu jest ślepy, czy nie? ^^
OdpowiedzUsuńWątek, tak, jak najbardziej. Zjeść mnie nie możesz, bom podobno niesmaczna, Hay może wygląda smakowicie, ale przesiąknięty trucizną, więc radzę uważać.]
Hayden
Właśnie zaparzył sobie kubek świeżej herbaty i ruszył w stronę sali z fortepianem, mając w planach napisanie czegoś nowego, bo niesamowicie dręczyła go wymyślona właśnie melodia. Szedł na tyle szybko, na ile mógł, nie rozlewając herbaty i nie wywracając się na schodach. Gdzieś kilka metrów przed drzwiami usłyszał dźwięki gitary i zwolnił, przysłuchując się, bo jako rasowy meloman nie mógłby nie słuchać każdego dźwięku. Bezszelestnie wślizgnął się do sali i przystanął pod ścianą, obserwując grającego chłopaka. Melodia była dobra, nawet bardzo, a Élie ją znał i lubił, więc raczej odruchowo niż z namysłem odstawił kubek herbaty na szafkę i usiadł na stołku przed fortepianem.
OdpowiedzUsuńWłączył się do gry bez słowa, jedynie z lekkim uśmiechem na ustach, nie zwracając wzroku na klawisze, a przymykając oczy i zatapiając się we wspólnej muzyce gitary i fortepianu.
[Wybacz jakość ^^]
[ No hej! Biedne dzieci to coś w stylu Kaia. Och, a on jest tu sporo dłużej od Nikiego. Nie wiem, nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Ale... Kai to artysta przecież. Więc może pokombinujemy coś na tej płaszczyźnie, hm? :D]
OdpowiedzUsuńKayden
W drodze do Haremu kupił sobie paczkę ciastek. Ta droga trochę mu się dłużyła, więc zaczął je jeść. Po dotarciu na miejsce, okazało się, że większość paczki ze słodką przekąską magicznym trafem zniknęła! Zostało jedno biedne ciastko, którego co gorsza nie zdążył zjeść. Na szczęście występ minął mu w szybkim tempie. Miał tego dnia wyjątkowo dobry humor, bo udało mu się osiągnąć nowy lvl w Skyrim. Pewnie dla każdej innej osoby wydałoby się to błahe i mało ważne, ale on takimi rzeczami się, kolokwialnie mówiąc "jarał".
OdpowiedzUsuńJuż miał podejść, zabrać swoją wiecznie otwartą torbę, gdzie jak zwykle wpychał wszystko, co tylko wpadło mu w ręce i było przy tym arcyważne (niezależnie od wartości, ciężaru i wielkości), a następnie iść do domu, gdy nagle zobaczył kradzieja pospolitego. Stał taki i bezczelnie próbował podkraść mu ostatnie ciastko!
- Odłóż do ciastko na miejsce, może ono chce żyć! - burknął niskim tonem głosu, stojąc tuż za plecami niskiego chłopaczka o włosach w kolorze ciemnego blondu.
No, Chris może trochę strasznie wyglądał, ale sądził, że chyba dzieciak nie padnie mu tu na zawał, jak już się łaskawie odwróci (i odłoży Chrisową własność na prawowite miejsce, tak przy okazji).
Chris Lawrence
[Kurde, nie wiem, co by to mogło być? :D]
OdpowiedzUsuń[Kłótnia jak najbardziej pasuje, mimo że Hayden to typ raczej 'wisimito', ale damy radę ;) Tylko jeszcze... o co ta kłótnia miałaby być? Bo ja z chęcią zacznę :3]
OdpowiedzUsuńHayden
[ To chyba najdłuższa karta jaką widziałam >3 ]
OdpowiedzUsuń- Czyli jednak straszę dzieci. - mruknął, jakby nieco urażonym tonem głosu. Zdjął z siebie czarną, rozpinaną bluzę i rzucił ją gdzieś na bok, żeby mieć ją na widoku. Sam skierował się w stronę torby i wyciągnął z niej całą, nieotwartą paczkę biszkoptów. Z bezceremonialnym uśmiechem wręczył ją chłopakowi.
- Wystarczyło powiedzieć, a nie podkradać po kryjomu. - stwierdził całkowicie będąc jak zwykle całkowicie spokojny. No, bo Chris tylko wyglądał strasznie i czasami głos miał straszny (ha! akurat z tym głosem to się udał, jak z niczym innym!), ale tak prywatnie to całkiem fajny facet był z niego. Nie gryzł, nie pluł jadem, a za to przytulał przyzwoicie i duży był, więc mógł robić za funkcjonalny kaloryfer dla każdego chętnego (i najlepiej pełnoletniego, żeby potem nie krzyczeli, że "pedofil", bo dzieci przytula).
- Od kiedy tu dzieci wpuszczają, tak w ogóle? - zmarszczył brwi. Dopiero teraz Nikita pewnie dokładniej przyjrzał się temu, że były one po prostu narysowane. Tak, Chris był na tyle odważny (albo "pojebany", jak to niektórzy mówili), że je sobie zgolił, do zera. Cóż, mógł teraz przynajmniej sam nadawać im kształt taki, jak jemu się podobał.
- Widać, że dzieciak z ciebie. - oznajmił tonem znawcy, po czym zaczął robić miejsce w torbie. Spojrzał na chłopaka i uśmiechnął się do niego wprost uroczo (pewnie gdyby nie dość ponury makijaż oczu, kolczyki i tatuaże, to Niki mógłby go uznać za całkiem przyjaźnie wyglądającego człeka). - Podasz mi bluzę? Proszę?
Chris Lawrence
[ To może Nikuś usłyszy gdzieś jak Nath śpiewa chowając się po kątach (Nath twierdzi że nie umie, ale top bzdura) i zagada do niego, co?]
OdpowiedzUsuńNie było się czego bać. Gottfried wbrew pozorom nie był aż taki straszny. Może i czerwone włosy były dziwne i on też, ale z niego zły człowiek nie był ! Cóż... Dzieciństwo w bidulu było mu obce, więc nie byłby w stanie odnaleźć się w jego sytuacji.
OdpowiedzUsuń- Nie ma problemu - powiedział uśmiechając się. - Jak ci na imię? - spytał. Ten chłopak był strasznie uroczy, a szczególnie, gdy schował nosek w szaliku i poprawił okularki. Aż się go schrupać chciało. Miał też ochotę poczochrać go lekko po głowie, co też po chwili uczynił.
- Ciekawi cię moja opaska? - dodał. Widział przecież jego zainteresowany wzrok.
Gottie.
Melodia trwała, długie palce zmuszały fortepian do śpiewu, dźwięki zestrajały się w jedno, idealnie dopasowane i zespolone w cudowną całość, muzyka łagodziła poszarpany umysł. Gdzieś między moderato a andante przestał myśleć o tym, że gra i co gra, po prostu słuchał i czuł, bo melodia nigdy nie była czymś oddzielnym, zawsze była jego nieodłączną częścią. Zamknięte oczy, tańczące na klawiszach palce i zgarbione plecy, gdy utwór zakończył ponadprogramowym prestissimo. Przez dłuższą chwilę nie poruszał się, wsłuchując w ciszę drgającą dźwiękami fortepianu i skrzypiec. Uśmiechnął się lekko na swój specyficzny sposób, jedynie lewą stroną twarzy.
OdpowiedzUsuń[A bo ty od zawsze masz jakieś manie prześladowcze ;P]
OdpowiedzUsuńLucas Farley
[Chyba się z rozpaczy powieszę :P
OdpowiedzUsuńTo co, zaczniemy w końcu jakiś wątek czy mam czekać dalej na tego mojego doktorka?]