wtorek, 23 kwietnia 2013

Czasami jest tyle piękna na świecie, że aż trudno je znieść




Lennart Karl Wienerberger


dziewiętnasty stycznia 1993, Sankt Pölten, Austria
student pierwszego roku prawa na Uniwersytecie Wiedeńskim
niespełniony artysta malarz, utalentowany pianista, nieudolny skrzypek
i na co mu to wszystko? losu dziedzica ceglanego imperium i tak nie zmieni


"Akcje Wienerbergeru ciągle rosną! Warta już niemalże trzy miliardy euro spółka w ciągu ostatnich kilkunastu lat całkowicie zmonopolizowała światowy rynek materiałów budowlanych, stając się niekwestionowanym liderem w produkcji cegieł i systemów dachowych. Z Franzem Winerbergerem, największym akcjonariuszem firmy, a także prezesem zarządu miała okazję porozmawiać nasza reporterka..."
Noż cholera jasna, zaklął pod nosem, niemalże rozlewając na siebie całą zawartość filiżanki. Na siebie i na to niepozorne, białe urządzenie. Kolejną nowinkę techniczną do kolekcji. Ostatni prezent od ojca kupiony ot tak, bez jakiejś większej okazji. Cholera, Lennart chyba nigdy się na tym specjalnie nie znał. Podobno wygrawerowane na tyle obudowy jabłko potrafiło przysporzyć niektórych o niemalże orgazmatyczne doświadczenie, ale cóż, on sam nigdy tego nie doświadczył. No może do teraz. Czarna, powoli rozlewająca się po wyświetlaczu plama nadawała zdawkowo uśmiechającemu się ze zdjęcia ojcu niemal łagodny charakter. A może była to tylko wina złego oświetlenia?
- Dobry wieczór. Muszę powiedzieć, że prędzej spodziewałbym się tutaj pańskiego ojca. Dawno u nas nie zawitał, stało się coś poważnego ? – aż podniósł wzrok, słysząc ten uprzejmy, może nawet za bardzo uprzejmy ton. Nie cierpiał takich ludzi. Chyba jeszcze bardziej niż ojca.
Nie odpowiedział, nie zamierzał. Zmierzył mężczyznę chłodnym spojrzeniem i ponownie wrócił do mało interesującej lektury artykułu. Ojciec byłby z niego dumny. Chyba. 


Charakter            Historia             Wygląd


17 komentarzy:

  1. [ Uroczy chłopiec, nie mogę zaprzeczyć temu, że mi się spodobał. Co ty na to, żeby zainteresował się Chrisem? Lawrence to dość charakterystyczny człowiek, więc to byłoby całkiem logiczne. ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  2. [To ja też się przywitam, postać bardzo ciekawa :)]

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja od serca zapytam - Pracownik, czy Gość? Ja przepraszam, naprawdę dziś nie kontaktuję do końca. Dziękuję z góry.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Zła ja podglądałam już w wersji roboczej i też mówię, że to słodziak. Myślę, że Marca mógłby zainteresować. Jeśli też przejawiasz chęć na wątek z nami, w sumie chętnie zacznę.]/Urlich

    OdpowiedzUsuń
  5. [Niech będzie, że źlejsza, bo ja się nigdy w notatniku/Wordzie nie nauczę pisać. To była kluczowa zaleta onetu, ta niemożność podglądania. A jak mi się godzina ciągle zmienia, jestem bliska nabawienia się schizofrenii, serio, serio. A psychozy to przez Ciebie jeszcze bardziej. Człowieku, zmieniaj nicki częściej, a prawie na pewno tak to się skończy. Wchodzę na profil, widzę dziesięć wyświetleń od kwietnia i rękę dałabym sobie uciąć, że się znamy.
    Jeśli chodzi o kartę, czuję się mile połechtana, a to zły znak, nie rób tak. Zaniża mój poziom, bo robię się leniwa, poważnie.
    Tomasa musisz mi przebaczyć, on teraz tylko swojego syna, ciepłym moczem olał wszystkich. Wbrew wszelkim zasadom. Tak czasem bywa, jak mnie jakiś wątek wessie.
    Marc się raczej nie wkurwi, on będzie chciał to wykorzystać. Więc chwytaj:]

    Ten chłopak zwrócił jego uwagę już pierwszego dnia, kiedy go zauważył. Mimo usilnych prób, Urlich powody znajduje tylko dwa: wiek i cel wizyty sprawiają, że wyróżnia się na tle niewyżytych seksualnie klientów haremu, natomiast jego wygląd idealnie wpasowuje się w marcowy kanon piękna. Z początku więc pozwalał sobie cieszyć oczy tym widokiem, odbitym w lustrze za barem, przy którym zwykł siedzieć. Po to przecież zazwyczaj tu przychodził. I gdyby nie to drobne zainteresowanie, pewnie nawet nie zdałby sobie sprawy z tego, że sam też jest obserwowany, a te pojedyncze i ukradkowe spojrzenia są w następnej kolejności przelewane na papier. W jakiej formie? - nie miał pojęcia, dlatego w tym większą frustrację wprawił go fakt, że kiedy wreszcie postanowił się o tym przekonać, nieznajomy przepadł na kilka dłuższych dni.
    I oto, kiedy wreszcie postanawia sobie darować, tamten znów przychodzi. Siedzi przy stoliku, zamawia u kelnera czarną, gorzką kawę i znów gra, że nie robi nic konkretnego. A później, wprawiając Urlicha w zadowolenie z nabytego pretekstu, znów zaczyna go rysować. Marc, korzystając z jego chwili skupienia na papierze, zgarnia z blatu swoją szklankę i okrężną drogą brnie w jego kierunku. Przez moment obserwuje, jak tamten podnosi spojrzenie wprost na stołek, na którym Urlich jeszcze chwilę wcześniej siedział, by kolejno stanąć tuż za nim, zgrabnie wysunąć rysunek spod jego dłoni i zlustrować go skrupulatnym wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Witam, powiem, że karta bardzo fajna. Miło się ją czytała, taka nieprzeładowana i przejżysta w miarę, chociaż to chyba nie jest słowo którego chciałam uzyć. Nie ważne! Jeśli chęć na wątek masz to serdecznie zapraszam ^^ ]
    ~Tobias

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć debilu, bawmy się w seks]/Kartz

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Wybornym pomysłem? Myślę, że nie ma takiej opcji, szczególnie dziś. Ponieważ mój mózg robi sobie jakiś urlop czy coś... Nigdy nie byłam dobra w wymyślaniu wątków, a teraz to nawet pisać nie umiem. Dlatego za moją nieudolność przepraszam.
    Moje pomysły hmm... no nie wiem, naprawdę nie wiem... Jakieś najzwyklejsze spotkanie w klubie - Tobias może go zaczepić po występie, jak L. tak siedział na uboczu i się gapił czy coś takiego... chociaż szczerze nie wiem co może z tego wyniknąć... ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Pochłonięty szkicem, kątem oka widzi jedynie fragment tej pięknej twarzy. Jej mięśnie napinają się, a policzki drgają - chłopak mówi. Naturalnie Marc nie może wiedzieć, o czym i w zasadzie długo się waha, nim wreszcie skupia spojrzenie na tych pełnych, spierzchniętych wargach. Zadowolony nie mówi mu jednak wiele, toteż obchodzi stolik, przy którym nieznajomy siedzi, stawia na nim swoją szklankę, wypełnioną bursztynowym płynem i siada naprzeciwko niego. Niegrzecznie: ani bez pytania, ani bez pozwolenia.
    - Powtórz - żąda tym swoim niskim, chrapliwym i wciąż wyraźnym głosem, którego barwy już nie pamięta. Od momentu, w którym może ująć ją spojrzeniem w całej krasie, wciąż natrętnie wpatruje się w jego twarz, ciesząc oczy możliwością oglądania jej z tak bliska. Chyba poszukuje na niej owego skrępowania, a jego brak, o dziwo, budzi w nim zadowolenie.
    Wtedy znów skupia wzrok na szkicu, który nie wprawia go w żadne emocje. Może poza porażeniem, bo w jego mniemaniu (a jakimś wybitnym znawcą z pewnością nie jest) zdaje się być pięknym i, choć ma to związek z zaprezentowanym na nim mężczyzną, to nie on jest tego przyczyną.

    [Tylko mi nie mów, że znowu będę tym frajerem, który zawsze odpisuje krócej.]

    OdpowiedzUsuń
  10. Chris był człowiekiem którego trudno było zrozumieć, a co dopiero narysować. Ciągle gdzieś biegał, znikał to tu, to tam. Tylko na występie kręcił się jedynie po scenie. Wtedy był nieco ograniczony pod względem możliwości ruchu, ale to zdecydowanie jedno z tych bezpiecznych dla niego miejsc. Tam nie czuł skrępowania, wstydu. Dzisiaj dali mu do śpiewania kawałek, który niekoniecznie mu się podobał w oryginale, dlatego odrobinę go... przerobił. Większość słuchaczy na całe szczęście była mile zaskoczona, a to dobrze świadczyło. Jednak wciąż miał dobry kontakt z publiką. A tak wśród tej publiki znalazł chłopca (bo trudno nazwać mężczyzną kogoś, o tak młodo wyglądającej buzi), rysującego sobie coś w całkowitym spokoju. Nie mógł zaprzeczyć: poczuł się zaintrygowany. Może właśnie dlatego parę minut po zejściu z podestu, na jakim występował, pojawił się na zatłoczonej sali?
    - Mogę się dosiąść? - wolał się spytać, upewnić, czy nie będzie przeszkadzać. W końcu wielu ludzi rysując chciało mieć absolutny spokój, ale skoro nieznajomy siedział w takim miejscu, to chyba jedna osoba nie powinna mu robić za problem, prawda? Tym bardziej, że po występie Chris był raczej... zajęty sobą, swoimi przemyśleniami. Rzadko wdawał się w dyskusje, zazwyczaj nie miał na nie ochoty.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  11. [Nie żadne hmm, tylko "Tak, Asiu! Już idziemy". Albo lfie. Jak chcesz]

    OdpowiedzUsuń
  12. Gottfried zauważył jakiegoś dość młodo wyglądającego mężczyznę w kącie pomieszczenia. Siedział sam od jakiegoś czasu i chyba rysował. To było dziwne. Nie bawił się w ogóle, nie tańczył i chyba nie podrywał innych facetów. W takim razie Gottfried postanowił do niego podejść.
    - Cześć, można się przysiąść? - zapytał spokojnie, siadając naprzeciwko niego. Raczej go stąd nie wywali, prawda? Dopiero z tej odległości mógł spokojnie stwierdzić, że ma on kręcone włosy i ładną, pociągłą twarz. Opaska na oko jednak swoje robi.

    [ Mam nadzieję, że nie będzie żadnych obiekcji, że do ciebie napisałam :3 Witam na blogu i liczę na owocne wątkowanie :D]

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Sierota, dziwka, tancerz bez wykształcenia i jeszcze diler? Tobias to sobie niezłe miejsce w piekle szykuje... Ale mi pasuje (^-^)v
    Czujesz nieodpartą potrzebę zaczęcia? ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Im dłużej patrzy na wyrysowany na kartce szkic, tym większe zainteresowanie ten w nim budzi. Nieznajomy niewątpliwie ma w kwestii rysowania wprawę, ale mimo to Marc jest prawie pewien, że zadowolony było poprzedzone przeczeniem. Tylko o tym myśli i skupia się na białej dziurze swojej twarzy, kiedy on wyrywa mu papier z rąk z taką siłą, że róg kartki zostaje między marcowym kciukiem i palcem wskazującym. Nie może nie być zaskoczony. Zaskoczenie i konsternacja to jedyne uczucia, które przez pewną chwilę malują się na jego twarzy. Dopiero gdy obserwuje, jak tamten drze papier w strzępy, pojawia się na niej zaintrygowanie jego swoistym zachowaniem. Odchyla się wygodniej na krześle, powoli gniotąc zatrzymany fragment kartki w dłoni. Od tego momentu nie spuszcza z niego spojrzenia.
    Nie może wiedzieć, czy chłopak jest świadomy tego, że nie słyszy. Wie natomiast, że prędzej czy później dowie się o tym, tak więc głuchota jest bardzo dobrą wymówką, by wciąż móc wpatrywać się w te usta. Sprawa komplikuje się dopiero wtedy, gdy tamten odzywa się, a Marc podnosi spojrzenie na jego oczy. Problemu nie stanowi fakt, że nie widzi jego ust, bowiem z tej odległości patrząc w te dwa, piwne punkty, wciąż może czytać z nich z dziecinną łatwością, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę swoją wprawę. Gorzej, że wymówka przepadła. A więc trudno, będzie się wgapiał i bez niej.
    - Poprzednie skończyły podobnie? - na wpół pyta, na wpół stwierdza, wciąż wpatrzony w jego oczy.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Cegły są spoko, Raul może robić w cegłach. Pewnie są dostatecznie nudne. Zacząć, zaczniesz?]

    OdpowiedzUsuń