niedziela, 21 kwietnia 2013

Im mniej się ludziom pokazujemy, tym więcej o nas mówią.



Kayden Firefly | Lat 20 | Escort Boy | Gorszy zły brat bliźniak (Bo Hayden tak powiedział)  | ¾ człowieczeństwa | Nie patrz tak na mnie, jakbym był nienormalny.

      Myślisz, że podoba mi się to, co robię? Skłamałbym, gdybym powiedział, że czuję się niesamowicie skrzywdzony przez los. Jest źle, ale nie aż tak źle, jak było jakiś rok temu. Matka wylądowała  szpitalu. Tysięczny raz już chyba. Tym razem oszczędziła sobie wygrażania się personelowi, że mają ją natychmiast odwieźć do domu. Zresztą, domu praktycznie już nie było. Tak właściwie wszystkiego sobie oszczędziła, poza oddychaniem i biciem serca. Przynajmniej tak nam powiedzieli. I tylko ja się popłakałem. (Głębszy oddech)  Bo nie umiem być tak silny jak H., a przynajmniej nie potrafię jak on ukrywać siebie pod maską obojętności dla całego świata. No, może dla PRAWIE całego świata. Nie wiem, czy mam się czuć szczęśliwy, czy wręcz przeciwnie, że w jego oczach jestem wykluczony z tej podłej rzeczywistości. Wracając do matki, bo tak właściwie to wszystko dzieje się przez nią. (kłopotliwa pauza) Pomyłka. To przez faceta, który mnie nas  spłodził. A po trzech latach l zostawił, bo chyba znudziło mu się „bycie ojcem”. Nie był nim chyba ani przez sekundę od momentu naszych narodzin. Niewiele pamiętam, ale znam go z opowieści matki, która mimo wszystko przedstawiała nam najmniej bolesną wersję prawdy taktownie przemilczając drastyczne epizody. Na przykład ten o jego śmierci. Chyba nigdy nie przestraszyłem się tak bardzo własnej obojętności.  (wahanie)  W sumie, mógłbym robić w życiu co tylko bym chciał: H. też mógł. Dobrze radziliśmy sobie w szkole, przynajmniej na tyle, ile nam się chciało. Ale droga do kariery mogła by potrwać stanowczo za długo: kasa jest potrzebna teraz, jak najwięcej, jak najszybciej, bo inaczej… inaczej ją  z a b i j ą. Och, tak po prostu. Jakby była nic nie wartym zwierzakiem, nie miała duszy, uczuć i tak dalej. (drwiący uśmieszek) Jakby nie miała tego, czego H. wypiera się przed całym światem.
Wcale nie chcę tutaj być. Wcale nie chcę tego robić. Ale chcę mieć H. blisko siebie. On mówi, że to jedyny sposób, jaki teraz mamy, a ja mu wierzę. W końcu „teraz” musi się kiedyś skończyć, prawda?



***



- Odszczekaj to, powiadam ci! Bo będę bił!
- Ne potrafiłbyś mnie uderzyć.
- A co ty o mnie niby wiesz, co?!
- Wszystko, Kai. Wszystko.


   - Nienawidzę cię, Hayden!
- Ja ciebie też kocham, Kai.



  - Nie odzywaj się do mnie.
- …
- GARDZĘ tobą.
- …
- Już nigdy więcej nie chcę cię słyszeć.
- …
- No dlaczego nic nie mówisz?!


  


***


Więc nazywam się Kayden Firefly i mam dwadzieścia lat. Jestem dziwkiem, prostytutkiem, (zauważ, że nawet określenia tego, co robię brzmią już podle) męską kurwą, czy jak to sobie tam nazwiesz, nie obchodzi mnie to. (Bo obchodzi mnie zdanie tylko jednej osoby).  Mieszkam sobie w Wiedniu (bardzo ładne miasto, naprawdę!) w dzielnicy, w której nie czuję się aż tak bardzo obco z poczuciem tego, że niedługo słońce zajdzie i będę musiał wracać do swoich powszednich zajęć. Zresztą, gówno prawda. Zachody czy wschody wcale nie regulują mi trybu życia, ale poranna szarówka wydaje się być najprzyjemniejsza, gdybym już miał wskazywać porę dnia, którą lubię najbardziej. Lubię też masę innych rzeczy, jak na przykład czas, który mogę spędzić z bratem; lubię wyrywanie facetów, z którymi chcę pójść do łóżka; lubię gryzmolić na każdej powierzchni, która do gryzmolenia się nadaje i lubię wyobrażać sobie to, co kiedyś będę robił, jak już uwolnię się od tego bardzo ładnego miasta raz na zawsze. 


    Poza tym, to ja jestem tą  słabszą  wrażliwszą, bardziej ugodową  skłonną do negocjacji (popartych więcej, niż słuszną ilością łapówek) stroną. H. ma rozum, ja mam za to intuicję, której nie boję się używać. Boję się innych rzeczy, ale głupotą byłoby mówienie o nich, prawda? Zresztą to, co już zdążyłem zdradzić wyraźnie wskazuje na największe z moich obaw i nie trzeba wykazywać się inteligencją godną Einsteina, żeby na to wpaść.
Mam też dziwne wrażenie, że moje prawdziwe życie toczy się gdzieś pod sklepieniem mojej czaszki. Tam chyba nie trzeba podejmować się aż tylu konfrontacji z ludźmi; w ogóle jest tam ciaśniej, przytulniej, bezpieczniej.




[Jeszcze tylko troszkę odautorskiej paplaniny. Razem z Kaydenem kłaniamy się wszystkim w pas; młodzieniec ze zdjęcia to niejaki Niclas Gillis, a same grafiki pochodzą z weheartit, czy tam innego tumblr'a (nie jestem pewna). W każdym razie, nie są moje. Zresztą, tak samo jak cytat, którego pochodzenia oczywiście nie znam.
No i uprzejma sugestia: nie pytamy, tylko od razu zaczynamy, ewentualnie rzucamy pomysłem. Dziękuję za uwagę.]



______________________

Rozmowa wstępna:


 - Ech, chłopcy, i co ja mam z wami zrobić? Jesteście tacy młodzi. Jesteś pewny, że to jest dobry pomysł? Czujesz, że dasz radę?
Kayden milczał przez dłuższą chwilę, jakby liczył na to, że tamten się zreflektuje i cofnie to pytanie. Ale... naturalnie nic takiego nie nastąpiło.
- Tak. - stwierdził więc tonem wskazującym na to, że jest absolutnie pewien tego, w co zamierza się wpakować. - To jest doskonały pomysł. A ja radzę sobie ze wszystkim.

56 komentarzy:

  1. [ No czejść! Zarzuć pomyślunkiem a obiecuję zacząć! <3 ]

    Niki

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Wzruszyło mnie to, że jest prostytutkiem. Podejmę się wątku, tylko powiedz mi gdzie i w jakich okolicznościach mogliby się spotkać. ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tak, właśnie tak. Od razu poczułam się lepiej ;D]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Wszyscy twierdzą, że on taki biedny ^^ Ale tak, można polecieć w sztukę. Może Silbern każe im coś razem stworzyć? ]

    Niki

    OdpowiedzUsuń
  5. Kąpiel jest spoko. Gorzej jak ktoś zabierze ci twoje ubrania. I te czyste i brudne i pozostaniesz tylko z ręcznikiem. Ba! Nawet opaskę na oko ci zabiorą. Super uczucie. Strasznie się Gottfried zdenerwował. Takich kawałów mu robić nie wolno. Ciuchy jeszcze spoko, ale opaska?! No weźcie ludzie... To jest chamskie.
    Trudno. Czerwonowłosy się wytarł i owinął ręcznikiem. Co z tego, że końcówki miał jeszcze mokre i woda w dość seksowny ściekała na jego ciało. Miał też gdzieś, że zobaczą jego różnobarwność tęczówek i tatuaż.
    Wkurzony trzasnął drzwiami i wyszedł na korytarz.
    - Jeśli ten wstręciuch, który mi zabrał rzeczy jest gdzieś w pobliżu, niech wie, że czeka go bolesna przyszłość! - powiedział donośnym głosem, zmierzając w stronę swojego pokoju.

    Gott.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gottfried się zatrzymał i mierzył wzrokiem osobnika, który przed nim stanął. Kojarzył go. To chyba był Hayden lub Kayden. W sumie, trudno stwierdzić.
    - Jaki wstręciuchu, proszę cię - rzucił oburzony, strącając jego dłoń. - Ha... ha... ha... Bardzo śmieszne. W jakim kolorze? - bo jeśli były czarne z niebieskimi napisami, to jak się dowie czyja to sprawka to będzie jeszcze bardziej zdenerwowany, eufemistycznie określając.
    - A tak w ogóle, to ty jesteś Kai, czy Hai? - dodał trochę milszym tonem.

    Gott

    OdpowiedzUsuń
  7. - Zabiję - rzucił pod nosem. Bardzo nie podobały mu się takie żarty. Jednak powoli się domyślał, kto mógłby za tym stać. Pewnie kochanemu Gabrysiowi się nudziło... Oj, stokrotnie mu się za tę zabawę odpłaci.
    Cóż... Gottie doskonale czul to spojrzenie na sobie i musiał stwierdził, że mu nie przeszkadzało. za wielu mężczyzn się już na niego gapiło w ten sposób, że zdążył przywyknąć.
    - Sorki, ale w tę bajeczkę to ja nie uwierzę. Fryckiem nie jesteś - powiedział, podpierając rękami boki i uważnie w niego wpatrując.

    Gottie

    OdpowiedzUsuń
  8. - Śmiało, śmiej się - rzucił, patrząc na niego spokojnie. Niech ma ubaw z jego podejścia do tej sprawy. Niech go bawi jego zdenerwowania, a na pewno się szybciej Gottie uspokoi. Serio? Nope.
    - Nie chcesz wyjawić imienia, to nie. I tak się dowiem - rzucił spokojnie. - Już się mnie chcesz pozbyć. Ty brutalu - rzucił z udawanym smutkiem w głosie. Nawet nie spojrzał na ręcznik. Wcale mu się nie zsuwał, a gdyby spojrzał w dół, to by przegrał, a do tego dopuścić nie chciał. O nie! Nie da mu się znieważyć w ten sposób.
    - Doprawdy? W takim razie będziesz mieć niesamowity widok. Może za darmo.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy nie był tak drobiazgowy jak Kayden. Nie wyliczał swoich usługobiorców, zawsze z chłodną rezerwą podchodził do każdego, zazwyczaj nawet nie chciał znać imienia, a swojego już szczególnie nie podawał. Raz był John'em, raz Jim'em, takie ciekawe urozmaicenie jego jakże nudnego życia. No i zdecydowanie miał więcej dup do obrobienia niż jego brat, więc ten dystans się przydawał.
    W jego przypadku bardziej chodziło o seks, niż o towarzyszenie na balach czy innych obrzydliwie bogatych przyjęciach. A wszystko to z jednego powodu -żeby Kai nie musiał tego robić. Nigdy nie będzie w stanie pogodzić się z myślą, że ten biedny, delikatny chłopiec musi pozwalać na dotyk, na który zasługują dziwki. Owszem, obydwoje zgodzili się na taką pracę, nie mieli innego wyjścia, ale mimo wszystko, Hay nie potrafił tego przełknąć.
    Zazwyczaj udawało mu się zrobić wszystko tak, że Kayden dostawał same łagodne przypadki, a te wszystkie niewyżyte świnie brał na siebie. Oczywiście brat nie miał zielonego pojęcia o tych małych szachrajstwach. Powiesiłby go za jaja, gdyby się o tym dowiedział. Wszystko więc działo się w tajemnicy, ale gdy w grę wchodziły wielkie pieniądze, a klient był niezwykle wymagający, nawet urok starszego o trzy minuty brata na nic się zdawał. Miał być delikatny, uległy, poddany, a Hay za cholerę nie potrafiłby się tak zachować. Więc to był ten jedyny raz, na który nie miał żadnego wpływu. I doskonale wiedział kiedy Kayden spotyka się z tym człowiekiem. Dziś. Więc zanim wrócił do domu zażył potężną dawkę alkoholu.
    Pierwszy problem pojawił się przy otwieraniu drzwi. Chwilę mu zajęło zanim po ciemku trafił kluczem w dziurkę, ale później poszło już lepiej. Zrzucił z siebie marynarkę i dojrzał światło zapalone w łazience. Pierwszą myślą było, że powinien dać mu spokój, że pewnie potrzebuje chwili dla siebie, choćby po to, żeby się odświeżyć. Szybko mu przeszło jak poczuł, że ciśnie go pęcherz.
    -Jak po spotkaniu z Panem Popierdolonym? -zagadnął bez pukania wpadając do środka i objął w posiadanie toaletę. Nigdy nie krył swojej nienawiści co do tego człowieka, choć jak na razie nie miał zbyt wielkich powodów do narzekań. Sam wyprawiał gorsze rzeczy, z nim też robiono co nieco, więc nie narzekał.

    OdpowiedzUsuń
  10. To było całkiem oczywiste, że Hayden nie zauważy nic dziwnego w zachowaniu brata, szczególnie w takim stanie upojenia alkoholowego. Dobra, nie przesadzajmy, trzymał pion więc nie było źle, zwłaszcza, że wlać w siebie może sporo, ale to nie znaczy, że jego funkcje obserwacyjne nie były zaburzone. Były zachwiane i to mocno, więc nawet odlewając się musiał trzymać się ściany i skupiać na tym, żeby trafić w odpowiednie miejsce.
    Dlatego też wszystko wydało mu się w porządku, wiedział że Kayden potrafił być silny, znosił spotkania z tym facetem wcześniej, więc czemu teraz miałoby być inaczej?
    Skorzystał więc z tego, że dostał w prezencie wolną łazienkę bez żadnej kłótni, co już powinno mu zapalić w głowie przynajmniej pomarańczowe światło. Każdego dnia był ten sam problem -łazienka. Zawsze chcieli korzystać w tym samym momencie, co chyba było jedną z tych bliźniaczych cech. Dość niewygodną trzeba przyznać, ale rodziny się nie wybiera.
    Rozebrał się i najzwyczajniej w świecie wziął zimny prysznic. Potrzebował nieco otrzeźwieć przed położeniem się do łóżka. Nie chciał przecież żeby w głowie zaczęły zapierdalać mu samoloty, a przez to nie mógłby zasnąć. Jutro czekał pracowity dzień! Na szczęście prysznic nie zajął zbyt dużo czasu.
    Niczym młody bóg wyłonił się z łazienki, przeczesał mokre włosy jak na tych wszystkich reklamach i już chciał się rzucać na łóżko, kiedy coś przyciągnęło jego uwagę. A mianowicie coś, co znajdowało się na plecach brata, które najwidoczniej musiały się odsłonić kiedy się kładł.
    -Co to jest, do cholery? -warknął unosząc wyżej jego koszulkę. Może poświata padająca z łazienki nie dawała zbyt dużo światła, ale znali swoje ciała na wylot, zauważyłby nawet po ciemku. -Powiedz, że tylko się o coś uderzyłeś...
    Krew się w nim zagotowała, ale nie dał poznać po sobie jak bardzo jest wściekły. Już wiedział, że Kayden sam sobie tego nie zrobił, ale chłodny dystans nie pozwalał mu wybiec od razu i odnaleźć sprawcę.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Nie schlebiam sobie, mówię, jak jest - powiedział, uśmiechając się triumfująco.
    Komentarz o smakowitym kąsku bardzo mu się podobał. Widać było, że inni dążą go afektem i jego ciało jest dla nich kuszące. Bardzo dobrze to słyszeć. W takiej pracy to bardzo ważne informacje.
    - Jaki krasnalu, napalony bliźniaku - odgryzł się. - Sławnym? Mów mi więcej - dodał milszym tonem. W sumie, jak nie wyjdzie mu bycie pisarzem, to będzie mógł mieć jeszcze jedną furtkę do zostania sławnym w postaci propozycji Kaya. Jeśli nie będzie to tylko pozycja gwiazdy porno, bo na to się na pewno nie zgodzi. Co to to nie. On też ma swoją godność i się ceni.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Kuszące, kuszące, ale nie wiem, czy zasługujesz na widok mojego cudownego, nagiego ciała. - W sumie, ta propozycja nie była aż taka zła, ale musi to dobrze rozegrać, aby zyskać jak najwięcej.
    - A co byś mi zaoferował za pozowanie dla ciebie. Wiesz, modele nie pracują za darmo. A ten komentarz o gaciach... Udam, że go nie słyszałem, co? - dodał, uśmiechając się leciutko.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Od wczoraj miałam sporo czasu do przemyślenia i wpadł mi taki pomysł, żeby trochę połączyć dwie kwestie. Powiedzmy, że Chris nie rozróżniałby bliźniaków. Po występie zauważyłby Kaydena gdzieś w tłumie, no i potem wybrałby się w jego ślady. Biorąc pod uwagę, że z Kaydenem zna się trochę mniej niż z jego bratem, to przywitałby się mega-przytulasem, co u niego jest całkiem na poziomie, jeżeli kogoś w miarę dobrze zna, a tu zdziwienie (jestem zua i lubię mieszać, wiem >D), bo nie ten bliźniak. Co ty na to? >3 ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  14. -Nic się nie stało? NIC SIĘ NIE STAŁO?! -krzyknął zaciskając mocno dłonie w pięści. Na zewnątrz wydawał się całkiem spokojny, biorąc pod uwagę jakie obrazy roztaczały się w jego głowie. Sodoma i Gomora. Hiroszima i Nagasaki. Dwie kobiety ubrane w ten sam strój. To Kayden był tym wybuchowym i w jednej chwili zapragnął mu to zabrać. Pokazać, że on też potrafi się wściekać i rzucać czym popadnie. Na szczęście szybko mu przeszło.
    Z chłodną rezerwą obserwował brata, który próbował się tłumaczyć. Jemu było wszystko jedno, już wiedział kto za to zapłaci, więc nie musiał słuchać wymówek i zapewnień. Większość z nich i tak przelatywała mu koło ucha, bo te wybuchające obrazy w jego głowie były dużo ciekawsze.
    Owszem, obydwoje byli dorośli, potrafili sobie radzić ze swoimi problemami, ale to wcale nie oznaczało, że Hayden ma tak po prostu zająć się własnym życiem, a do brata się nie wtrącać. Tak, czuł się za niego odpowiedzialny, bo był starszy i silniejszy. Nie było nic złego w tym, że chciał oszczędzić najważniejszej osobie w swoim życiu problemów i robił to bez względu na koszty.
    Widząc jak próbuje wymknąć się do łazienki odczekał chwilę, a później ruszył za nim. Wiedział jaki ma w tym cel, choć nie pomyślał o tym, czy środki są odpowiednie. Na szczęście uleciał już z niego cały alkohol, a przynajmniej taką miał nadzieję, bo to zdecydowanie nie była odpowiednia chwila do pijackich pogaduszek.
    -Rozbieraj się. -mruknął stając w drzwiach, które zatarasował w ostatniej chwili, gdy Kai chciał je zamknąć. Niestety, nie pozbędzie się go tak szybko. H. musiał mieć pewność, że zrobi dobrze, bo błąd dużo mógłby go kosztować. -Do rozbierania nie potrzebujesz gadania. Ściągaj to, zaraz sobie pójdę. -dodał widząc, że brat zamierza protestować i jakby chciał go upewnić w swojej decyzji, oparł się o framugę i założył ręce na piersi.
    Co zamierzał zrobić z tym pieprzonym kutasem? Nie, nie zabije go, choć kilka razy przeszło mu to przez głowę. Jego kara wydała mu się adekwatna do czynu. Podszyje się pod brata i urządzi mu taką brutalną orgię, że do końca życia będzie miał dość i więcej nie zrobi nikomu krzywdy. I oczywiście będzie musiał pogodzić się z tym, że więcej nie zobaczy na oczy Kaydena.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zazwyczaj nie był zasadniczy. Nawet uparty nie był, chyba że chodziło o bronienie własnej racji. Teraz jednak sytuacja była inna. Ktoś zrobił krzywdę jego bratu, więc obojętna postawa nie miała racji bytu. Choćby miał sam przy tym ucierpieć załatwi tą sytuację, a ten skurwysyn popamięta go do końca życia, bo każdej nocy będzie mu się śnił po nocach ten sam koszmar. Destrukcyjne myśli, które zwyczajowo plątały się w jego głowie wreszcie mogły znaleźć ujście w odegraniu się na potworze.
    W myślach błagał brata o to, żeby po prostu spełnił jego żądanie i ściągnął te cholerne ubranie. Protesty na nic się zdawały kiedy Hayden był w bojowym nastroju. Cała jego natura się zmieniała w takich sytuacjach, bo choć zazwyczaj wydawał się niczym nie przejmować, teraz nie zamierzał kryć swoich nerwów, co raczej nie było zbyt dobre, żeby wyżywać się właśnie na bliźniaku, który i tak wystarczająco już dzisiaj przeżył.
    Przez chwilę uważnie wpatrywał się w nagie ciało brata poznaczone najróżniejszymi sińcami i śladami, a krew zawrzała w nim jeszcze mocniej. Palce stały się wręcz białe od zaciskania na ramionach, ale wszystko, byle nie wybuchnąć. Kilka uważnych spojrzeń mu wystarczyło, widział też reakcję chłopaka, który spuścił głowę i nie patrzył mu nawet w oczy. I to też go zabolało.
    Podszedł do szafki zawieszonej na ścianie i wyciągnął z niej maść, której sam zawsze używał.
    -Na otarcia. Szybciej się zagoją. -mruknął tylko i ewakuował się z łazienki. Nie chciał nawet widzieć więcej, bo cholera wie jak dużo potrafił znieść w spokoju. Chciał już teraz znaleźć Silberna i wygarnąć mu wszystko, że prosił żeby Kayden nie miał takich klientów, że ten dupek przegiął i on się nim od tej pory będzie zajmował osobiście, ale wtedy jego genialny plan mógłby nie wypalić. Oczywiście, jeśli Kai sobie zażyczy, sam zgłosi się do Malcolma i załatwi sytuację, ale to będzie zależało tylko od niego. Pewnym było, że na następne spotkanie z tym skurwysynem Kayden się nie stawi.
    Zamiast tego uwalił się na łóżku i postanowił dać bratu czas, którego z pewnością potrzebuje. Nie był typem opiekuna, a przynajmniej nie jawnego, więc nie będzie za nim biegał i dogadzał na każdym kroku, tego może być braciszek pewny, więc jego duma pozostanie na właściwym miejscu. Wolał swoje plany realizować po cichu i najlepiej bez niczyjej wiedzy. Niedawno zauważył, że ma w sobie coś z syndromu superbohatera, choć uparcie się tego przed sobą wypierał. Postanowił tylko czekać na brata, w razie gdyby go potrzebował.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Tak, bo przecież pozować za darmo nie będę. No co ty sobie myślisz - powiedział oburzonym tonem, a w głębi dławił się ze śmiechu. Nie wiedział, że jego słowa wywołają aż taką reakcję u Kaya. To było takie przyjemne. A szczególnie fakt, że jego rozmówca prawie się przewrócił.
    - Wiem, że nie jestem profesjonalistą, ale moje ciało ma swoją cenę. To będzie z pewnością bardzo ciekawe, no ale muszę mieć jakieś profity. Będę stał w jednej pozycji, zdrętwieją mi mięśnie i będę odczuwał nieprzyjemny ból. Jakaś rekompensata mi się należy - stwierdził wyniosłym tonem. - Proponuję zabrać mnie do cukierni. - Tak, teraz reakcja jasnowłosego będzie cudowna. Już się jej nie mógł doczekać. A co. Pieniędzy przecież nie weźmie od niego,a jak on mu zafunduje pyszne ciasta, to będzie w porządku.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Hayden doskonale zdawał sobie sprawę z tego co w tym momencie przeżywał jego brat. Chociaż nie do końca... Sam czasami miewał klientów, którzy mieli niewybredne wymagania, więc te wszystkie otarcia od związywania i siniaki nie były dla niego czymś nadzwyczajnym. Problem w tym, że jego psychika była już chyba uodporniona na takie zachowania i traktował to z większą rezerwą, niż gdy obleje się szklanką soku. Bo co jak co, ale swoje ubrania uwielbiał.
    Brać pod uwagę należy też to, że Hay sam w sobie miał dziwne upodobania i zachcianki. Jego zwyczajnie kręciły wszelkie dziwne zabawy na granicy upadku i pozbawienia dumy, choć bardziej gdy to on jest stroną dominującą, ale też miał swój pierwszy raz, kiedy było to dla niego nowe, obce i uwłaczające. Skoro jednak on sobie z tym poradził, to Kayden też nie będzie miał problemu. Szczególnie, że nie zamierzał pozwolić, żeby kiedykolwiek brat miał z tym jeszcze do czynienia.
    Z całą pewnością przekonywanie go, że powinien odpuścić zemstę i zapomnieć o swoim genialnym planie nie miałoby większego sensu. Jak już się na coś uparł, na coś co mu się podobało, to nie było zmiłuj, prędzej czy później tego dokona. A Kai strzępiłby sobie tylko niepotrzebnie język i denerwowałby się bez powodu.
    Nie spał. Przez cały czas nasłuchiwał co wyprawia Kayden, który kręcił się po mieszkaniu z niewiadomego powodu. Sam się jednak do konwersacji nie pchał, bo cholera wie co jego ukochany braciszek ma teraz w głowie, skoro nawet drogi do łóżka nie pamięta. Pokręcił głową w odpowiedzi na pytanie.
    -Jakiś koleś w darkroomie ugryzł drugiego w fiuta. Podobno tamten go kiedyś przeleciał i nie zadzwonił i on go szukał i w końcu znalazł. A ten nowy barman wypróbowywał nowy trik z ogniem na barze i mu nie wyszło, bo sam zaczął się fajczyć. Ludzie są debilami. -skwitował na koniec. Uznał, że nie ma sensu pieprzyć o tym co się stało, skoro dla obydwu jest to niewygodny temat. Chyba że Kayden będzie chciał o tym rozmawiać, wtedy bliźniak zaciśnie zęby i wysłucha. Może nawet będzie mógł mu jakoś pomóc. No przecież nie chciał, żeby się z tym dręczył, tak?

    OdpowiedzUsuń
  18. - Nie jestem! - rzucił urażonym tonem.
    Gottfried bardzo się ucieszył, ze wyszło na jego.
    - Wstydził, no proszę cię - zaśmiał się. Niby czego, tego, że pragnął wynagrodzenia za pracę? Bardzo śmieszne.
    - Pracuję wieczorami, a dziś mam wolne, więc w sumie, jeśli ci to nie przeszkadza, to możemy iść i zaraz zacząć. Tylko najpierw poszedłbym sobie tez po jakieś ubrania, bo twój model nie powinien się przeziębić, czyż nie? - rzucił, uśmiechając się kusząco.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  19. No to miał szczęście, że nie czuł się upokorzony, bo Hayden tak to właśnie za pierwszym razem odebrał. Dopiero z czasem zaczął się przyzwyczajać i przyswajać sobie pewne zachowania, które teraz były dla niego na porządku dziennym i nie wiadomo, czy powinno się z tego cieszyć. Plus był taki, że potrafił sprostać każdym, nawet najdziwniejszym wymaganiom bez mrugnięcia okiem, a za posłuszne zachowanie dostawał ekstra kasę. Nic więcej się nie liczyło.
    Hay wcale nie uważał, że jego brat jest typowy, a już na pewno nie normalny. W końcu nie rzuca się w innego człowieka sztućcami dla zabawy, prawda? Kayden miał nieźle w głowie poprzewracane, choć potrafił się z tym kryć, czego Hayden nawet nie próbował robić. Podobało mu się, że ludzie mają go za świra.
    Zdziwił się czując na dłoni mocny uścisk brata, szczególnie że jeszcze chwilę temu się na niego wydzierał. Jednak jego taktyka nie wymuszania na nim niczego się sprawdzała i przynajmniej miał nadzieję, że braciszek czuje się choć odrobinę lepiej. Sam też zacisnął palce na jego dłoni, ani myśląc o tym, żeby swoją zabierać. Takie chwile bliskości potrzebne były nawet temu pozbawionemu człowieczeństwa dupkowi.
    Na wspomnienie o matce skrzywił się, a następnie westchnął cicho. Nie przepadał za szpitalami, więc każda wizyta była dla niego męczarnią. Wiedział jednak, że dla Kaydena jest to ważne, więc nigdy nie protestował.
    -Nie mam żadnych planów. -mruknął tylko, żeby jak najszybciej skończyć temat. Hayden rzadko żywił nadzieję na cokolwiek, a już szczególnie kiedy lekarze usilnie powtarzają mu, że ich matka nie ma szans na wyzdrowienie. Nie miał takiej nadziei jak jego brat, ale za nic w świecie nie pozwoliłby jej odłączyć od maszyn, które podtrzymywały jej życie. Nie miał odwagi wejść do sali, bo co niby miałby tam zrobić? Co miał powiedzieć? "Mamo, jestem dziwką, sprzedaję swoje ciało i pozwalam się dotykać starszym panom. Jesteś ze mnie dumna?" Przecież to, kurwa, było oczywiste, że matka za nic w świecie nie chciałaby dla nich takiego życia, nawet wiedząc, że inaczej umrze. Dlatego podziwiał odwagę Kaydena, który potrafił rozmawiać z nią, jakby nigdy nic się nie stało, a życie toczyło się dalej, podczas gdy ona ucina sobie krótką drzemkę.
    -Powinieneś odpocząć. -szepnął obracając się na bok, jednak nie zabierając swojej ręki. Delikatnie przeczesał palcami jeszcze wilgotne włosy brata. -Mam nadzieję, że porozmawiasz jutro z Silbernem, ale jak chcesz, to mogę się tym zająć. -zaproponował jeszcze ciszej, niepewny reakcji bliźniaka. Musiał mieć przynajmniej pewność, że chłopak sam nie chce nigdy więcej widzieć tego skurwysyna. Resztą zajmie się sam.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Skoro dopiero sobota ci pasuje, to niech wtedy będzie - zgodził się. Bo to nie tylko jemu musi przecież termin pasować.
    - Ewentualnie przedyskutować, proszę cię! Cukiernia to kwestia niepodważalna, jeśli jej nie będzie, o wszelkich zawartych układach możemy zapomnieć! - stwierdził buntowniczo, nie wiedząc jak odczytać jego mimikę twarzy.
    - Ubiorę się. Nie będę przecież mojego ciała byle komu pokazywać - rzucił, po czym wypiął dumnie pierś. Swojemu artyście to może, bo on przedstawi go w piękny sposób.

    [Btw. czemu Kay nie zwraca uwagi na jego heterochromię? :( jest już taka mainstreamowa, ze nie robi wrażenia? xD]

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Bo jest śliczny? :D Kto jest jego ideałem? Pooowiedz~~!
    Miło, że Kay zwraca uwagę na ludzi niezwykłych. Gottie jest ukontentowany. ]

    Już już miał mu zadać pytanie, o to czego nie jest świadomy, ale Kay go uprzedził. I powiedział coś, co go całkowicie zaskoczyło. Prawił mu komplement o jego oczach.
    - O... Dzięki - rzucił z wyczuwalnym zaskoczeniem w głosie. To było dziwne, bo przecież unikał z nim kontaktu wzrokowego, a teraz... Tak po prostu mówi o jego oczach. Dziwne, ale miłe.
    - Dzięki - powiedział już normalniej, po czym zabrał kartonik. - Zapomniałem o takiej ważniej rzeczy, wybacz. Gottfried jestem.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie zamierzał się kłócić z bratem, szczególnie o coś, co nie było jego decyzją. Kayden musiał zrobić to wszystko sam, przynajmniej jeśli chodzi o formalności, bo tą drugą stroną, to Hay się zajmie osobiście, żeby mieć pewność, że ten skurwysyn to popamięta. Jeśli o to chodzi, to nie miał żadnych skrupułów. Potrafiłby zabić kogoś, kto wyrządził krzywdę młodszemu z bliźniaków, bo na tym właśnie polega jego miłość. Po odejściu ojca starał się go zastąpić, matki nawet nie próbował, bo wiedział że to by się nie udało. Te kilka minut różnicy między nimi znaczyło dla niego naprawdę wiele. Mimo wszystko był starszy i jego zadaniem było opiekować się młodszym bratem.
    Więc wzruszył tylko ramionami nie przejmując się wybuchem Kai'a. Do takich nagłych reakcji już się przyzwyczaił, w końcu to Kayden miał w sobie więcej krzepy i energii. Hay w całej swojej oziębłości wydawał się wręcz powolny i leniwy.
    -Jak zrobisz ciasto owocowe, które zawsze robiła mama, to będę Cię nosił na rękach przez miesiąc. -westchnął i przysunął się do chłopaka. Bał się, że może mu zrobić krzywdę, w końcu był taki poobijany, więc jedynie uniósł ramię i pozwolił, żeby to brat wtulił się w niego. Hayden czasami miewał przejawy dobroci i całkiem ludzkiego zachowania, ale tylko wtedy, gdy był obok niego Kai. Przy nim nie musiał zgrywać twardziela i pełnego obojętności potwora, na jakiego pozował przy innych ludziach, choć nie można też powiedzieć, że ciągle udawał. On już taki był, że nienawidził pokazywać jakichkolwiek emocji, jednak obecność brata wpływała na niego kojąco. Uczłowieczał go. Oswajał.

    OdpowiedzUsuń
  23. "Ćpał"! Zaraz jak człowiek miał uśmiech od ucha do ucha to ćpał. Widocznie tak się to teraz nazywało jak ktoś miał w sobie trochę optymizmu i dobry nastrój. Chris wolał nie wnikać w nazewnictwo, które kreowała młodzież XXI wieku. Był młody, a nawet wtedy niektórych rzeczy po prostu nie rozumiał i w nie zwyczajnie nie ingerował.
    - Czeeść, Hayden! - rzekł nadal w świetnym humorze, ściskając chłopaka, a że trochę krzepy miał (jak na faceta ze wzrostem ponad metra dziewięćdziesiąt przystało!) to już przecież nie jego wina, prawda? Kobiety na wszystko narzekały, a to że boli, a to że za mocno, a to że głupi, że źle robi... Może właśnie dlatego wolał spędzać czas z mężczyznami i tak jakoś wyszło, że miał nimi większe zainteresowanie?
    - A ty brata nie śledzisz? Jestem pełen podziwu! - zaśmiał się, bez jakiegokolwiek "ale" wciągając chłopaka na wysoki taboret. - Gadaj co tam u niego! - mruknął, dając barmanowi znak. Widać, że już nie raz zaglądał do baru, skoro ten wiedział po jednym skinieniu co podać. Chris zawsze zamawiał piwo, zawsze to samo, maksymalnie dwa razy jednej nocy.
    Pamiętał jak kiedyś się upił, bo koledze urodził się syn, a niecałe dwa lata później opijali to, że zostawiła go dziewczyna, a jako wspomnienie pozostawiła tylko dziecko i kosz nieupranego prania oraz pustą szafę. To była największa dwójka z serii kaców morderców. Postanowił, że nigdy takich akcji nie powtórzy. Miał na to za słabą głowę.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie ważne, że to było stwierdzenie faktu. Gottfried odebrał to jako komplement. Jego oczy nie należały przecież to rzeczy banalnych. Tego o nich czerwonowłosy nie pozwoliłby powiedzieć. O nie!
    - Do zobaczenia - powiedział, machając mu na odchodne. Cóż... To zaraz pójdzie się ubrać, a potem poszuka skradzionych części garderoby. Jednak dostrzegł coś, co zagotowało w nim krew. To Kay ukradł jego bieliznę. Mając w głębokim poważaniu fakt, ze był tylko w ręczniku, rzucił się biegiem do drzwi, ściągnął z nich bieliznę i próbował dogonić zbrodniarza. Niestety mu się nie udało, a bieg nago jakoś nie napawał go wielkim entuzjazmem. Jak się tylko zobaczą, to niech będzie gotowy, bo tego pożałuje. I to jeszcze tak bezczelnie się zachował. A miał je cały czas!

    [ Cóż... Fajne poczucie piękna... Takie oryginalne. Tak, chodziło mu o jego inność ;)]

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie ważne, jak bardzo był na niego za ten numer z bielizna zdenerwowany, to przecież obiecał mu przyjść, prawda? Z tego tez powodu ubrał się jakoś na luzie, ale i tak z klasą, bo chyba i tak te ubrania zrzuci. Zaopatrzył się też w coś do jedzenia i butelkę herbaty, którą sobie zrobił rano, aby zdążyła wystygnąć. W takie rzeczy lepiej się zaopatrzyć.
    Spokojnie i bez większych problemów dotarł pod wskazany adres. Stara się być w miarę punktualnie. Kiedy znalazł się pod właściwymi drzwiami, grzecznie zapukał i czekał, co będzie dalej.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Oj tam, zaraz wysiadł z UFO! Co ci ludzie mieli znowu do niego? Komu nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz przeszkadzało to, że nosił trashville, malował się i tak dalej? Przecież nikomu tym krzywdy nie robił (co najwyżej sobie, jak przypadkiem ktoś go wystraszył, kiedy akurat malował sobie oczy przykładowo i przypadkiem wsadził sobie kredkę do oka, brr, nic miłego).
    - Kayden? O, jak milutko! Ja was tylko na trzeźwo rozróżniam. - zaśmiał się, no i już wiadomo skąd taki dobry humor! Chociaż w sumie czarny to od zawsze taki ucieszony i rozchichotany chodzi, więc nikogo to już nie powinno dziwić. Nawet z szefem, na rozmowie kwalifikacyjnej sobie pogrywał i żartował. Nic dziwnego, że teraz, kiedy robota już pewna, to sobie chłopak nie żałował!
    - Jestem Chris. Miło mi poznać. Cieszę się, że nie jesteś taki delikatny. Lubię przytulać ludzi, ale prawdę mówiąc jeszcze się nie zdarzyło, żebym zmiażdżył. - dodał, a potem jak zwykle zaskoczył, że jest "potwornie wysokim facetem". To już lepiej, niż "umalowanym satanistą", albo "pedałem w wąskich gaciach". Awansował! Poczuł się jak pokemon, taki... level up!
    - Wcale nie jestem aż taki wysoki. Tylko metr dziewięćdziesiąt z kawałkiem. - wyjaśnił, wzruszając ramionami. Przez ten wzrost musiał się często schylać, na przykład jak wchodził gdzieś do sklepu, albo do kręgielni. Cóż, czas robił swoje: przyzwyczaił się do tego.
    - Jakbyś nie pił mleka, to też być taki duży był. - pouczył go i pokiwał głową z miną speca, po czym upił spory łyk ze swojego kufla z piwem.
    Chris był idealnym przykładem tego, że ludzie rosną duzi również bez mleka. On miał na nie uczulenie, nie trawił i tyle, zaraz wymiotował, a to nic miłego.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  27. - Widzę, że oboje macie "malutką" manię na swoim punkcie. Takie słodziaki. - stwierdził i uśmiechnął się szeroko. No cóż, nie mógł zaprzeczyć. Miał ochotę go utulać, ale ostatkami sił się przed tym powstrzymał. Potem by było, że molestuje pracowników Haremu przy barze, przy ludziach! Wyszedłby na zboczka, albo jeszcze gorzej. Po ludziach to on już sam nie wiedział czego się spodziewać. Niektórzy byli całkiem w pytkę, ale pewne typy charakterów po prostu wzbudzały w nim niechęć. Na szczęście Kayden zaliczał się jak na razie do tej pierwszej grupy, mógł więc być o siebie i o brata spokojny. Jak Chris za kimś przepadał, to starał się być w stosunku do niego miły i przyjazny.
    - Nie, nic od niego nie chciałem. Po prostu dawno nie gadaliśmy i tyle. Już dawno chciałem cię poznać, tylko jakoś nie było okazji. - wyjaśnił, a potem znowu upił łyk piwa. Miał chłopak tempo z tym piciem. Już pół kufla było puste. Szkoda, że miał taką słabą głowę. Marnował się, biedaczyna.
    - Co masz na myśli mówiąc "kompaktowy", mhh? - spytał, wydając z siebie niski, gardłowy pomruk. Lewa brew powędrowała ku górze w pytającym, niekontrolowanym geście.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  28. - Mam swój honor i potrafię się zachowywać dojrzale w przeciwieństwie do pewnego bliźniaka - powiedział w miarę spokojnie. - Czy bezkonfliktowy to jeszcze zobaczysz - mruknął pod nosem. - Kurcze... Zapomniałem przynieść ze sobą wielkiego noża i butelki trucizny. Niestety z zemsty nici - powiedział z teatralnym smutkiem, ocierając niewidzialną łezkę spod oka. Następnie wszedł do mieszkania i skierował się we wskazanym kierunku.
    - Cóż... Zawsze to mogło wyglądać gorzej... A tak poza tym, to co w ogóle chcesz malować?

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  29. Tak, sporo zabawy z tym było, a potem katarek się u Gottifrieda pojawił. Nie ma to jak latać mokrym tylko w ręczniku.
    - Beznadziejnie z tą wodą robisz - rzucił pod nosem. Niesamowite, jak zapobiegawczy potrafią być ludzie. To aż czasami śmieszne. - No nie wiem, czy stawiłbyś mi czoła. Niepozorne stworzenia mogą być bardzo niebezpieczne - powiedział, puszczając mu oczko.
    - Tak, absolutnie się tego nie spodziewałem - rzucił sarkastycznie. - Chodziło mi bardziej o pozę i inne szczegóły - rzucił, siadając na poduszkach.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  30. - Lepiej, żebym nie mówił. Znowu będzie, że cham i zboczek ze mnie. - parsknął śmiechem. Cóż, on miał naprawdę dziwne skojarzenia i większość ludzi zwyczajnie nie umiała ich zrozumieć, a związku z tym nie wszyscy potrafili je tolerować. Na początku trochę się tym przejmował, ale potem zdał sobie sprawę z tego, że każdy ma prawo mieć własne skojarzenia, toki myślenia i swój prywatny, mały świat, o którym nikt nie musi wiedzieć.
    - "Kompaktowy" bardziej w sensie... zdolny do negocjacji, taki... bardziej zgodny, może tak to ujmę. - mruknął, stąpając bardzo ostrożnie. No, co miał mu powiedzieć po niecałych pięciu minutach znajomości? Że "kompaktowy" pod względem spraw łóżkowych? Dopiero mogłoby mu się dostać! Wolał nie ryzykować, póki lepiej nie pozna drugiego bliźniaka i nie zobaczy jego zachowań na pewne sytuacje. Czasami poświęcał więcej czasu, aby kogoś poznać, żeby potem nie żałować, że postąpił w pewnych okolicznościach tak, a nie inaczej.
    Pozostawała też kwestia związania bliźniaków, nie chciał ich broń boziu rozdzielać, ani nic takiego. Właśnie wręcz przeciwnie. Mógł się im przyglądać z bezpiecznej odległości, ale nie chciał wtrącać się w ich życie jak jakiś nieproszony gość.
    - Liczyłeś na inną odpowiedź? - spytał, bawiąc się swoim kuflem.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  31. Niech w ich prawdziwość nie wątpi. Bo to najszczersza prawda jest
    - To co z ciebie za artysta, że pomysłu nie masz? – spytał ironicznym tonem głosu. Chociaż po chwili stwierdził, on w sumie nawet nieźle kombinuje. Jeśli coś jest spontaniczne, to zwykle wychodzi najlepiej.
    - No nie wiem, czy mogę zaufać Złodziejowi Mojej Bielizny – powiedział mrużąc oczy, po czym wziął szklankę wody, powąchał ją zapobiegawczo. Gdy już to zrobił, upił łyk. Wszystko było w porządku. Jeszcze. Za piętnaście minut zobaczy, szczerze… To przecież ona zatruta nie była.
    - Ja coś zaproponował… Kurcze, ale ja się nie znam. Jestem tancerzem, nie modelem.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Wbijam. Co ty na to słońce, by się zaczęło od jakiś bazgrołów? Bo oni obaj bazgrolą. Mógłby taki jeden zauważyć jak drugi bazgrole i zaczepić, wyrażając swoją opinię... A potem te nasze słynne szczere rozmowy by wyszły, prędzej czy później. I zwalam na ciebie zaczynanie, tak <3 Jak coś nie pasuje, to zmienimy i będzie git.]

    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  33. - No jestem artystą. Kojarzę te rzeczy, ale nigdy nie pozowałem, więc nie mam pomysłu na pozy.
    - A gdyby co? - spytał zaciekawiony. Widząc reakcję blondyna spodziewał się jakiejś niesamowitej i zaskakującej. Taką też po chwili usłyszał. Aż mu się oczy lśniły, gdy przyswajał ten niesamowity pomysł.
    - Jak się nie uda?! Dlaczego?! Nie można się poddawać. Potrzeba więcej czasu? nie ma problemu. Mogę pozować poza pracą, kiedy tylko będzie się dało. Ten pomysł jest tak świetny, że musisz go zrealizować, jasne? powiedział głosem nie akceptującym sprzeciwu.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Jak to się nie nadaję?- zapytał zaskoczony i z jednej strony urażony. Dlaczego, no dlaczego on się niby nie nadaje. Nie ma proporcjonalnej budowy ciała? Brzydki jest, czy co? - Cóż... Nie wiem, którym mógłbym być - powiedział, zdając sobie sprawę o co chodziło blondynowi. A to spojrzenie... Och, czuł je na sobie bardzo dobrze i go lekko krępowało. Czuł się wręcz pożerany wzrokiem i to było ciut straszne.
    - Jak tak bardzo chcesz, to sam mnie rozbierz - rzucił w odpowiedzi. Jak mu tak zależy, to niech sam się tym zajmie.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  35. [ Kocham cię <3 Ten komentarz jest cudowny. bardzo cudowny. Przez piec minut się śmiałam, zanim mogłam go przeczytać jeszcze raz. Uwielbiam cię :D Moja bursa go kocha, bo przyjaciółki śledzą nasza rozmowę, bo jest taka super :D No, a teraz odpisuję :3]

    Gottfried westchnął.
    - Jakoś niestety będę to musiał znieść - powiedział, udając bardzo zranionego. No jak on mógł go tak potraktować. Przecież to byłaby czysta przyjemność ściągnąć z niego te obrania.
    - Nie wspominaj o mojej matce - syknął. Mógł powiedzieć wszystko, ale nie przypominać mu o okropnych rodzicach. Wybaczy mu, bo przecież nie miał pojęcia o jego sytuacji, ale i tak nie było to przyjemne. Zaskoczyło go, że jego ekspresja w tym momencie nadaje się na narysowanie któregoś z grzechów głównych.
    Bez jakiś zbędnych komentarzy zaczął zdejmować z siebie ubrania i układać je w stosik.
    - Bieliznę też? - zapytał.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  36. [ Po prostu prowadzisz super postać i to się stało :3 A bursa cię czyta, bo moje przyjaciółki lubią moją twórczość i twoją zaczynają :3]

    - Okej, przytaknął uważnie przysłuchując się jego planowi. Nie chciał potem, by na niego wyzywano za nieuwagę.
    - Kochany, pracuję w Haremie. Ja i skrępowanie - powiedział z politowaniem w głosie, kręcąc lekko głową. - przykro mi, jeśli chciałbyś zobaczyć moje zarumienione lica, to możesz się nie doczekać. - Chociaż w sumie... Jak się w niego zacznie zbyt bacznie wpatrywać, to może się lekko zarumienić,ale normalnie nie ma mowy!
    Odwrócił się do niego tyłem, ukazując w pełnej krasie swój tatuaż, po czym ściągnął bieliznę. Następnie pozostało mu tylko zdjąć opaskę na oko.
    - Jak się ustawić? - zapytał.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Czepiasz się - rzucił, ustawiając się, tak jak chciał. Dobrze, że był choć trochę oczytany i wiedział o jaką pozycję chodzi. Przynajmniej blondyn nie miał powodów do śmiechu. A jego ciała niech się nie czepia. Jemu się podoba i to najważniejsze.
    Spojrzał na niego wymownie, po czym uśmiechnął się.
    - Ależ oczywiście, bo bycie ze mną, to nieziemska przyjemność. Nie zauważyłeś? - dodał, unosząc wysoko brwi. Czyżby on się z jego tatuażu śmiał? No bez przesady. Jest piękny, więc nie ma prawa tego robić. Może i nie jest to nic drapieżnego, ale anielskie skrzydła na plecach wyglądają super. I to w sumie był główny argument za zrobieniem sobie tego na plecach.
    - Dobrze stoję? - zapytał,dla upewnienia się, aby go potem nie wyzywano.

    [ :3]

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  38. - No widzisz - powiedział. Nie wykonywał żadnych gestów, bo nie chciał koncepcji, która mogła już powstać w głowie Kaydena.
    - To jak mam... - zaczął, ale w tym momencie został ustawiony poprawnie. I wyszło na to, że się nie musiał wiele odzywać.
    - Okej, w takim razie postaram się ciebie nie zawieść - powiedział, po czym przez chwilę się zastanawiał, jak powinien wyglądać gniew. Zwykłe zdenerwowanie odpada, bo jest zbyt płytkie. On musiałby całym sobą wyrażać gniew. Tylko musi znaleźć jakiś powód... Herbata. Przecież wczoraj powiedzieli mu, że jego ulubioną mieszankę wycofano. To wspomnienie pomogło mu się zezłościć. Spiął też mięśnie i nawet oczy wyrażały złość. Chyba tak będzie dobrze.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  39. - Staram się i to nawet nie wiesz, jak - powiedział wkurzony. Bardzo mu przykro, ale może on nie ma takiej super mimiki, aby zadowolić wybrzydzającego blondyna. Niech się w ogóle cieszy, ze zgodził mu się pozować, a nie że teraz się wszystkiego czepia.
    - Skoro to dla ciebie ważne, a ja ci nie pasuję,to proszę bardzo, znajdź sobie innego modela - powiedział, patrząc mu się prosto w oczy. Był wkurzony. I to bardzo.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  40. - Możesz być z siebie dumny, ale jesteś najbardziej irytującym stworzeniem, jakie dotąd spotkałem - powiedział już spokojniej.
    - Może i jestem trochę przewrażliwiony, ale mnie denerwujesz!
    A niech się z niego śmieje. Bo jak ma te kąciki ust uniesione do góry, to wygląda uroczo. Na tę myśl, aż się lekko zaśmiał. Złodziej jego bielizny i uroczy, a to ci dopiero.
    Rozbiegany wzrok Kaydena był dziwny. Czy to przez jego oczy? Jeśli tak, to bardzo dobrze.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  41. Rzucenie się na Kaydena nie byłoby wcale takie złe. Jednak bez urazów na ciele blondyna by się nie obeszło, gdyby jeszcze bardziej denerwował Gottfrieda. Chociaż to i tak dziwne, że on tak na niego działał. Normalnie też się potrafił zdenerwować, ale ten osobnik irytował go prawie przez cały czas, tak po prostu.
    - Nie wyjdę, bo obiecałeś mi wizytę w cukierni. Zapomniałeś? - rzucił urażony. Kolejnym powodem było to, że pomimo irytującej osobowości, przyjemnie spędzało się z nim czas. Jednak tego na głos nie powie, jeszcze czego.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Czuję się wyróżniona i szalenie mi z tego powodu miło :) Kai całkiem przyjazny chłopaczyna (takie przynajmniej moje skromne mua odniosło wrażenie) i w sumie chciałabym jakiś wątek, ale z pomysłem u mnie jest niestety tak samo jak u ciebie. Toteż nie będę rzucać niczym boleśnie banalnym i wrócę, jak mi coś porządniejszego przyjdzie do głowy.]

    Lucas Farley

    OdpowiedzUsuń
  43. Gottfried zabrał mu ów ołówek i za jego pomocą dźgnął go między żebra.
    - Mój system wartości jest w porządku. Na pierwszym miejscu stawiam rzeczy realne, a nie ewentualne możliwości. Ja nawet nie wiem, czy ty dobrze rysować umiesz, czy tylko chciałeś się na moje nagie ciało popatrzeć w pełnej krasie. - Może i nie powinien obrażać jego umiejętności, ale już to powiedział. Ma za swoje. Nie trzeba było go traktować jak małego dzieciaka.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Skoro tak, to się zamknij i po prostu rysuj, bo chyba bardziej spodobało ci się rozmawianie ze mną nić bazgranie ołówkiem - powiedział, marszcząc lekko brwi.
    Gdyby Gottie miał zgadywać, to pewnie chodziło o druga część jego wypowiedzi. Kto by pożałował sobie oglądania jego ciała, no kto?
    - Gdyby nie przyziemna wizja słodyczy, już by mnie tu nie było - powiedział chłodno.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  45. - To się mnie bój - powiedział, pokazując mu język. Zdał sobie sprawę, ze się z niego zgrywa. I to nie było fajne. Niech się nabija z kogoś innego.
    Widząc rysunek, nie mógł zaprzeczyć jego umiejętnością. Nie ważne, jak bardzo by chciał. On miał talent i tyle. Szkic był świetny. Czerwonowłosy się skrzywił, po czym westchnął.
    - Umiesz, muszę to przyznać - powiedział, patrząc na niego. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że Kayden bezczelnie się w niego wpatruje. To był inny wzrok niż podczas rysowania go. Aż się Gottfried lekko zarumienił.
    - Gdzie ty się gapisz - rzucił, siadając tak, by jego klejnotów nie było widać.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  46. Ta niewinna mina nie mogła być prawdziwa. O nie! Kayden nie należał do takich niewiniątek, a to już z pewnością Gottfried mógł powiedzieć.
    - Jak nic nie zrobiłeś - powiedział z wyrzutem. Mało, że siedzi tak blisko niego, to się jeszcze bezczelnie gapi. I to nie wzrokiem artysty. Gottie nie wiedział, czemu po prostu tego nie zignorował. Kayden był inny i tyle. I nie wiedział, jak się przy nim zachować.
    - Jak jesteś artystą, ale teraz nie - powiedział cicho. Pewności siebie, gdzie ty jesteś. Wracaj szybko, jesteś tu potrzebna~!

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  47. - Yhym - rzucił, kiwając głową. Poczuł się trochę lepiej, gdy Kayden się odsunął. Jednak ciągle brakowało mu jeszcze tej pewności siebie.
    Było lepiej, gdy patrzył mu się w oczy. Gottfried zaczął utrzymywać z nim kontakt wzrokowy. W sumie, to troszkę pomogło.
    - A co mam o nim mówić. Jest jaki widzisz - rzucił, dostrzegając na jego nadgarstku coś jakby tatuaż. - Może ty najpierw powiesz o swoim?

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Jesteśmy? - podchwycił. Pewnie chodziło mu o brata. - Mój to wyraz buntu, jeśli mam to jakoś zinterpretować, to pewnie będzie to wolność - dodał po chwili zastanowienia się.
    - A ile zajmie ci rysowanie mnie na serio? - zapytał. Już czuł się lepiej. Jednak musi się uzbroić psychicznie plus ewentualnie coś zjeść. Kayden artysta go trochę mniej przerażał niż ten siedzący obok niego i się bezczelnie wpatrujący w jego ciało.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  49. [Wprawdzie dalej nie bardzo mam pomysł na wątek, ale obawiam się, że sam do mnie nie przyjdzie (cham jeden -.-), toteż postanowiłam mu trochę pomóc. Tak po pierwsze: spotkali się już wcześniej czy robimy first soł wery fany super-miting? :D]

    Lucas Farley

    OdpowiedzUsuń
  50. Skoro temat został dyplomatycznie przemilczany, to Gottfried nie wnikał.
    - Nie jestem nigdzie umówiony, tylko coś bym zjadł - powiedział, a jego brzuch potwierdził te słowa donośnym guu~~. Na co rudzielec uśmiechnął się zakłopotany i podrapał się po karku.
    - Zjem coś i możemy kontynuować - rzucił wstając i przemieszczając się w kierunku swojej torby. Wyciągnął z niej kanapkę i ją ugryzł. Trochę go krępowało chodzenie nago, ale jak unikał kontaktu wzrokowego i nie uświadamiał sobie, że Kay się na niego gapi, było dobrze.
    - Nie bofe siem ziepie - powiedział z pełną buzią, po czym połknął i powtórzył. - Nie jesteś straszny, tylko twój wzrok zboczeńca peszy.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Byłam, byłam. I na YE i na reszcie podobnych blogów. Jaką postać miałaś, hmm? ;)
    Zacny ajdija. Jak będziesz to opisywać, to nie zapomnij napomknąć o kijach baseballowych i kasteteach, żeby było dramatyczniej :P
    Taaa, jestem zua do kości i wykorzystuję niewinne dzieci *.*]

    Lcas Farley

    OdpowiedzUsuń
  52. [Nie bądź cipa, powiedz! Wiedziałam, żeby mu dać "Redemenes" -.- Powiedz, powiedz, bo zacznę grozić przezegzownym brakiem szegzu w wątku O.O
    Zaczynaj, nie krępuj się. Pisz, jak ci wyjdzie - mi to lotto, byleby było w miarę po polskiemu i nie miało kropek przed pytajnikami ^^]

    OdpowiedzUsuń
  53. - Niech zawartość mojej torby pozostanie dla ciebie słodką tajemnicą - powiedział, po czym ugryzł swoja kanapkę z sałatka, serkiem, pomidorkiem i szyneczką. Wyglądała tak smacznie, że aż trudno było się wstrzymać z jedzeniem.
    Gdyby Gottfried szedł do kogoś, kogo zna bardziej, to nie brałby nic, ale jako, ze gościł u Kaydena, wolał się przygotować na kilka ewentualności.
    - Dokładnie i nie pleć bzdur o jakiejś tam wrodzonej nieśmiałości, bo w takie bajki to ci nikt nie uwierzy. Jesteś zboczeńcem, którego podnieca patrzenie się na młodszego chłopaka - powiedział poważnie. Niestety tę postawę skutecznie odbierała mu cieknąca stróżka soku pomidorowego z jego kącika ust. Szybko ją zlizał i powrócił do poważnego wyrazu twarzy.
    - Do wzroku jakiś ludzi tak, z podkreśleniem jakiś, a ty jesteś inny. I nie wiem, czy to zaklasyfikować jako cechę pozytywną, czy wręcz przeciwnie - rzucił w odpowiedzi, po czym skończył jeść kanapkę, zwinął woreczek z niej w kulkę i wsadził do bocznej kieszonki torby. Nie plecaka, torby.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  54. Cóż, czy tę dziwną konwersację z tym całym Haydenem można było nazwać "gadaniem" to ja bym się mocno zastanowiła. Tak samo Nathaniel. Hay w końcu cały czas robił mu jakieś przytyki, czepiał się ich pierwszego spotkania nazywając go niedoszłym samobójcą (Przy czym nie docierało do tej jego makówki, iż Green wcale nie chciał się zabić wtedy. A nawet gdyby chciał... Zrobiłby się w inny sposób: Daleko od ludzi, bo jak sam twierdzi "Urodziłem się samotnie, żyłem samotnie, umrę też samotnie". A sposobem będzie podcięcie sobie żył. Wolał być w jednym kawałku...). No i
    Nath miał chęć go zabić jeśli jeszcze raz użyłby nazwy typu "Słoneczko"... Źle mu się to kojarzyło... Bardzo źle... "No chodź słoneczko, tatuś nie zrobi ci krzywdy...". Błękitnooki potrząsnął głową, by wyrzycić nieprzyjemne wspomnienie z głowy.
    Kiedy Firefly odszedł Nathie odetchnął z głęboką ulgą. Nareszcie spokój... I nareszcie może jakiś klient go zaczepi, pokokietuje, zrobi co ma zrobić i da kasę... Potrzebował kasy.
    Poprawił lekko swoje długie włosy wlepiając niepewne spojrzenie w podłogę... Bał się. Tutaj było zbyt ciemno jak na niego...

    OdpowiedzUsuń
  55. Ciemność wzbudzała nieprzyjemne wspomnienia i myśli... Z trudem powstrzymywał drżenie ciała. Nienawidził ciemności.
    Znów słyszał dzisiejszą kłótnię ojca z jego kumplem od flachy. Znów w jego głowie zabrzmiało "Nathie, on znowu Ci to zrobi... Znów Cię skrzywdzi!"... Na samą myśl robiło mu się niedobrze.
    Dalej wbijając wzrok w podłogę ruszył ku wyjściu na korytarz, z którego sączyło się słabe światło... Zbawienne światło, które rozwiewało złe myśli, a przywodziło te lepsze, przywodziło nadzieję na lepszą przyszłość, która nigdy nie miała szansy realizacji.
    I wtedy na niego wpadł. Oczywiście jego licha postura sprawiła iż wszystko wyglądało na to iż wywali się, ale... Ten złapał jego nadgarstek.
    Spojrzał na niego wystraszonym wzrokiem i przez moment myślał, że to znowu ten cały Hayden ale głos... Głos był chyba nieco inny. Nie dużo, ale inny. A może mu się tylko zdawało.
    - P...prze...praszam.- powiedział drżącym nieco piskliwym tonem. Nieco ostry ton, którego użył chłopak wystraszył go.

    OdpowiedzUsuń