niedziela, 21 kwietnia 2013

Często prowadzę z sobą długie rozmowy...


...i jes­tem przy tym tak mądry,
że cza­sami nie ro­zumiem
ani jed­ne­go słowa z te­go, co mówię.

Heinrich Kartz, trzydziestopięcioletni barman, urodzony w marcu 1978 roku, w Salzburgu, pragmatyk i racjonalista, nie wierzy w przeznaczenie, wypija rano czarną kawę, wypala prawie dwie paczki fajek dziennie, uprawia poranny jogging, kupuje bajgle na śniadanie, piwo pija tylko tanie, stara się zapomnieć, nie chce czuć nic i do tego dąży, zbyt często sięga po używki, robi sobie z życia bajzel, wypiera wspomnienia, nie ma samochodu, mieszka w bloku i ma kablówkę, której nie ogląda, od dwóch lat remontuje kuchnię, ma uczulenie na idiotów i pomarańcze, nie nosi nic, co można nazwać sztruksowym, ma wolne czwartki, sypia do godziny ósmej, nie pieprzy się bez gumki, nie opowiada o sobie, przyczepił się do niego kot, którego notorycznie wyrzuca na balkon, nie lubi czekolady, w mieszkaniu ma tylko jeden pokój, śpi pod ścianą, potrafi zrobić wyśmienity omlet i zaparzyć kawę. 


Znajomości z Heinrichem zazwyczaj kończą się szybko i bezboleśnie. Takie zresztą mają pozostać; nieformalne, krótkie i przyjemne. Tak jest najłatwiej dla każdego, bo stały balast w postaci drugiego trzydzieści sześć i sześć naprawdę nie stanowi żadnej potrzeby w jego życiu. Mężczyzna nie lubi niespodzianek, wyrobił sobie dzienny plan, którego skrupulatnie się trzyma, by czasem nie znaleźć się w sytuacji podbramkowej. Wstaje o ósmej, pije kawę, idzie na poranny jogging, wraca, bierze prysznic, pali trzy fajki, je bajgla, karmi wstrętnego kocura, zapycha czas do siedemnastej najróżniejszymi, niepotrzebnymi nikomu bzdurami, zmierza do pracy, rozlewa drinki, wraca z kimś do domu, uprawia seks i idzie spać. Tylko czwartki wyglądają inaczej, ale o czwartkach się w jego towarzystwie zwyczajnie nie mówi.

WSPOMNIENIE II

No to wątkujmy.



32 komentarze:

  1. [ Już lubię Heinricha. Powiedz, czy nasi panowie mają się znać, czy lepiej zacząć ich znajomość od nowa? ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  2. [Fajny ten barman :3]

    / Michael

    OdpowiedzUsuń
  3. [Lubię ten fragment z początku karty, ten połączony z tytułem. Wątkować chcę, ale że już padam na ryj, to mogę jutro. Jeśli masz jakieś idee, zostaw pod kartą, odpiszę jutro.]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  4. [ O, ja też już gościa polubiłam. I tego z nożem też polubiłam, taki fajny...
    Zarzuciłabym jakimś pomysłem na wątek, ale niewiele przychodzi mi do głowy - ewentualnie jakieś zbieranie z podłogi Tobiego, po nocnym "występie" w barze, tudzież życzliwa pomoc małej dziwki w sprzątaniu baru. Na nic lepszego w tej chwili mnie nie stać, ale wyrażam szczerą chęć na jakiś przyjemny wątek, więc jeśli nie odstraszyłam cię za bardzo i może masz jakieś lepsze idee niż ja to... byłby czad xD ]

    ~Tobias

    OdpowiedzUsuń
  5. [Teraz wiem ^^. To może jakiś wątek, skoro oni razem pracować będą?]

    OdpowiedzUsuń
  6. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 11:58

    [Jest genialny ^^ Co powiesz na znajomość, bo panowie mogą mieszkać w jednym bloku i rytualnie palić razem fajki o godzinie dwunastej w południe, skoro Heinrich taki rytualny ;D]

    Élie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 12:26

      [A tak swoją drogą, to Kartz przypadkiem nie jest tym samym Kartzem, z którym pisałam (tak trochę nie bardzo, ale jednak ^^) na sb w mysterious-tales? Bo z tej strony Miszka]

      Usuń
  7. [ Wątkujemy się jakoś? ;3]

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  8. [No raczej taki wątek byłby wybitnie nudny, ale przynajmniej wiemy skąd się znają. Jakiś głębszy pomysł niestety mi nie przychodzi, tak szczerze mówiąc.]

    OdpowiedzUsuń
  9. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 19:51

    [O, to część ;) Przyjaciół nie, bo Francuz też przyjaciół w Austrii nie ma, ale znajomi to dobra sprawa, dach też, będzie lol z Éliem, jak będzie nie-patrzył-w-niebo na dachu ^^ Mogę zacząć, ale ostrzegam, ze jeśli zacznę, to początek długi nie będzie, bo ja niezdolna jestem do tego ^^]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Nie powiem, pomysł nie jest zły i nawet mi się podoba. I zdecydowanie lepszy niż roznoszenie drinków :)]

    OdpowiedzUsuń
  11. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 20:22

    Élie nie miał w swoim życiu zbyt wielu rytuałów, jednak te, które już posiadał, kultywował z godną podziwu dbałością. Herbatę zawsze pijał w zielonych kubkach, kiedy budził się w nocy, grał na akustyku, co wieczór biegał po przedmieściach Wiednia, nie patrzył w niebo i palił jednego papierosa dziennie w południe na dachu bloku, za towarzysza mając jedynego sąsiada, którego znał z imienia.
    Właśnie dzwony wybijały równo dwunastą, gdy Francuz otworzył drzwi prowadzące na dach. Heinrich już tam siedział, więc Élie, rytuał, podszedł do niego z lewej strony i stanął jakieś dwa metry obok, wyjmując z kieszeni zmaltretowaną paczkę fajek.
    - Bonjour – przywitał się cicho, wyłuskując papierosa. Tak naprawdę palenie nie było w jego przypadku ani bezpieczne, ani mądre, ale zbyt bardzo się do tego przyzwyczaił. Po prostu gdy przysuwał płomień zapalniczki do papierosa w ustach, zamykał oczy i zapominał co robi. Nie myślał o ogniu, o jego bliskości i o swoim szaleństwie. Najczęściej się udawało.
    Zaciągnął się głęboko, wpuszczając dym do swoich płuc i zatrzymując go tam na dłuższą chwile, jakby chciał poczuć go bardziej, bardziej poczuć, bardziej się podtruć. Tak było dobrze. Nie był nałogowcem, nawet specjalnie nie lubił smaku papierosów. Lubił palenie ich. To był rytuał, a on był do niego przywiązany. Dawał poczucie zaczepienia.

    Élie

    OdpowiedzUsuń
  12. [Oryginalność ciężka sprawa, dla mnie nieosiągalna, ale liczę na ciebie <3
    Mówiąc „pomoc” zdecydowanie nie miałam na myśli „oh, chodź biedactwo, daj rączkę” tylko bardziej „weź już spadaj, bo chcę zamknąć”, rozumiesz xD
    Ale podoba mi się idea z dopytywaniem o blizny, bo Tobias to wścibska pizda. Oczywiście zakładamy, że już się kojarzą, tak przynajmniej z widzenia, nie? Bo w końcu pracują w jednym miejscu, a mała Julia często gości przy barze, tak myślę xD
    To tak podsumowując to – bierzemy twój pomysł. Czujesz nieodpartą potrzebę zaczęcia czy jednak nie do końca? ]
    ~Tobias

    OdpowiedzUsuń
  13. Pierwsze dni w nowej pracy zawsze były najtrudniejsze. To wtedy jeszcze się nie wie gdzie co jest i na jakiej zasadzie działa, to wtedy wiecznie się gubi w nieznanych jeszcze sobie korytarzach. Pierwsze dni w pracy decydują, czy popracuje się dłużej. Szczerze mówiąc, Michael nigdy w życiu nie spodziewałby się, że wyląduje w takim miejscu. Bo to najzwyczajniej w świecie nie było miejsce dla niego i tyle. Nie miał o takich miejscach zbyt dobrej opinii i zawsze trzymał się od nich z daleka. Kto by pomyślał, że nagle okazuje się, że właśnie w takim miejscu pracuje! Taki fajny chłopak, z dobrej rodziny, z super przyszłością i ogromnym talentem... Kto by pomyślał, że wyląduje w haremie. Na szczęście nie było jeszcze z nim tak źle i pracował jedynie jako kelner - gdyby miał robić coś innego, to chyba wolałby już umrzeć z głodu niż oddać komuś swoje ciało. Nie chodziło nawet o szacunek do siebie, ale zwyczajną niemoc. On by tak nie potrafił, tak po prostu.
    W sumie, to nie było mu tu źle przez te kilka dni jakie tu przepracował. Wszyscy byli dla niego mili i przyjaźni, pomagali mu kiedy nie dawał sobie rady. Paradoksalnie, czuł się pomiędzy personelem o wiele lepiej niż w każdej poprzedniej pracy jaką miał - problemem byli jedynie klienci. I Mickey szczerze współczuł tym wszystkim chłopaków którzy muszą ich znosić w innych okolicznościach.
    Był wieczór, któryś już z kolei w nowym otoczeniu. Jak to zwykle bywało, niektórzy klienci oczywiście czepiali się wszystkiego i byli tam tylko po to, by wszystkich denerwować. Na przykład barmana, który najwidoczniej też już miał tego wszystkiego dosyć, bo Misiek widział, że ten po prostu zaraz wybuchnie. Starał się to ignorować, robić swoją pracę i dalej zbierać zamówienia, ale cały czas mimowolnie go obserwował. Zauważył też, że sam szef najwyraźniej również zauważył niezbyt przyjazny humor Kartza. Ze zdzwieniem obserwował jak ten zaraz do niego podchodzi i prosi go o złagodzenie sytuacji. Dobra, to był dla niego lekki szok, ale zgodził się skinieniem głowy i zaraz wszedł za ladę baru, posyłając Henrichowi delikatny uśmiech. Szczerze mówiąc, to w pewnym sensie bał się odezwać. Misiek chyba po raz pierwszy w całym swoim życiu stchórzył i nie wiedział jak powinien się zachować. Coś powiedzieć, wykonać jakiś gest?

    OdpowiedzUsuń
  14. [ To może Gottie będzie chciał się upić przed rozpoczęciem zmiany, bo będzie miał dzień do du.py. Co ty na to? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Może mu się jakoś użalać zacząć i nawijać o wszystkim bez sensu. Chyba, ze jakaś całkiem inna koncepcja? ]

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Spoko, to jutro zaczniemy ^^ Najwyżej ja koło 15 mogę, chyba że ty zrobisz to wcześniej :)]

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Och, wiedziałam, żem błąd gdzieś jakiś walnęła! Dzięki za powiadomienie :). Może tak już wątek przy okazji?]

    Nathie Green

    OdpowiedzUsuń
  18. Powrót do życia wśród ludzi wydawał mu się wręcz abstrakcyjny. Kiedy jednak otrzymał wypis do rąk własnych nie mógł już nawet poddawać w wątpliwość faktu, że oto stąd wychodzi.
    Zasadniczo kiedy wrzucił do torby wszystkie rzeczy, które dostarczył mu On, taksówka już czekała na dole. I już sama jazda z nieznanym mu kierowcom okazywała się być stresująca, więc kiedy wsiadł do auta rzucił pierwszy adres, który miał w głowie. Miejsce Jego zamieszkania, już nawet nie ich tylko samego Heinrich.
    Kiedy stanął pod blokiem miał zarówno ochotę, jak i okazję się wycofać, ale nie. Brnął w zaparte wiedząc, że jeśli Heinrich nie pozwoli mu się na chwilę zatrzymać to poza nim nie ma innej opcji. To tylko na jakiś czas - mówił sobie doskonale wiedząc, że będzie miał ochotę na rozciąganie tego czasu do oporu.
    Zadzwonił do drzwi. Kolejny moment, podczas którego mógł uciec, ale później stał przed nim On i Cilian miał bezsprzeczną ochotę żeby w tej właśnie chwili się z nim stopić.
    - Ano ja – odpowiedział poprawiając pasek torby, w którą to były wrzucone jego rzeczy. Dopiero po chwili, gdy umysł opornie przeanalizował sytuację i stan, w jakim był Kartz dotarło do niego, że pojawił się w chwili co najmniej nieodpowiedniej. – Przeszkadzam, przepraszam – wypowiedział prawie automatycznie, bo przepraszanie za absolutnie wszystko miał w nawyku.
    Czuł, że powinien się teraz wycofać, znaleźć pospiesznie jakąś alternatywę i nie zawracać Kartzowi głowy, ale nie miał na to siły. I zachciało mu się w tej chwili płakać, bo znowu poczuł się tak wybitnie sam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dzisiejszy dzień był beznadziejny. Tak totalnie beznadziejny. Nic Gottfriedowi dziś nie wychodziło. Pomylił swój szampon z koloryzująca odzywką. Nie wnikał, czemu ona była w łazience. Jednak przez to miał lekko fioletowe włosy. Co z tego, że zmyje się to jutro, dziś wygląda beznadziejnie. Zgubiła mu się opaska i musiał założyć opatrunek na oko. Żeby tego jeszcze było mało, jego ukochane skórzane spodnie po prostu zniknęły. Nie! Ten dzień jest okropny. I jeszcze dostał wiadomość od rodziców, że może jednak przestanie być gejem i czy wróci. Po prostu cudownie!
    Zdecydowanym krokiem zmierzał w kierunku baru. Co z tego, że jeszcze Harem był zamknięty. On chciał się upić. Usiadł na stołku.
    - Cokolwiek, byle mocne było poproszę - rzucił.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Dzień jak co dzień, pomijając fakt, że jego dzisiejszy występ został odwołany. W gruncie rzeczy całkiem go to cieszyło, bo przynajmniej mógł zlać się z tłumem przeciętnych klientów i nie musiał znosić tych wygłodniałych spojrzeń starych napaleńców.
    Jego główny problem polegał na tym, że młodzi i przystojni faceci interesowali się równie młodymi i przystojnymi facetami. Takimi dobrze zbudowanymi, charyzmatycznymi i takie tam ściemy. Drobni chłopcy z twarzą lalki, niestety zwracali uwagę panów po czterdziestce, zazwyczaj z lekką nadwagą i problemami z nadmierną potliwością. Jego adoratorzy byli często jakimiś urzędnikami, którzy całe dnie spędzali w biurze na wypełnianiu druczków, albo grafikami komputerowymi, tudzież pracownikami barów szybkiej obsługi… Rzadko zdarzał się ktoś warty zapamiętania.
    Dlatego też, poza występem, darował sobie i inne formy zabawiania gości. To nie było jego obowiązkiem. Nie potrzebował już pieniędzy aż tak desperacko i zdecydowanie nie miał dziś na to ochoty.
    Chciał wrócić do domu i poobijać się, a może chociaż raz wyspać w nocy, ale jakiś idiota stłukł szklankę przy barze, a on, jako dobra duszyczka postanowił pomóc posprzątać. Z tego właśnie powodu udał się na zaplecze, na przygodę pod tytułem „odnaleźć miotłę”. Mgło być ciężko, zważywszy na to, że nigdy nie zajmował się takimi rzeczami i nie wiedział nawet czy na zapleczu mają takie specjalistyczne sprzęty.
    Było jeszcze stosunkowo wcześnie, więc ludzi wielu nie było, dlatego lepiej posprzątać to zanim zbierze się ich więcej i rozniosą bałagan po całej sali.
    Niepewnie wszedł do pomieszczenia gospodarczego, z zaciekawieniem zauważając, że już ktoś tam jest. Znany mu barman był właśnie w trakcie przebierania się, a Tobias, zamiast grzecznie przeprosić i wyjść, zamknął za sobą drzwi i przez chwilę bezczelnie mu się przyglądał.
    - Co się stało? – zapytał, wskazując na blizny na torsie tamtego. Co z tego, że barman pewnie w ogóle nie chciał z nim rozmawiać? Wcześniej Tobias odniósł wrażenie, że chyba nie żywi do niego jakiejś sympatii, ale nie zdziwiłby się też, gdyby facet nawet go nie kojarzył. Doll lubił dorabiać sobie teorie, w jego głowie połowa pracowników haremu go nienawidziła, a nigdy z nimi nie rozmawiał.

    [ Olaboga. Siedziałam nad tym wczoraj i siedziałam nad tym dzisiaj, a jedyne na co mnie stać to coś takiego… PRZEPRASZAM, następnym razem bardziej się postaram. Naprawdę T-T ]
    ~Tobias

    OdpowiedzUsuń
  21. Obserwowanie barmana można było porównać do obserwowania miny, która zostaje ominięta zaledwie o włos. Ale ludzie wciąż są blisko niej, wystarczy jeden nierozsądny ruch i bum! Wszystko pójdzie w powietrze, mina wybuchnie i nie obędzie się bez ofiar, zarówno w ludziach jak i całym sprzętem w okół tej naszej miny.
    I kiedy Misiek tak na niego patrzył, to po prostu nie wiedział co ma robić. Spróbować go uspokoić? Ale przecież z takim humorem barmana to jemu może się zarobić. Nie chodziło wcale o ten fakt, ale mimo wszystko, wolał żeby obeszło się bez rozbitej na głowie szklanki, czy czegoś podobnego. Mimo wszystko, Mickey miał jakiś system samozachowawczy - może i całkiem wadliwy i z wieloma błędami, ale czasem działał poprawnie. W takim chwilach jak ta, po prostu tracił odwagę, która normalnie towarzyszyła mu non-stop. To wszystko przez tą aurę w okół mężczyzny, jakby mówił "zabiję was wszystkich, jeśli tylko mnie wkurzysz" czy tam "nawet nie próbuj, bo będzie źle".
    Nie trzeba było mu wcale słów szefa, żeby ruszył za barmanem. Odstawił tackę na blat, po czym ruszył za nim, zaraz wychodząc tymi samymi drzwiami co on.
    - Nic nie mów, wiem że wszystko widziałeś i wiesz czemu tu jestem. - mruknął na wstępie, wzruszając ramionami. Podszedł do niego bliżej i oparł się o ścianę obok niego.
    - Mocno mnie uderzysz jak zaproponuję wyrwanie się stąd i wyskoczenie na piwo? Zdecydowanie nie w żadnym barze. - zaproponował, tylko częściowo żartując. Nigdy nie wiadomo co może mu do głowy strzelić, nie?

    [Przesadzasz! Lepsze od moich wypocin, zdecydowanie.]

    OdpowiedzUsuń
  22. W gruncie rzeczy, wcale nie jest złym człowiekiem. Nigdy nie atakuje niesprowokowany, pominąwszy naturalnie swoich kochanków, którym to wynagradza podwójną stawką każdy najdrobniejszy siniak. A i te nie są przecież skrajnie dotkliwe. Sytuacja zmienia się diametralnie dopiero w chwili, gdy niepożądane wspomnienia pod wpływem drobnego impulsu w całości pochłaniają jego umysł. Wtedy dzień z góry skazany jest na porażkę, a najlepsze jego uwieńczenie to zapicie się na śmierć w Haremie. Wchodzi tam i twarz ma bardziej bez wyrazu niż zwykle, o ile taka sytuacja w ogóle może mieć miejsce. Najwyraźniej tak, bowiem nawet nie musi prosić, żeby Heinrich postawił przed nim szklankę do połowy wypełnioną dobrą brandy. To nawet lepiej - upije się szybciej. Jednak naczynie szybko zostaje opróżnione, a mężczyzna znów jest potrzebny.
    - Jeszcze raz to samo. - Gdy tamten przed nim staje, mówi, o dziwo, spokojnie, przesuwając szklankę po blacie w jego kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  23. Obserwuje poczynania mężczyzny, by kolejno skinąć mu krótko głową, choć szklanki nie unosi. Zamiast tego opróżnia ją do dna. A później kładzie na stole banknot o większym nominale i przesuwa go w kierunku Heinricha, co może znaczyć tylko jedno: teraz przestanie siebie kontrolować do tego stopnia, że w fazie finalnej najzwyczajniej w świecie nie będzie w stanie mu zapłacić. I tak dzieje się w rzeczy samej: alkohol pochłania w ilości nieograniczonej, nawet nie starając się udawać, że między kolejnymi szklankami robi jakieś przerwy.
    A później pojawia się ten facet. Wątły i starszy od niego. Zaczepia go i mówi o jakiejś dziwce, którą Marc miał w zeszłym tygodniu. Urlich nie ma ochoty na podobne wywody, dlatego po pierwszych kilku zdaniach, przestaje czytać z ust nieznajomego, następnie zupełnie go ignorując. Wtedy mężczyzna traci nad sobą panowanie i zaczyna krzyczeć. Kąciki warg Marca drgają ku górze w subtelnym uśmiechu.
    - Po co on na mnie krzyczy? Nie wie, że jestem głuchy? [Tekst wielorazowego użytku, tak jest.] - rzuca sarkastycznie do Heinricha, który pojawia się przy nich zapewne zwabiony hałasem, tym samym z niemałą dobitnością pokazując awanturnikowi, jak bardzo ma go w poważaniu. Najwyraźniej nie jest jednak zainteresowany odpowiedzią barmana, bo w następnej kolejności już wyciąga z kieszeni koszuli papierosa, to na nim skupiając w całości swoje spojrzenie. Jednak gdy tylko go zapala, ten zostaje mu wytrącony z dłoni. Awanturnik nie ma zamiaru dać za wygraną, a Marc czuje, że powoli traci cierpliwość. Wpatruje się w twarz tamtego, swobodnie rejestrując, że mężczyzna ciągle do niego mówi. Urlich wciąż nie jest jednak zainteresowany jego słowami. Sięga po papierosa, który spadł na blat baru, ale nie zdąża uchwycić go między palce. Szklanka agresora opada nań z hukiem, miażdżąc go doszczętnie. Podnosi na niego wzrok, przy czym tamten wciąż mówi, i to jest właśnie moment, w którym Urlich traci cierpliwość. Chwyta mężczyznę za włosy z taką siłą, że jest naprawdę bliski wyrwania mu ich z głowy, by kolejno przygnieść jego twarz do powierzchni blatu. Kilka szklanek drga niebezpiecznie, jedna z nich przewraca się. Marc ignoruje to. Przybliża twarz do twarzy mężczyzny, którego włosy wciąż trzyma w żelaznym uścisku.
    - Nie zrozumiałeś aluzji, idioto. Kazałem Ci się zamknąć - rzuca stosunkowo spokojnie, jak na fakt, że w środku cały się kotłuje.
    [Jasne, jasne.]

    OdpowiedzUsuń
  24. [już idziemy, już, biegusiem! i nawet mi wpadł do głowy jakiś pomysł, szaaaalona ja. a więc może kojarzą się z widzenia, lennart mógłby u heńka namiętnie zamawiać czarną kawkę, broń boże jakiś alkohol, wzbudzając tym u barmana lekkie zdziwienie. no bo ogólnie taki cichy chłopak, siedzi sobie w kącie, nie odzywa się słowem, tylko paczy i nigdy nawet słowa nie zamieni. aż tu nagle przyłazi nad ranem (coś koło czwartej, może piątej) do lokalu z rozwaloną mordą i prosi heńka o lód na rany/siniory po bójce. bo bić to on się umie, aż taką ciapą nie jest]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Na trupiszcza cmentarne, ja i pomysły? Nie, jednak nie. Ale możemy polecieć na całkowity żywioł :). Niecodziennie i czasem ciekawie!]

    Nathie Green

    OdpowiedzUsuń
  26. Wszedłszy do mieszkania, zamknął za sobą drzwi, zgodnie z poleceniem. Przy wieszaku położył torbę ze swoimi rzeczami i skopał buty ze swoich stóp, wykonał kilka kroków wkraczając trochę dalej i pewnie by brnął tak jeszcze chwilę gdyby nie stanął przed nim Heinrich, już ubrany.
    Krüger zmarszczył delikatnie brwi słysząc hałas, ale uparcie milczał i wpatrywał się w Kartzowi zapamiętując i przyswajając na nowo każdy kolejny wyraz jaki gościł na jego twarzy.
    Nawet udało mu się zignorować sprawcę hałasu, który przeszedł obok niego. I Cilian byłby w stanie sterczeć tak nadal tylko po to, by podziwiać sobie oblicze Heinricha gdyby ten się nie odezwał i nie wybudził go ze swoistego transu.
    - Nie, dziękuję – odpowiedział odrobinę skrępowany Cilian jakoś nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić jakby był w nieznanym sobie miejscu, a przecież mieszkanie znał doskonale i o ile nic się tu nie zmieniło to mógłby się poruszać po tym miejscu z zamkniętymi oczami bez większego problemu. – Mm… chciałbym w sumie tylko swojego laptopa, jeśli go masz to byłoby miło… – wypowiedział opanowując jakimś cudem drżenie swoich rąk i nóg, bo czuł się zestresowany samym tym, że stał teraz przed Kartzem i znowu potrzebował jego pomocy. – Postaram się zniknąć jak najszybciej – dodał cicho, mając nadzieję, że mężczyzna jednak go usłyszał i nie będzie zmuszony tego powtarzać.
    Tym razem już przypatrując się natarczywie własnym nogom powędrował w stronę kanapy, oczywiście szurając stopami po podłodze. Zajął miejsce na meblu, jak zwykle niemal wcisnął się w jego róg i podciągnął nogi żeby je ze sobą skrzyżować.

    OdpowiedzUsuń
  27. Dla Gottfrieda nie było ważne, co skłoniło barmana do szybszego pojawienia się w pracy. Ważne, ze był i pomagał mu zalać jego smutki w alkoholu. Bardzo miły człowiek. Rzucił na niego pobieżnie wzrokiem, po czym zaczął wpatrywać się w zawartość prawie pustego naczynia. Dopił do końca.
    - Jeszcze raz to samo poproszę – powiedział. Oparł głowę na dłoni i westchnął. Dlaczego ten dzień musi być taki beznadziejny. On sobie na to nie zasłużył!

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Wpatruje się w twarz tamtego, wciąż pewnie przygniecioną do blatu i targa nim silna chęć obicia mu tej mordy. Szczególnie zachęcony lękiem, czającym się w jego oczach, unosi zaciśniętą w pięść rękę, niosąc się z zamiarem spełnienia owej zachcianki. Powstrzymuje go dłoń na ramieniu, pod wpływem której rozluźnia mięśnie twarzy, puszcza awanturnika, odsuwa się i opuszcza rękę wzdłuż tułowia. Uważnym spojrzeniem lustruje barmana, bardziej skupiając się na grymasie towarzyszącym jego słowom, aniżeli na samej ich treści. Z początku rzeczywiście mniema, że uwaga skierowana jest do niego, ale kiedy ich wzrok nie krzyżuje się, a pan krzykliwy opuszcza lokal, burcząc coś pod nosem, dochodzi do wniosku, że jednak jest przeciwnie.
    - Zbyt jesteś niepoprawny na takie przykładne odzywki. - Odzywa się dopiero, kiedy wszyscy wracają do swoich spraw: tłum gapiów nie obserwuje ich czujnie, Heinrich wstępuje za kontuar, a on sam siada na stołku, znów skupiając się na swojej szklance. Oczywiście nawiązuje nie tylko do w połowie opróżnionej i schowanej pod barem szklanki, ale też do innych uchybień i odstępstw od profesjonalnego zachowania, których w wykonaniu Heinricha zdążył się naoglądać dość sporo. W końcu przychodzi tu co wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  29. Zdławił w sobie chęć przylgnięcia do Heinricha, bo za bardzo zdawał sobie świadomość z tego, że jest tu niechciany, że zdecydowanie bardziej pożądany byłby na jego miejscu chociażby mężczyzna, który całkiem niedawno opuścił mieszkanie.
    To bolało i sprawiało, że Cilian miał ochotę wpakować sobie całą serię naboi prosto w czaszkę. Chociaż może właśnie ten ból pozwalał mu jeszcze w tej chwili tu być, trzymał go i dawał energią na to, by wypowiedzieć cokolwiek, ale sił aby spojrzeć Kartzowi ponownie w twarz już nie miał.
    - Nie kłam – powiedział, całkowicie spokojnie, chociaż i tak czuł obawę przed tym, co chciał powiedzieć, bo nawet w jego głowie brzmiało to niemalże deklaracja. – To już nie jest moje mieszkanie, ja jestem tu tylko na chwilę, znajdę coś dla siebie i się stąd wyniosę – oznajmił w końcu, po zaledwie chwili milczenia.
    Świadomość, że będzie musiał później radzić sobie ze wszystkim sam była przytłaczająca. Tak jak wszyscy młodzi ludzie pragnęli niezależności i wolności tak on potrzebował kogoś, do kogo mógłby sobie spokojnie należeć i najchętniej to by się jeszcze zamknął, a przecież jeszcze czekały go wizyty u psychiatry, przez które będzie musiał wyjść co poniedziałek ze swojego bezpiecznego światka.
    - To dasz mi mojego laptopa? – upomniał się cicho, a później westchnął, przystępując do nerwowej zabawy własnymi palcami.

    OdpowiedzUsuń