niedziela, 21 kwietnia 2013

Do you want to come home with me?




Hayden Firefly

20 lat
Escort Boy

  



♠ Chodząca sprzeczność. ♠ Jedna druga. ♠ Because fuck you, that’s why. ♠ Oczywiście, że Cię kocham, Kai. ♠ Zły Gorszy brat bliźniak. ♠ Mamę też kocham! ♠ Jednego Cosmopolitana proszę! ♠




Widzisz go? Oczywiście. Zauważyłeś go od razu po przekroczeniu progu klubu. Stoi oparty o bar w tych swoich obcisłych, znoszonych jeasnach i rozpiętej koszuli. Chłodnym spojrzeniem mierzy wszystkich wokół. Wydaje Ci się, że czegoś szuka, ale nie możesz być w większym błędzie. Obojętność to jego drugie imię, a rozbiegane spojrzenie świadczy o obecności extasy w jego organizmie. Nie, nie jest narkomanem, ale dla dobrej zabawy zrobi wszystko.

Mówi się, że gdzieś między toaletą a dark room'em zatracił resztki człowieczeństwa. Całkowicie wyprany z emocji, tak beznadziejnie beznamiętny, pozbawiony jakichkolwiek zdrowych uczuć. Przyjemność, przyjemność, przyjemność. Naprawdę lubi to co robi i wie, że jest w tym dobry. Potrafi dać rozkosz, samemu biorąc z tego jak najwięcej. Wysysa z innych wszelkie pozytywne odczucia samą swoją obecnością, a irytującym uśmiechem zwala z nóg, choć wszystko zależy od dnia. Niekontrolowane wybuchy agresji stały się normą i istnieje tylko jedna osoba, która potrafi go uspokoić. Jego brat.

Kayden jest jego oczkiem w głowie i czuje się za niego odpowiedzialny, choć zazwyczaj tego nie okazuje. Nienawiść kipi z niego, gdy widzi bliźniaka w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Wolałby, żeby tego nie robił, ale realia zmusiły ich do sprzedania własnego ciała. Jest wszystkim co mu zostało, ostatnią osobą która broni go przed upadkiem i znosi jego humory. Wszyscy wokół twierdzą, że przebywanie w jego obecności dłużej niż to konieczne szkodzi trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, zarówno fizycznym jak i psychicznym, więc posiadanie brata, który mimo wszystko z nim wytrzymuje jest błogosławieństwem. I choć Hayden doskonale zdaje sobie z tego sprawę, nigdy się do tego nie przyzna.

Gdy mieli trzy lata zostawił ich ojciec. Ten chuj spieprzył życie szczególnie ich matce, która od tamtej pory musiała sama dbać o ich wychowanie i zapewnienie im środków do życia. Zaharowywała się biorąc podwójne zmiany, dorabiała gdzie tylko mogła, a teraz leży w szpitalu. Praktycznie jest warzywem, tylko aparatury podtrzymują jej życie, a dzieje się tak pod ponad roku. Lekarze już dawno chcieli ją odłączyć, ale chłopcy nie mogli na to pozwolić. Najpierw sprzedali dom, ale pieniądze w końcu się skończyły, więc musieli jakoś zarobić, bo przez cały czas mieli nadzieję, że matka wyzdrowieje. Odwiedzają ją przynajmniej raz w tygodniu, ale Hayden nie potrafi się zmusić do wejścia na salę. Stoi przed drzwiami z nadzieją, że rodzicielka stanie w nich i znowu spojrzy na niego tak, jak wtedy gdy zrzucił piłką miskę ciasta z blatu. I nadal ma tą swoją obojętną minę.



"Jak na kogoś, kto ma wystarczającą ilość przypadłości, że zasługuje na własną pozycję w literaturze diagnostycznej i podręcznikach statystyki, jesteś jednym z najlepiej przystosowanych i sprawnie działających gnojów jakich widziałem."






♣ Lubi truskawki z bitą śmietaną i męskie tyłki. ♣ Co trzy miesiące robi badanie krwi.
♣ Nie lubi skórzanych spodni. ♣ Nienawidzi myśli, że Kayden też musi to robić. ♣ Zawsze górą, zawsze po jego myśli. ♣ Nie chcesz wiedzieć co Ci zrobi, jak Cię złapie. ♣ Zabije, jeśli obrazisz jego brata ♣

_____________

Rozmowa wstępna:

Malcolm patrzył na niego poważnie.
 - Jesteś pewny na sto procent, że poradzisz sobie z taką pracą? Nie sugeruję, że sobie nie dasz rady, chcę tylko się upewnić, że wiesz na co się porywasz.
Hayden jedynie przewrócił oczami, a na wargach pojawił się kpiący uśmieszek.
- Yes, Sir. Zostałem poinformowany o swoich obowiązkach. Mama mówiła, że żadna praca nie hańbi. Czemu więc nie połączyć jej z przyjemnością?
 - Skoro tak uważasz. - Malcolm wzruszył ramionami. W końcu nie będzie prowadził rozmów wychowawczych, kto jak kto, ale on zdecydowanie się do tego nie nadawał. - W razie jakichkolwiek kłopotów zgłaszaj się bezpośrednio do mnie.

28 komentarzy:

  1. [ No cześć, mogę Cię zjeść? <3 Za samo imię masz u mnie wątek! :33 ]

    Nikita

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Jak przepada za męskimi tyłkami, to może się czuć lubiany przez Chrisa. Już mają ambitną cechę wspólną. Skusisz się na wącisz? Nie martw się, Chris nie gryzie (przynajmniej nie bez powodu) >:3 ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Okej, teraz nareszcie zejdzie Ci ciśnienie, co? :D]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Mam nadzieję, że jakoś przeżyjemy ^^ Nie wiem czemu, ale jako pomysł na wątek przychodzi mi do głowy jakaś kłotnia między nimi... ]

    Niki

    OdpowiedzUsuń
  5. Było coś po pierwszej, kiedy w końcu wrócił do ciasnego mieszkanka, które dzielił wraz z bratem. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było otworzenie drzwi z kuchni, łazienki i sypialni, w celu sprawdzenia, czy Hayden już jest.
    Rzadko zdarzało się, by Kayden cieszył się nieobecności brata, ale w tym przypadku był to akurat szczęśliwy zbieg okoliczności, bowiem była to szansą uniknąć jakichś nieprzyjemności związanych z tym, że nie wszystko dzisiaj odbyło się tak, jak powinno.
    Ale od początku.
    Kayden, jako escort zajmował się głównie towarzyszeniem jakimś bogatym jegomościom na spotkaniach biznesowych, przyjęciach i tak dalej: po prostu był kimś, kto w sposób znaczący wpływał na korzystne odbieranie czyjegoś wizerunku dzięki wyjątkowym umiejętnościom towarzyskim, wiedzy, urokowi osobistemu i mnóstwie innych, bardzo użytecznych atutów. Krótko mówiąc, zwykle to wystarczało, jeśli chodziło o zakres jego usług. No, czasem jeszcze z kimś sypiał: naturalnie, to było coś, za co trzeba było słono zapłacić, ale jednak. I klientów, których na to było stać regularnie wcale nie było znowu tak dużo. Konkretnie to czerech
    Pierwszy był jakimś przedsiębiorcą po trzydziestce: bardzo miły, ułożony mężczyzna, który niezaprzeczalnie miał klasę. Przystojny, inteligentny, oczytany i całkiem niezły, raczej łagodny kochanek. No, bo właśnie zachowywał się tak, jakby Kai był jego kochankiem, a nie kimś, kto po prostu zaspokoi wymyślne kaprysy. Prawdę mówiąc, chłopak nawet lubił spędzać z nim noce, co akurat nie odnosiło się do trzech pozostałych.
    Był bowiem jeszcze jakiś dyplomata, który w ogóle nie miał fantazji, pomijając już fakt, że zbliżał się do pięćdziesiątki i w ogóle się mu nie podobał. Ale płacił, więc Kai nie mógł wybrzydzać.
    O zgrozo, mniej więcej raz na miesiąc odwiedzał go jakiś chłopak, niewątpliwie młodszy od niego: miał chyba siedemnaście lat, a zachowywał się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy świata. No, w sypialni raczej średnio to udowadniał, ale… przecież płacił. Nawet trochę więcej, niż inni. Kadyen co prawda podejrzewał, że pieniądze chyba podbiera matce z portfela, ale nie wnikał.
    Najgorszym klientem jednak był pewien Brytyjczyk, udziałowiec jakiejś spółki na Bliskim Wschodzie. Zjawiał się zawsze w co drugi czwartek i to, czego oczekiwał… cóż. Do perwersj różnej maści Kayden przywykł, jednak do brutalności połączonej z zachciankami, które naprawdę ocierały się o granicę jakichś zaburzeń psychicznych nie bardzo. Ów Brytyjczyk jednak był najbardziej hojny z nich wszystkich i nigdy nie przekroczył cienkiej linii, za którą krzywda Kaia stawała się zbyt wielka, by mógł to znieść.
    Nie przekroczył, aż do dzisiaj.
    Prawdę mówiąc, chłopak nie wiedział, jakim cudem udało mu się tutaj dotrzeć: wszystko go bolało, miał pełno siniaków na całym ciele i kilka rozcięć, nie mówiąc już o tym, że czuł, jakby od środka ktoś go porąbał na wielkie, ledwo trzymające się razem kawały mięsa. Chciał się umyć, położyć i odciąć się na długie lata od rzeczywistości; zanim jednak dotarł do wanny, usłyszał szczęk klucza przekręcającego się w zamku frontowych drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiejsza noc była męcząca i to bardzo. Przed chwilą skończył prawie godzinny występ dla masy podnieconych facetów, którzy chcieli go zgwałcić lub Bóg wie co jeszcze z nim zrobić. Jakoś nie kręciło czerwonowłosego, aby te informacje poznać.
    Szybko uciekł za scenę, aby nie musieć im dogadzać. Potrzebował przerwy.
    Nie tylko on siedział sobie za sceną. Zobaczył tam jednego z bliźniaków.
    - Hej - rzucił do niego. - Trzepnij mnie za tę zniewagę, ale którym z bliźniaków jesteś? - zapytał, uśmiechając się.

    Gottie

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Lubię go.
    Jeśli nie straszę tak bardzo to byłabym bardzo ukontentowana wątkiem <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy tylko rozległo się skrzypnięcie otwieranych drzwi, Kayden wpadł w popłoch. Boże, żeby tylko jakoś…jakoś… nie wiem, przeteleportować się do łóżka, nie musieć z nim rozmawiać, cokolwiek. W pośpiechu pozapinał się z powrotem udając, że wcale nie przyszedł tam po to, by się umyć, no albo przynajmniej żeby udać, że ma zamiar zrobić to jakoś później, czy coś. Kiedy on już będzie spał.
    Zakręciło mu się w głowie, więc oparł szybko policzek o chłodne kafelki i opłukał sobie twarz nad umywalką starając się na niego nie patrzeć.
    - Och, w porządku. – stwierdził najbardziej zdawkowym tonem, na jaki było go stać. No, powiedzmy sobie szczerze, że w tamtej chwili jego możliwości były poważnie ograniczone, ale szybko zrobił zwykła, trochę nadąsaną minę, która miał w zwyczaju przywdziewać codziennie.
    To jednak wcale nie uchroniło go przed tym, że przed oczami zaczęły mu stawać różne okropne scenki, które rozgrywały się jeszcze jakąś godzinę temu, tuż po jakimś śmiertelnie nudnym spotkaniu z udziałem pozostałych akcjonariuszy spółki, z ich żonami i tak dalej. To był chyba jedne z najgorszych bankietów, na którym miał okazję być – trzeba przyznać, że ogólnie nawet lubił te wszystkie imprezy, udawanie kogoś innego, bycie w centrum uwagi i tak dalej. Potem jednak zgodnie z umową pojechał z tamtym do hotelu i Kayden naprawdę wolałby przeżyć jeszcze milion tysiąc razy bardziej nudnych bankietów, gdyby tylko to mogło uchronić go od tego faceta. A on po wszystkim miał jeszcze czelność życzyć sobie, żeby Kayden został dłużej, co naturalnie skończyło się tym, że kiedy tylko tamten klient zasnął, chłopak wymknął się cicho z pokoju, przyrzekając sobie, że choćby nie wiadomo co się działo, już się z nim nie spotka. Nigdy.
    - Dobra, jak skończysz, to daj znać. – mruknął i wysunął się z pomieszczenia.
    Położył się na brzuchu na niezaścielonym łóżku i zamknął oczy, próbując usunąć z głowy wszystkie myśli, obrazy, wspomnienia, które tłukły się o kości czaszki z taką siłą, ze chłopak był pewien co do tego, że gdyby ktoś zbliżył się do niego dostatecznie mocno, to byłby w stanie nawet je usłyszeć.
    Wiedział, że tej nocy nie będzie co marzyć o spokojnym śnie. Wiedział też, że przez kilka najbliższych dni na pewno nie da rady pracować, a to martwiło go najbardziej na świecie. Tylko jak to ukryć przed Haydenem? Znając życie, kiedy się dowie, zrobi coś głupiego: będzie się niepotrzebnie wciskał, martwił…. Och. Musi być twardy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na to trzepnięcie się uśmiechnął. Czyli jeden z bliźniaków ma poczucie humoru. W sumie drugi też, ale takie jakieś dziwne. Gottie nie wiedział, czemu akurat tak było.
    - To określenie mi bardzo pomogło - powiedział, wypuszczając powietrze, po czym westchnął i potarł wilgotne od potu skronie. - Okej, w takim razie będę zgadywał. Hayden? - powiedział spokojnie, uważnie przyglądając się rozmówcy i próbując rozpracować, czy imię, które mu nadał będzie właściwe. Nie znał za dobrze bliźniaków, by móc spokojnie stwierdzić, który jest który. dla niego wyglądali identycznie. Co do charakterów, to nie wiedział. Nie rozmawiał z nimi na tyle, by to wiedzieć. W sumie, jak dotąd ich rozmowy ograniczały się do "cześć" i tyle.
    Czekając na odpowiedź, czerwonowłosy podszedł do swojego krzesła i zdjął z niego ręcznik, którym wytarł twarz. Od razu lepiej.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  10. [ To było perfiiidne.
    Jest już późna godzina, więc to na nią zwalmy mój brak pomysłów na wątki (w istocie powodem jest mój brak kreatywności)... Pwoem popijawa, impreza, ognisko (nie pytaj skąd mi się wzięło ognisko w burdelu, mogą podpalić łóżko), ee... Jej, naprawdę jestem w tym beznadziejna o-o ]

    OdpowiedzUsuń
  11. Serce załomotało w nim dziko, kiedy usłyszał to warknięcie brata. No jak to się stało, że nawet nie zadbał o to, by dobrze się pozasłaniać, kiedy niemal po mistrzowsku udało mu się wymknąć z łazienki? Okej, może głownie dlatego, że Hayden wrócił… ekhem, delikatnie zawiany, ale mimo wszystko Kayden potrzebował teraz niemal w sposób rozpaczliwy jakichś powodów do domy, a teraz, w tej jednej chwili przez własną głupotę sam sobie taki powód odebrał.
    Podniósł się szybko do siadu, wcale nie pokazując, że nawet najmniejszy ruch sprawiał, że ból uderzał że zdwojoną siłą i szybko odsunął się od niego.
    - Tak, Hayden. – stwierdził łagodnie, wpatrując się w niego w tej ciemności z taką siłą, jakby liczył, że to spojrzenie sprawi, że brat mu uwierzy – ja… tylko się uderzyłem.
    Boże. Jakież to głupie. No przecież on mógłby być zalany tak mocno, że nie pamiętałby jak się nazywa – to i tak wcale by nie sprawiło, że uwierzyłby teraz w jego słowa. Kayden doskonale zdawał sobie z tego sprawę i teraz kombinował, jakby się z tego wykręcić, co mu powiedzieć i w ogóle, jak się zachować.
    - Hayden… -zaczął, a głos mu nieco zadrżał – nic się nie stało. Naprawdę. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. No nie patrz tak na mnie.
    Chciał jeszcze dodać, że jest już dorosły, że doskonale radzi sobie sam i nie potrzebuje, wcale nie potrzebuje, żeby on się do czegokolwiek wtrącał, ale słowa uwięzły mu gdzieś w gardle. Nie był przecież jakimś ostatnim frajerem, żeby zacząć mu wszystko opowiadać i być świadomym tego, że Hayden się zemści: zawsze rozwiązywał swoje problemy sam i tylko w ostateczności prosił go o coś, co zdarzało się wyjątkowo rzadko. Wiedział, że brat czuje się za niego odpowiedzialny, a on nie chciał być problemem: chciał po prostu… chciał po prostu, żeby chociaż on miał spokój.
    Ześlizgnął się z łóżka i wstał z zamiarem faktycznej chęci skorzystania z prysznica. Ciągle tliła się w nim nadzieja, że może Hayden jest bardziej pijany, niż na to wygląda i że jutro nic nie będzie pamiętał, a Kaydenowi szczęśliwie uda się wszystko ukryć.

    OdpowiedzUsuń
  12. [TY! Jak ty mogłaś mi nie zaproponować wątka. Muszę wszystko robić za ciebie!]

    Nathie Green

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Ja już teraz rozwinęłam kartę i wyszło, że się dwa razy dłuższa zrobiła. W sumie to nawet i lepiej, może nowe informacje pomogą komuś, jak będzie chciał zmontować wątek z Chrisem C:
    Co do powiązania to trochę brak mi pomysłu, ale jeżeli chodzi o wątek to przyszło mi na myśl, że Hayden mógłby mieć przez pomyłkę "wąty" do Chrisa, za to, że ten niby chce wynająć jego brata, a oni tylko gadali, czy cuś w tym stylu. Co o tym myślisz? x3 ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy Hayden zaczął się wydzierać, Kaden zrozumiał, że mówienie czegokolwiek nie ma najmniejszego sensu i poszedł jednak do tej łazienki. Już miał się zatrzasnąć tam na amen i nie wyjść, dopóki Hayden nie złoży przysięgi nie poruszania tego tematu, ale oczywiście on był szybszy. Szybszy i trochę silniejszy, jak to wiele razu mu mówił, co wcale nie wpływało korzystanie na jego samopoczucie. Ach, nie chciał, naprawdę nie chciał być jakąś panienką z płonącego teatru, którą wiecznie trzeba ratować. Fakt, żył już z tym niby te dwadzieścia lat i w sumie pomagali sobie mniej więcej w równych proporcjach, ale Kayden naturalnie pamiętał tylko te sytuacje, w których to brat musiał wziąć sprawy we własne ręce. A teraz czuł, że to ostatnia rzecz, jakiej pragnie.
    Miał żal do siebie, że nie był bardziej ostrożny, że jakoś… nie załatwił tego lepiej, ale przecież było już za późno. Hayden wszedł do środka z tym rozkazem na ustach i chłopakowi nie pozostało nic innego, jak tylko zacisnąć kurczowo wargi, które aż pobielały i cofnął się o krok.
    - Nie musisz być taki zasadniczy. – burknął, prostując się niczym struna – Możesz wyjść? To naprawdę nie jest….
    … konieczne – chciał dokończyć, ale widząc jego minę i to spojrzenie wiedział, że teraz chyba mógłby się rzucić na niego z pięściami, mógłby się nawet rozegrać jakiś mały koniec świata, a on nadal by tutaj stał.
    Wzniósł oczy ku niebu z niemym pytaniem, dlaczego właśnie to go spotyka, po czym odwrócił się plecami do niego i jednym szarpnięciem zdarł z siebie koszulę.
    - Zadowolony? – rzucił przez ramię czując, jak narasta w nim złość. Nie na Haydena, ani nawet, o zgrozo, na tamtego typa. Był wściekły na siebie, że tym razem nie okazał się wystarczająco sprytny: był też wściekły z powodu tego, że teraz Hayden się przejmuje, a przecież on i tak ma tyle na głowie. Był jeszcze wściekły na wiele, wiele innych rzeczy, których nie potrafił nawet określić.
    W mdłym świetle łazienkowych lamp można było dostrzec dwie wielkie pręgi biegnące od lewego ramienia i znikające za materiałem jego spodni. Wewnętrzną stronę przedramion zdobiły malownicze sińce wskazujące, że ktoś z wielką siłą zakleszczył na nich dłonie, nie mówiąc już o otartych nadgarstkach i żebrach. To co najgorsze, kryło się jednak niżej, na udach: tego nie miał zamiaru mu pokazywać za żadne skarby, ani pod wpływem żadnych gróźb.
    Teraz już nie potrafił na niego spojrzeć. Fala wstydu zalała mu policzki, więc wbił wzrok w ścianę: na wypolerowanej powierzchni zamajaczyło rozmazane odbicie sylwetki Haydena.

    OdpowiedzUsuń
  15. Odetchnął głęboko, kiedy Hayden nareszcie poszedł. Och, nie spodziewał się jakichś wielkich scen i był przeszczęśliwy, kiedy on ograniczył się do wręczenia tubki z maścią, która wylądowała na umywalce. Rozebrał się do końca, napuścił sobie wody i zanurzył się niemal po szyję nie rozmyślając już o niczym. Nie chciał się już po prostu dręczyć i zbyt dobrze znał Haydena, by wiedzieć, że tamten teraz najprawdopodobniej opracowuje jakiś plan. Kayden miał wielką ochotę odwieźć go od robienia czegokolwiek, ale prawda była taka, że równie dobrze mógłby porozmawiać ze swoim aktualnie posiniaczonym kolanem: ilość informacji, która by do niego dotarła i zostawiła jakiś ślad w tym przypadku była porównywalna.
    Dłuższą chwilę zajęło mu dokładne umycie całego ciała: nastrój Kaydena pogorszył się jeszcze bardziej, kiedy okazało się, ze nie może nawet porządnie szorować, bo zaczyna boleć go jeszcze bardziej. Zrezygnowany postanowił, że przynajmniej się odmoczy jak należy, by zmyć z siebie to wszystko.
    Wkrótce suszył już sobie włosy ręcznikiem wciągając na siebie luźne spodnie i za dużą koszulkę, która służyła mu jako piżama. Uprzednio nasmarował sobie wszystko, co do nasmarowania się nadawało i opuścił łazienkę. Jakoś zwlekał z położeniem się do łóżka: powietrze wydawało się gęstnieć co raz bardziej z każdą chwilą i Kayden był świecie przekonany, że już niedługo będzie w stanie je dotknąć. Wszystko przez napięcie skondensowane w tej przygnębiającej ciszy.
    W końcu jednak nie mógł już dłużej przeciągać układania ubrań, gaszenia świateł i sprawdzania najróżniejszych rzeczy, o których zwykle nawet nie przyszłoby mu do głowy pomyśleć. W końcu wszedł pod kołdrę i ułożył się ostrożnie na plecach. Teraz wydało mu się, że zrobił się jakiś niezwykle delikatny i byle ruch sprawi, ze rano już się stąd nie podniesie. Wbił spojrzenie w sufit i odetchnął cicho.
    - Hayden śpisz? – rzucił w ciemność. Tak naprawdę chciał powiedzieć coś zupełnie innego, ale tak, jak wcześniej, nie mógł niczego z siebie wydusić, wiec tylko odwrócił twarz w jego stronę i bardziej naciągnął na nich pościel

    OdpowiedzUsuń
  16. Och, Kayden nie czuł się upokorzony. Po prostu to… nie podobało mu się, ale nie o to chodziło. Musiał robić wiele rzeczy, których nie chciał, ale tamto po prostu bolało, no i o ile jakaś brutalność zawsze była dopuszczalna, tak te rzeczy, które wyprawiał z nim ten koleś wcale…. Po prostu nie mógł ich zaakceptować. Nie był przecież z cukru, ani porcelany; nie wstydził się pewnych spraw, ale istniały dla niego pewne granice. I nie miał zamiaru kozaczyć jak wielki bohater udając wyzwolonego do szpiku kości. Robił, co robił, ale nie można było posuwać się dalej niż to, za co się zapłaciło i tyle.
    Słysząc opowieść o przygodach z darkroomu, Kayden zaśmiał się cicho. Właściwie to był krótki chichot, bo czuł, jak przy kolejnych wstrząsach, ah… to będzie chyba jego ulubione głowo… boli bardziej.
    Hasło: „ludzie są debilami” tak bardzo jednak pasowało do poglądów Haydena, że nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpełznął mu na twarz.
    - Tak. – zgodził się.
    Na przykład barmani tutaj, ośmieliłby się nawet powiedzieć, że WSZYSCY barmani tutaj mieli tendencje do robienia naprawdę głupich rzeczy, które w początkowym zamyśle miały przysporzyć im szerokiego grona fanów, a na koniec tylko udowadniali, jak bardzo sa popierdoleni. Popierdolenców było pełno wokoło i Kayden czuł się niemal skrzywdzony, że na ich tle wypada tak blado, tak normalnie, tak nieciekawie.
    I cieszył się, że nie musiał mu mówić o tym, co przeżył. Że Hayden tego nie oczekiwał. To sprawiło, że jakieś kojące ciepło rozlało się po całym jego ciele i przymknął oczy zadowolony. Odwrócił się z powrotem na plecy i pod kołdrą odnalazł jego dłoń. Splótł razem ich place tak mocno, by brat nie mógł się uwolnić, a drugą rękę wsadził sobie pod głowę.
    - Nie byliśmy od dwóch tygodni w szpitalu. – przypomniał mu – Właściwie, tak sobie pomyślałem, że wpadnę do mamy we wtorek. Chciałbyś iść ze mną, czy masz już coś zaplanowane…?
    Och, to chyba była kolejna drażliwa kwestia, ale musiał to powiedzieć.
    Spotkania z panią Fireffly wyglądały zwykle tak, że to Kayden siedział około godziny przy jej łóżku opowiadając jej historie, których przecież nie mogła usłyszeć, a Hayden wpadał tylko na krótką chwilę z kamienna twarzą wysłuchując tego, co ma do powiedzenia lekarz, czy pielęgniarka. Potem czekał na zewnątrz na brata i tylko czasem zdarzało się, że rozmawiali o niej.
    Nie miał mu tego za złe, w końcu na dłuższą metę to on był tym bardziej rozsądnym i pewnie głupotą wydawało mu się to, co robił Kai.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Przez wzgląd na fakt, że mógłbyś to źle zrozumieć, nie trzepnę ci, tylko uznam, że ten komplement jest bardzo miły - powiedział, śmiejąc się pod nosem. Nie ma co, szczery rozmówca mu się trafił i to tak do bólu. Nie żeby coś takiego Gottfriedowi przeszkadzało.
    - Jestem Gottfried - rzucił- Ale możesz mnie nazywać, jak tylko chcesz - dodał, puszczając mu oczko.
    - Wszystko w porządku? - spytał po chwili, bo tak jakoś ciut dziwnie wyglądał.

    Gotttie.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Rozumiem, że Hayden i Tobias to tacy krypto-piromani? XD Bo z tego co wiem to takiego zadeklarowanego mamy już na składzie przynajmniej jednego… Lepiej się nie przyznawać, żeby nie było, że zgapiłyśmy! ]

    Skończył dzisiejszy występ i przebrawszy się w normalne ubrania wrócił na salę, żeby trochę się rozejrzeć, może poszukać frajera, który postawi mu drinka, albo cichego wielbiciela, który postawi coś innego. I udało mu się, chociaż tego przeżycia nie można było nazwać ekscytującym. Facet doszedł w pięć minut, zanim w ogóle Tobias zauważył, że coś zaczęło się dziać. Cóż, bywało i tak.
    Był zmęczony, bo to już drugi dzień z rzędu bez snu, ale z drugiej strony– po co komu sen jak na nielegalnym rynku można znaleźć tyle jego suplementów. Ostatnio na przykład dostał od swojego ulubionego farmaceuty-amatora zestaw kolorowych pigułek, które uczyniły jego występ jeszcze barwniejszym niż zwykle. I to trzy dni z rzędu.
    Pominąwszy to, że niszczy sobie zdrowie i w najlepszym przypadku dostanie łóżko w szpitalu, w najgorszym w kostnicy, to przynajmniej zarobił trochę więcej gotówki, którą mógł przeznaczyć na spłatę swoich wszelkich zobowiązań, które nazbierały się kiedy to pracował na zmywaku nie stać go było na pieprzną bułkę.
    Wyszedł z pokoju, zostawiając niezwykle spełnionego klienta samego i zobaczył znajomą twarz. Na początku poczuł się lekko zdezorientowany, bo jak zwykle nie zrozumiał w czym rzecz. Taka już przywara dziecka chowanego (tańczącego) w złotej klatce – tak subtelne sugestie wolno do niego docierały.
    W końcu jednak zorientował się i szybkim krokiem ruszył za Haydenem, a kiedy już zrównał się zanim przywitał się pogodnie, mając nadzieję, że pod kurtką chłopak nie ukrywa po butelce piwa, bo wtedy chyba roztrzaska mu nią łeb.
    ~Tobias

    OdpowiedzUsuń

  19. Ucieszył się, że Hayden przystał na propozycje odwiedzenia mamy, choć Kayden wiedział, że jego brat… cóż, delikatnie ujmując – źle się czuje przy jej łóżku. No, ale przecież to rozumiał. Nie każdy podchodził do tego, jak młodszy z bliźniaków.
    Kiedy Hayden wspomniał o pogawędce z Silbernem, Kayden otworzył oczy tak gwałtownie, że jeszcze tylko brakowało dramatycznego uderzenia w klawisze fortepianu, by efekt stał się godny najstraszniejszego z horrorów.
    - Nie. – odparł nieco ostrzej, niż zamierzał – Nie będę o niczym z nikim rozmawiał. I proszę cię, ty też tego nie rób. Po prostu to zostawmy, dobrze?
    No niby jak to by wyglądało? Przychodząc tutaj doskonale wiedział, co będzie robił i jakie są tego konsekwencje. Nie jest pięciolatkiem, żeby teraz beczeć o to, że miał do czynienia z jakimś popieprzonym idiotą! Sam się na to wszystko zdecydował, więc sam sobie z tym poradzi. To tylko praca. Dzięki niej ma kasę na to, by w ogóle cieszyć się możliwością odwiedzania kogoś, na kim zależy mu równie mocno, jak na Haydenie. A to z dzisiaj potraktuje jako jednorazową, nic nieznaczącą sytuację, która po prostu jest częścią tego, co robił i tyle. Nie będzie się nad sobą użalał, ani tym bardziej nie pozwoli, by ktoś inny musiał sobie nim zaprzątać głowę.
    Popatrzył na niego uważnie. Och, jak bardzo kochał ten pozorny chłód, którym go otaczał….
    - Więc we wtorek pojedziemy do szpitala. – stwierdził rzeczowym tonem – Przez kilka dni mam zamiar posiedzieć w domu, więc pozałatwiam wszystkie sprawy, które odkładaliśmy na później. – zdecydował – Będziesz mógł się cieszyć swojskim żarełkiem przez ten czas. A co do innych kwestii… wszystko obgadam z Silbernem, żeby czasem nie suszył ci głowy. – umilkł na moment, jakby próbował sobie przypomnieć jeszcze coś, co chciał mu powiedzieć – A teraz chodź bliżej, dobra?

    OdpowiedzUsuń
  20. [A co mi tam, lecim z nowym! Będzie zabawnie. I zaczynasz za karę, żeś się od razu do mnie nie zgłosiłaś xd]

    OdpowiedzUsuń
  21. [No niestety, przykro mi, że Wam wyłączyłam możliwość seksu z Cilianem. Ale fakt, to dziwny związek.]

    OdpowiedzUsuń
  22. [W takim razie myślę, że się dogadają, zwłaszcza że Marc ma bardzo fajny tyłek. Z rozmową natomiast może być ciężko, bo on jak chce kogoś przelecieć (pobić?), zgłasza się bezpośrednio do pokoi. Chyba, że Hay do niego zagada, motywując się plotkami, jakoby Urlich dobrze płacił. Co myślisz?]

    OdpowiedzUsuń
  23. Chris nie lubił gwizdania, kojarzyło mu się nieodłącznie z nawoływaniem psów, a on psem nie był (a przynajmniej się nim nie czuł), toteż nawet się nie obejrzał. Nie zmienił kierunku ruchu, postanowił, że najlepszym rozwiązaniem sytuacji będzie zwykłe zatrzymanie się. Jak pomyślał, tak też zrobił. Zaczekał cierpliwie, aż wesoło pogwizdująca osoba go dogodni. Nie, wcale nie zaskoczył go widok jasnowłosego chłopaka.
    - Czy ty mnie śledzisz, czy mi się z lekka wydaje? - mruknął, sugerując, że zauważył tę małą podmiankę. Niby jedna literka w imieniu, ale jeszcze bliźniaków rozróżniał, przynajmniej na trzeźwo nigdy nie miał z tym problemu. Co innego jak było po piwku, albo dwóch. Wtedy trochę tracił na zauważaniu szczegółów i z dedukcją było też trudniej. Starał się więc pić jak najmniej i znaleźć sobie możliwie jak najszybciej pracę gdzieś poza Haremem, co nie było jednak wcale tak łatwe, jak mogło się wydawać. Trudno wyszukać taki band z którym da się radę człowiek zgodzić i dogadać, tym bardziej, że z Chrisa taki problematyczny ludź bywał.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  24. Brwi Kaydena powędrowały tak wysoko, że niemal zniknęły pod blond czupryną.
    - Wiesz, mówiąc o domowych posiłkach wcale nie miałem na myśli tego, że zamienię się w kuchennego wirtuoza i będę ci wszystko podsuwał pod nos. Zapomnij. – powiedział tonem wskazującym, że Haydenowi chyba poprzewracało się w głowie, ale j tak jutro miał zamiar wziąć się za to ciasto. Przecież nie mogło mu się zrobić zbyt miło, nie?
    Wtulił się w niego mocno i schował nos tam, gdzie szyja brata schodziła się z ramieniem.
    Och, jutro czekał go ciężki dzień. Powinien jak najszybciej zasnąć. Tylko jak to zrobić, kiedy całym sobą starał się jakoś wyprzeć te wszystkie obrazy z głowy? W dodatku przybyło mu kolejne zmartwienie: zacięta mina Haydena świadczyła, że on nie zrezygnuje z tego, co chodziło mu po głowie. A Kai trochę się tego bał, bo wiedział, naprawdę wiedział, że on jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. Nie, żeby mu w tej kwestii kogoś było żal: on tylko… nie chciał, by brat musiał się przejmować, no i nie chciał… ah, po prostu nie chciał czuć się ofiarą.
    Nagle uniósł się trochę i wsparł się na łokciach, spoglądając na jego twarz. Chłopak chyba zamierzał spać, ale było jeszcze coś, o co Kayden musiał zapytać.
    - Hayden?
    Otworzył oczy.
    - Tak się zastanawiam…. – zaczął trochę niepewnie – Bo… dzisiaj, zanim pojechałem z tamtym facetem – tu przygryzł nerwowo wargę i spuścił na moment wzrok, ale zaraz potem jakby się opamiętał i znowu wbił swoje spojrzenie w niego z taką siłą, jakby od tego zależało jego życie – Dzisiaj zaczepił mnie taki koleś. Chyba myślał, że jestem tobą, czy coś… tak by przynajmniej wynikało z tego, co mówił, no, albo z tego, co zrobił – uśmiechnął się blado – W każdym razie, nie wiedziałem, że z kimkolwiek utrzymujesz tak przyjazne stosunki, że witasz się z nim czułym przytuliskiem na oczach wszystkich.
    Nie, że był zazdrosny. Nie, że to mu przeszkadzało. Tylko się zdziwił, bo Hayden dla wszystkich, oprócz niego był raczej… oh, delikatnie mówiąc „oziębły”.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nathaniel został wyciągnięty do baru przez jednego ze swoich niedoszłych klientów, który to stwierdził, że koniecznie musi napić się drinka przed seksem. Nathie rozumiał, każdy miał swoje dziwne zainteresowania, zwyczaje... Tak było od zawsze.
    Jednak ten zwyczaj, czy chuj wie co to było, przerwał mu zlecenie. Bowiem chłopak owego klienta nawrzeszczał na partnera i wybiegł. Klient za nim. Nath z westchnieniem spojrzał za nim, i poprawił swoje długie włosy.
    Wtem coś, a raczej ktoś pociągnął go w stronę parkietu. Przez moment nie poznawał go, był zbyt zdezorientowany, ale gdy usłyszał jego wypowiedź prychnął cicho.
    - Nie chciałem się zabić.- powiedział spokojnie, wiedząc iż nie da rady się uwolnić. Nie lubił być w potrzasku. Za bardzo przypominało mu to sytuacje z jego ojcem.- Jak mi się żyje? Bywało lepiej. Właśnie klient mi spierdolił.- skrzywił się lekko.

    OdpowiedzUsuń
  26. [ No zobaczymy, mnie w sumie wszystko jedno.. Ogień fajna sprawa, ale nie wiem czy aż taka fajna.
    Swoją drogą zdajesz sobie sprawę, że kurtka Haydena w jakiś magiczny sposób ze skórzanej zmieniła się w dżinsową XD ? ]

    Tobias nigdy nie zastanawiał się nad moralnością, czy bezwstydnością swoich klientów. To nie jego sprawa. On robił tylko to, co do niego należało i wychodził. Liczyło się to, że dostał kasę, tyle. Nie raz słyszał jak inni z tej branży wyśmiewają swoich klientów i wymieniają się doświadczeniami – on nigdy tego nie robił. I to nie z jakiegoś szacunku, czy innego dziwnego wynalazku. Po prostu nie obchodziło go to ile klientowi było potrzebne żeby dojść, czy jakiej wielkości miał penisa.
    Ogólnie większość spraw miał gdzieś, tak jak i swoje zdrowie, którego niszczenie w pewnym stopniu sprawiało mu chorą satysfakcję. Jak w końcu wykituje i tak wiele nie straci, a tak przynajmniej jest zabawa i jest kasa.
    Chociaż ograniczał się do używania środków tylko w formie do połknięcia, tudzież wciągnięcia – nigdy by sobie nic nie wstrzyknął. A to dlatego żeby nie zostały ślady. Straciłby większość klientów, gdyby ci gołym okiem mogli zobaczyć, że jest ćpunem. Którym, gwoli ścisłości, nie był. Był sobie tylko… Ciekawą świata istotką, trochę masochistą, który chciał dać z siebie wszytko. Czy coś.
    Kiedy weszli do pokoju wyszczerzył się szeroko do swojego towarzysza, oraz do czterech, niezwykle zachęcająco wyglądających butelek. Rzucił się na łóżko i przeciągnął się na nim
    - Mam nadzieję, że cię nie zawiodę - odpowiedział lekko rozbawiony. Chociaż gdyby się nad tym zastanowić to może skończyć się nie najlepiej dla kogoś, kto nie spał od dwóch dni, a przez ostatnie jedenaście godzin nie jadł nic poza orzeszkami przy barze.
    Oczywiście nie planował się dzielić tą nieistotną informacją z towarzyszem.
    - Miałeś jakiś większy przypływ gotówki, że tak szalejesz? – zapytał zerkając na niego kątem oka.

    ~Tobias

    OdpowiedzUsuń
  27. Gottfried lubił szczerych ludzi. Przynajmniej dzięki nim wiedział na czym stoi i miał też świadomość, ze nie będą go okłamywać, aby wkupić się w łaski.
    - Rodzice się postarali – powiedział z lekkim uśmiechem. – Ale możesz mi mówić Gottie. Nie brzmi to aż tak strasznie jak pełna wersja imienia.
    Niestety mimo wszystko owa mina nie odstraszyła czerwonowłosego. Ba, zachęciła go, by zostać. Zaczął się bowiem trochę martwić. Nie wiedział jeszcze bowiem, że u rozmówcy jest to normalne.
    - Jak brakuje ci kogoś do zajęcia czasu, to mogę go spędzić z tobą – zaproponował. Chociaż nie wiedział, czy jego propozycja zostanie zaakceptowana. Zresztą, co mu szkodzi spróbować. – Przykro mi z powodu alkoholu, ja ci go nie załatwię.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  28. [ Trójkącik <3]

    Nathaniel prychnął cicho na jego, trzeba przyznać, nieco wredne słowa, wypowiedziane w taki sposób, by brzmiały jak niemiły przytyk. Okrutne i tyle. Jak on w ogóle mógł tak bezczelnie i niemiło o nim mówić?!
    Spróbował odsunąć się od niego, jednak Hayden trzymał go zbyt mocno, by mógł wyswobodzić się z więzienia jego ramion.
    - Po pierwsze: Nie jestem "Słoneczkiem". Mam na imię Nathaniel i tak masz się do mnie zwracać. Ewentualnie Nath lub Nathie.- zaczął nieco drżącym głosem.- Po drugie: Gdybym chciał się zabić naprawdę, na pewno nie wybrałbym skoku z dachu. Nie chciałbym wyglądać jak krwawa miazga. Ja pewnie znalazłbym miejsce, do którego nikt nie zaglądał. I podciąłbym sobie żyły. Głęboko. Wzdłuż rąk. I wykrwawiłbym się. W samotności.- skończył i przymknął swe błękitne oczy.
    Podjął kolejną próbę wydostania się z więzienia jego silnych ramion, jednak i tym razem próba zakończyła się fiaskiem.
    - Możesz mnie puści? Nie wiem jak ty, ale ja tu jestem by zarobić, a nie bawić się w prywatną tancerkę.- powiedział patrząc mu wprost w oczy spod przymrużonych powiek. Miał nadzieje, że ten go puści, bowiem czuł się bardzo niekomfortowo w tej sytuacji. Wolałby usiąść gdzieś w kącie, z dala od tłumów.

    OdpowiedzUsuń