niedziela, 21 kwietnia 2013

Product of the necessary evil



Tobias Michael Doll
a.k.a Julie
Ur. 02.04.1993 w Pasawie
Tancerz, dziwka na pół etatu

Wszystko zaczęło się bardzo zwyczajnie.Na granicy Niemiec żyła sobie para ludzi. Piękna i powabna, ale jakże niespełniona w życiu, niedoszła gwiazda Broadwayu i jej ukochany, niczym nie wyróżniający się, mechanik samochodowy. Ich historia nie wyróżniała się niczym - po niedługim okresie narzeczeństwa, wzięli ślub i jako młode małżeństwo postarali się o dziecko.  Ich synek był śliczny i uroczy. Kochała go cała rodzina, dziadkowie od strony matki rozpieszczali, a rodzice starali się wychować na dobrego człowieka.
Od małego matka wysyłała go na lekcje śpiewu i tańca. Skoro jej się nie udało musiała spełnić swoje marzenia w inny sposób, prawda? To takie typowe.
Kiedy chłopak skończył lat 15 rodzice postanowili wyjechać z Niemiec. Zamieszkali w Wiedniu, gdzie chłopak poszedł do szkoły, ale nie trwało to długo, bo po roku matka uznała, że będzie uczył się w domu. W tym czasie zaczęła posyłać go na castingi wszelkiej maści, ale niestety – albo on był tak beznadziejny, albo ona mierzyła za wysoko – zawsze znalazł się ktoś lepszy.
Od drzwi do drzwi, w końcu trafił do nocnego klubu. Był wtedy jeszcze dzieciakiem i nie widział w tym nic złego, szczególnie, że przecież mama nie posłałaby go do miejsca, gdzie byłoby mu źle.

Chociaż był zepsutym nastolatkiem, który już dawno wszedł w świat dorosłych, to ciągle był maminsynkiem. Może dlatego, że to właśnie kochana mama wprowadziła go w ten świat? Świat dziwek, alkoholu i narkotyków. Bo znajomych wielu nie miał – jedynie kilku stałych bywalców klubu i grupkę współpracowników.
Szybko zdobył popularność. Niestety nie wśród grupy powabnych niewiast, a podstarzałych panów, zachwyconych jego delikatnymi rysami twarzy i wygimnastykowanym ciałem.
Nazywali go swoim aniołkiem, słoneczkiem, ale najczęściej swoją Julią. Z zupełnie nieznanych nikomu powodów.
Po jakimś czasie jego taniec przestał wystarczać, więc matka postanowiła pchnąć go jeszcze dalej w ten zepsuty świat. Zaczął świadczyć seksualne usługi, a jego klientami niestety zazwyczaj byli mężczyźni po czterdziestce, szukający chwili wytchnienia od życia codziennego w ramionach męskiej dziwki. Albo w jej tyłku. Tak, to chyba lepsze określenie.
Własna matka zrobiła z niego męską prostytutkę i czerpała z tego niebywałe zyski. Bo on swoje wynagrodzenie przyjmował tylko w postaci chuja klienta, pieniędzy nie widział nigdy.
Matka zginęła w wypadku samochodowym. Usłyszawszy o tym chłopak zaczął płakać. Płakał praktycznie bez ustanku przez kilka godzin. Na początku dlatego, że to była jego mama. Kochał ją nad życie i był wrażliwym dzieciakiem. Potem zdał sobie sprawę co z niego zrobiła. Ogarnęła go złość i nienawiść do samego siebie, że dał sobą tak manipulować i tak zniszczyć sobie życie. Jeszcze później, zorientował się, że to już koniec.Radość przepełniła jego serce, w końcu mógł znaleźć normalną pracę, mieszkanie i nie musiał już obsługiwać starych napaleńców.
Niestety coś poszło nie tak.
Jego matka nie pozostawiła po sobie nic, a ojciec rozwiódł się z nią jakiś czas wcześniej i chłopak nie miał z nim kontaktu. Zaczął szukać pracy, ale udało mu się tylko przepracować  jakiś czas w magazynie pewnego spożywczą, a później zarabiał zmywając naczynia w taniej knajpie. Niestety, w znalezieniu normalnej pracy ładna buzia nie wystarczała. Szczególnie jeżeli było się dzieciakiem bez wykształcenia czy jakiegokolwiek doświadczenia. A dochody z takich dorywczych robót nie starczały nawet na  utrzymanie marnej kawalerki w beznadziejnej dzielnicy. 
I tak znowu wylądował u drzwi burdelu.

Na szyi zawsze ma zawieszony srebrny krzyżyk, który podarowała mu kiedyś babcia od strony ojca. Kiedy ma kłopoty modli się. Chociaż na niedzielnej mszy nie był od bardzo dawna.
 
Profesjonalna dziwka, mały niewolnik do wynajęcia, chociaż tutaj chciałby ograniczać się jedynie do tańczenia. Sypia prawie tylko ze stałymi klientami.

Aniołek o szczupłym ciele. 170cm wzrostu, waży 50kg. Niebieskie oczy, niejednokrotnie podkreślane mocnym makijażem – charakteryzacja jest ważna.  
Nie jest uzależniony (od niczego, ale alkohol i dragi to jego dobrzy przyjaciele), nie jest masochistą, nie ma żadnych dziwnych upodobań. Jest dla ludzi. Jest tym kim klient chce żeby był.
W założeniu miał być gwiazdą Broadwayu, ale w trakcie coś poszło nie tak..


Ich will der Allerbeste sein
Wie keiner vor mir war


___________

Rozmowa wstępna:
Malcolm spojrzał na chłopaka i na chwilę odbiegł myślami gdzieś daleko. Po jakimś czasie otrząsnął się z zadumy. - Masz dwadzieścia lat, tal? Ech.. Coraz więcej młodych osób ląduje w takich miejscach, jak to. - Pokręcił głową i uśmiechnął się. - Nie ważne. Skoro tańczysz, mógłbyś mi pokazać jakąś część swojego ulubionego układu?

- Mam dwadzieścia lat i całkiem niezłe doświadczenie - dodał z ironicznym uśmiechem. Wcale nie był z tego dumny, może tylko czasami- Młode mięso jest w cenie. Co do tańca to z chęcią, ale czy sądzi pan, że to odpowiedni czas i miejsce?
 

22 komentarze:

  1. [ Urocze dzieciątko. Pożądam wątku, a pierwsze zdjęcie miałam w swojej karcie postaci, jeszcze na onetowskim poprawczaku, który niestety szybko padł.
    Tak, czy inaczej z Tobiasa fajny chłopak, chcesz jakieś powiązanie, zanim zacznę wątek, czy ma być wszystko od początku? ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  2. Próba... Cóż. Skoro jest kilku nowych ludzi, to może się zorganizuje jakąś próbę, by wiedzieć co i jak. Dlaczego nie. Tylko po kiego ściągają ich wszystkich na 9 rano?! To trochę dziwna godzina... No nic, to praca.
    Gottfried zaczął się rozgrzewać i przy okazji witać z wchodzącymi tancerzami. Co z tego, że kilku widział po raz pierwszy w życiu.
    - Hej - przywitał się z jasnowłosym. Co prawda wyglądało to dość śmiesznie, bo właśnie robił szpagat i jego głowa była na poziomie jego krocza. Milutko go przywitał, nie ma co. - Jestem Gottfried.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. - Mi również miło, kolego, który jeszcze nie zaczął rozgrzewki - powiedział, po czym zsunął nogi i też kucnął.
    - Długo tu jesteś? Jakoś nie kojarzę twojej twarzy wcale. - W sumie, nie kojarzenie dobrze twarzy to nic nowego u Gottiego. Miał do tego talent. Jeśli mało rozmawiał z człowiekiem po prostu go nie rozpoznawał za dobrze, a co gorsza, tak samo było z imionami.

    Gottie.

    OdpowiedzUsuń
  5. [My także byśmy na wątek przyklasnęli :) Ba, nawet zaczniemy, tylko potrzebujemy jakiegoś punktu zaczepienia, więc pomysł zrzucam perfidnie na Ciebie :P]

    Hayden

    OdpowiedzUsuń
  6. [jeeeju, jaki on fajny, a zdjęcia po prostu śliczne!]

    / Michael

    OdpowiedzUsuń
  7. [A proszę bardzo ^^ i dziękuję. Chęci są, pomysły uciekły, niedobre :c. Może niech się chłopcy znają spoza haremu i nagle zonk, że Misiek też zaczął tu pracę? Słabe, wiem. Ale nic lepszego mi nie przychodzi.]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Misiek w Wiedniu siedzi jakieś pół roku, a w pracy jest kompletnie świeży. Takie nieporozumienie mogłoby być całkiem ciekawe. Zaraz zacznę.]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Mru. Tak go podsumuję. Wątku pewnie. Gorzej z pomysłami. Chcę walić w oryginalność, ale cholera wie jak mi to wyjdzie. Kartz na tyle dobry nie jest, by pomagać komukolwiek. Kiedyś i owszem, ale go to ciachanie trochę zniszczyło. Nie wiem czy Tobiasa to obchodzi, ale mógłby zobaczyć gdzieś na zapleczu jak ten się przebiera i zwrócić uwagę na blizny, trochę się przejąć, spytać, nie uwierzyć w tłumaczenia o bójce. Podoba się/nie podoba się?]/Kartz

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwsze dni w nowej pracy zawsze były najtrudniejsze. To wtedy jeszcze się nie wie gdzie co jest i na jakiej zasadzie działa, to wtedy wiecznie się gubi w nieznanych jeszcze sobie korytarzach. Pierwsze dni w pracy decydują, czy popracuje się dłużej. A ktoś taki jak Michael pracy potrzebował jak najszybciej,bo inaczej skończy pod mostem, razem ze swoją dumą. Rodzice... mógł do nich zadzwonić i byłoby po sprawie. Ale on nie ma zamiaru nigdzie dzwonić. Doskonale dali mu do zrozumienia co o nim myślą, więc on nie będzie teraz wracał do nich z podkulonym ogonem. Nie ma mowy.
    Był to już któryś z rzędu dzień w nowej pracy i Mickey powoli zaczynał się przyzwyczajać do nowego stanu rzeczy. Było jeszcze dość wcześnie, więc ruch na sali był praktycznie znikomy i Michael nie miał nic do roboty, więc po prostu siedział spokojnie przy jednym ze stolików, znudzonym wzrokiem rozglądając się po sali. Ale kiedy rozpoznał przechodzącego obok chłopaka który najwyraźniej go nie zauważył, zaraz rozpromienił się i podszedł do niego.
    - Tobbie!

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Ha! A mi od wczoraj wpadł pewien pomysł na wątek!
    Tobiasowi mogliby kazać zatańczyć dla publiczności, do piosenki którą "śpiewałby" Chris, a że do tego, co on "śpiewa" za bardzo tańczyć się nie da, to mógłby wybuchnąć między nimi jakiś mały spór/kłótnia, jak zwał tak zwał. Co ty na to? Tak, wiem. Lubię komplikować życie postaciom >3 ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  12. [Tak! Tak! Tak! Podpalmy coś :3 Dobra, to robimy tak. Założenie jest takie, że się znają już jakiś czas i lubią sobie czasami popić. Hayden też człowiek, czasami ludzkie odruchy ma. A później będzie się kombinować jakieś krzywe akcje. ]

    Nic nie było w stanie uszczęśliwić go bardziej od dodatkowej ekstra kasy, która wpadała od niezwykle zadowolonych i hojnych klientów. Oczywiście, wszystko było jego zasługą. Gdyby nie ten czar i zdolności, to nikt nie chciałby być przez niego zaspokajanym. A że Hayden na rzeczy się zna, to i profity pojawiają się coraz częściej.
    Gorzej było z tym, że przed tymi jakże radosnymi chwilami pojawiały się gorsze, kiedy musiał się nieźle namęczyć i upodlić, czasami spełniając zachcianki dziwniejsze od tych, które siedziały w jego głowie. Bo to już wszyscy wiedzieli, że Hay do najnormalniejszych nie należy, a w głowie ma jeden wielki burdel, w którym zbiorowe orgie są na porządku dziennym.
    Haremowy bar okazał się za drogi, szczególnie że jego szampański nastrój wymagał zdecydowanie większej ilości alkoholu, niż te naparstki, z których piło się w kulturalnych miejscach. On chciał ogromną butlę spirytusu, która miała powalić go z nóg, więc postanowił zaopatrzyć się w jakimś zwykłym monopolowym.
    Zakupienie trunków poszło łatwo, gorzej było z towarzystwem, bo przecież nie będzie pił sam. Kayden miał wrócić dopiero późnym wieczorem, wiec do domu nie miał po co wracać. Nie pozostało mu nic innego jak wrócić do Haremu. Pod skórzaną kurtką, za paskiem spodni, ukrył wszystko co zakupił i zwyczajowo nie zwracając na siebie zbyt wielkiej uwagi powędrował w stronę pokoi. I całe szczęście, bo po drodze zauważył Julię. Tobiasa, znaczy. Mrugnął tylko do niego i głową wskazał stronę, w którą ma się udać i liczył na to, że chłopak zorientuje się o co chodzi. Z resztą, z jakiego innego powodu miałby go wołać i co innego mógłby chować, jeśli nie alkohol?

    Hayden

    OdpowiedzUsuń
  13. Szczerze mówiąc, Michael nigdy w życiu nie spodziewałby się, że wyląduje w takim miejscu. Bo to najzwyczajniej w świecie nie było miejsce dla niego i tyle. Nie miał o takich miejscach zbyt dobrej opinii i zawsze trzymał się od nich z daleka. Kto by pomyślał, że nagle okazuje się, że właśnie w takim miejscu pracuje! Taki fajny chłopak, z dobrej rodziny, z super przyszłością i ogromnym talentem... Kto by pomyślał, że wyląduje w haremie. Na szczęście nie było jeszcze z nim tak źle i pracował jedynie jako kelner - gdyby miał robić coś innego, to chyba wolałby już umrzeć z głodu niż oddać komuś swoje ciało. Nie chodziło nawet o szacunek do siebie, ale zwyczajną niemoc. On by tak nie potrafił, tak po prostu.
    W sumie, to nie było mu tu źle przez te kilka dni jakie tu przepracował. Wszyscy byli dla niego mili i przyjaźni, pomagali mu kiedy nie dawał sobie rady. Paradoksalnie, czuł się pomiędzy personelem o wiele lepiej niż w każdej poprzedniej pracy jaką miał - problemem byli jedynie klienci. I Mickey szczerze współczuł tym wszystkim chłopaków którzy muszą ich znosić w innych okolicznościach.
    - Pracuję. - odpowiedział od razu na słowa chłopaka. Uśmiechnął się, mimo wszystko ciesząc się że go tu spotkał. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę co może oznaczać jego obecność tutaj... Z drugiej strony, wydało mu się bardzo mało prawdopodobne by chłopak był kimś innym, niż kelnerem, jak on. - Przyjęli mnie kilka dni temu, jestem kelnerem. A ty co tutaj robisz, co? - zapytał, lustrując jego twarz wzrokiem. Chłopak był zawsze taki śliczny i przypominał mu porcelanową laleczkę.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Czuję potrzebę spieprzenia początku na Ciebie. Ciesz się, to prawie przywilej!]/Kartz

    OdpowiedzUsuń
  15. Pracuje. Co innego miał mu powiedzieć? Przecież taka prawda była, a że było tu kilka zawodów jakie mógł wykonywać to nie jego wina. Więc od razu wolał sprecyzować, bo mimo wszystko nie chciał mieć na sobie podejrzenia, że on to jakaś dziwka jest. To nie tak, że nie lubi takich osób, bo tutaj było wielu którzy byli dla niego tacy mili, ale on nie chciał być z nimi utożsamiany, ot tak po prostu. Lepiej, żeby Tobias wiedział co tak naprawdę tu robi, a nie myślał o nim niewiadomo co, bo w prost raczej by nie zapytał. A przynajmniej, Misiek chyba by nie zapytał.
    - Widzę, że właśnie ci ulżyło. - zaśmiał się cicho, uśmiechając się do niego ładnie. Mimo, że nie znał Tobiasa zbyt dobrze, to i tak bardzo zdążył go już polubić przez ten czas. Bo takiej istotki jak on to nie dało się nie lubić, ot tak. Miał ochotę go tulić i się cieszyć na jego widok. Taki to już chłopak, że od razu mu zaufał. Chociaż Mickey to tak naprawdę ufał niemalże każdemu.
    Rozrywką gości? Oj, to mu się nie spodobało. Ale nie wypytywał, tylko dalej uśmiechał się w ten sam sposób i pokiwał głową na znak zrozumienia, chociaż tak naprawdę rozumiał coraz mniej. Taki chłopak jak on, co może tu robić? Cholera, nie tak to sobie wyobrażał.
    - Przypadkiem. I serio, neko-cafe? - parsknął śmiechem, przewracając oczami. - Nigdzie indziej mnie przyjąć nie chcieli, byłem w dołku... i trafiłem tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Hay lubi igrać z ogniem :D Ale w sumie nie aż tak, żeby się tym jarać ^^ Bardziej myślałam o jakimś wypadku przy pracy, ale celowe też może być ;)]

    Przypadki klientów, którzy kończyli zanim wszystko się zaczęło były Haydenowi doskonale znane, więc łączył się z Tobias'em w bólu. W sumie, to trochę przykre, że dochodzą w pięć minut, a przychodzą tutaj, żeby się "zabawić". Na ich miejscu Hay wolałby siedzieć w domu i nie pokazywać się publicznie z taką przypadłością, ale jak widać ludzie wstydu nie mają. Przynajmniej płacą tyle, ile każdy normalny, w pełni sprawny fizycznie obywatel, więc takie pięciominutowe numerki w zasadzie były dla młodych prostytutków niczym manna z nieba.
    A o zdrowie swoje starszy z bliźniaków niezwykle dbał, więc nie korzystał z żadnych suplementów, chyba że tych z witaminami. Jakoś nie uśmiechało mu się, żeby łykać jakieś cukiereczki zamiast położyć się spać. Wiadomo również było, że z niego niezły leń, więc to wszystko usprawiedliwiało.
    I przez chwilę już myślał, że chłopak nie zorientuje się o co mu chodzi i będzie musiał albo iść sam, albo dać mu to jakoś wyraźniej do zrozumienia. Właściwie to już chciał wrzasnąć na całą salę żeby zawijał dupę w troki i do niego dołączył, na szczęście znajomy ruszył w jego stronę. Przywitał się z nim dość oschle, jak to miał w zwyczaju i nie przerywał swojej wędrówki ku upragnionemu miejscu. Zazwyczaj w takich sytuacjach zajmował ostatni pokój, na samym końcu korytarza, bo to właśnie on najczęściej był pusty. Odprężył się dopiero kiedy znaleźli się w środku i zamknął za nimi drzwi na zasuwę.
    -No, mój drogi, mam nadzieję, że jesteś w stanie dziś ze mną trochę powalczyć? -zagadnął uśmiechając się szeroko i rozchylił poły dżinsowej kurtki. Za pasek spodni wciśnięte miał z przodu dwie butelki whisky, a kolejne dwie wyciągnął zza siebie. Z pewnością nie cieszyłaby mu się tak buzia gdyby szedł z piwem, aż tak zdesperowany nie był.

    Hayden

    OdpowiedzUsuń
  17. No, co jak co, ale Chris to wyjątkowo grzecznie wyglądał! Na oczach żadnego make upu, co w jego przypadku było uznawane za wręcz nienormalne, jedynie brwi miał narysowane i wypełnione, ale tak poza tym to pełen natural. Ci, co dzisiaj pierwszy raz zawitali na ranną próbę mogli być szczerze zaskoczeni tym, co zobaczyli. W końcu zawsze, wieczorami na powiekach i wokół nich miał czarny, misterny makijaż, nie to, co aktualnie.
    Ubrany był też niczego sobie. Czarne spodnie z wąskimi nogawkami, które schowane były do środka butów w typie trashvillów, do tego koszulka na ramiączka z jakimiś białymi napisami. Bardzo grzecznie, jak przeważnie rano.
    Tobias wszedł akurat w takim momencie, gdzie mieli przerwę, inaczej mógłby mieć naprawdę duży problem z przerwaniem im i swoją krótką, aczkolwiek rzeczową przemową. Chris zawsze nadawał na pełnych obrotach i dawał z siebie co tylko mógł, nawet na zwykłych próbach, coby później żadnej wpadki nie załapać po drodze.
    - Nic mi o tym nie wiadomo, ale spoko. Jak dasz radę ze wszystkim nadążyć, to nie ma problemu. - stwierdził, odgarniając włosy za prawe ucho "przyozdobione" dość dużym tunelem. - I Chris jestem, jak już tak oficjalnie zaczynamy. - dodał, a potem posłał mu szeroki uśmiech.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  18. [a dziękuję pięknie, to takie lenistwo zwane przeze mnie minimalizmem. chęci oczywiście, że są, na zaczęcie również. ale zarzuć mi jakimś wybornym pomysłem, o]

    Lennart

    OdpowiedzUsuń
  19. Przewrócił oczami na jego słowa, ale w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się lekko i mimowolnie wyciągnął dłoń i zmierzył mu włosy dłonią. Tobias zawsze był taki, że po prostu chciało się go tulić i miętolić, a przynajmniej tak zawsze uważał Misiek. On to się tykał podobnie wielu osób, bo jak to niektórzy mówią, to on ma jakieś problemy z intymnością i wszystkim się tak narzuca.
    Tobias jeszcze jakoś go do siebie nie zniechęcił, zresztą, trudno było go do zmiany zdania zmusić. I Misiek zdecydowanie jest bezinteresowny, bo on by pomógł wszystkim, jeśli po prostu się do niego uśmiechnął czy też był miły.
    Michael w sumie wolał nie znać szczegółów jego zajęć w tym miejscu, bo tu można spodziewać się po kimś wszystkiego. A Mickey wolał nie wiedzieć.
    - No właśnie. Nie jest tu zbyt źle, przynajmniej dla mnie. - stwierdził, wyszczerzając te swoje śliczne ząbki. - Miło, że tak uważasz, to mimo wszystko chyba nie chciałbym być oblegany przez jakieś nastolatki...

    OdpowiedzUsuń
  20. - Ogólna koncepcja może być taka: oni grają, ja śpiewam, a ty tańczysz. Jak to zrobisz bez żadnej wcześniej ustalonej choreografii to nie wiem, ale czas masz do wieczora, więc dasz radę coś wymyślić. Wierzę w ciebie i twoją kreatywność, wyglądasz mi na takiego, co ma dużo pomysłów. - stwierdził i znowu się uśmiechnął, tym razem z nutką ironii.
    No, a potem zaczęli kolejną piosenkę, tylko do pytanie jak zatańczyć to wywrzeszczanego przez Chrisa burn, baby, burn? Z nim to już tak było, że mało się przejmował tancerzami, niezbyt za nimi przepadał i szczerze mówiąc bardzo cieszył się, jak któryś nie mógł występować z powodu zakwasów, zbyt częstego użytkowania czterech liter, choroby, czy jeszcze czegoś innego.
    Nikt im wtedy nie przeszkadzał, mieli absolutny spokój, ale cóż... nie mógł odesłać chłopaka, ale zdać go na samego siebie, to już miał pełne prawo, prawda? Tak, tak. To była taka mała sugestia rzucona między wierszami, żeby radził sobie sam. Tylko Chris jak zwykle nie przejmował się tym, że do jego growlu machanie nogą będzie pasowało jak kiełbasa do karpatki.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  21. [o, w sumie na coś wpadłam. bo tobias mógłby mojemu raz na czas załatwiać jakieś dragi i może nawet mogliby kiedyś razem coś wziąć. jezu, przepraszam, coś dzisiaj też ze mną cienko. ale będzie lepiej, obiecuję]

    OdpowiedzUsuń
  22. Michael miał jakieś takie zapędy do niszczenia innym fryzur, tak po prostu. Ale to może dlatego, że sam nigdy swoich zbytnio nie układał i takie rozczochranie wcale mu nie przeszkadzało. Jego włosy żyły własnym życiem, ale bynajmniej nie był to nieposkromiony potwór. On po prostu nie przejmował się odstającymi kosmykami i kogutami na czubku głowy - bo do niego jakimś cudem taki wygląd po prostu pasował.
    W gorszych miejscach. Dobra, mówiąc szczerze, Miśkowi trudno było sobie wyobrazić miejsce gorsze od tego - jasne, bywały takie, ale jeśli dobrze się nad tym zastanowić, to naprawdę trudno upaść jeszcze niżej. Bo w zasadzie, to tak naprawdę, wcale się nie da.
    Misiek pracował w kilku restauracjach, klubach i barach wcześniej, zazwyczaj w wakacje, by sobie trochę dorobić. Mieszkając tutaj tak właściwie zarabiał na swoje utrzymanie, jak i na studia - a to już takie proste nie było, ale miał naprawdę dobrą robotę z wysoką pensją. A i napiwki dawali niemałe. Teraz... cóż, teraz było inaczej. Nie było go stać na to co kiedyś, wynajmował zaledwie mały pokoik w starej kamienicy. Rodzice by mu nie pomogli, tego był pewien. Dlatego właśnie nigdy się nie przyzna, że cokolwiek się wydarzyło.
    Na jego pytanie po prostu wzruszył ramionami. Od razu musiał mu wszystko tłumaczyć, czy od razu musiał przyznawać się do faktu, że dziewczyny to nie bardzo w jego guście? Kiedyś jakąś miał, ale to było tak dawno, że wydawało się jakby wydarzyło się to w przedszkolu. Od zawsze wiedział, że to właśnie chłopcy mu sie podobają. I nigdy się z tym nie krył.
    - Nie mam dziewczyny. - zaśmiał się w końcu, uśmiechając się do niego z rozbawieniem. - I chyba nic się nie zapowiada, żebym kiedykolwiek jakąś miał.

    OdpowiedzUsuń