niedziela, 21 kwietnia 2013

Słowa, słowa, słowa... To tylko słowa



APARYCJA I PERSONALIA

Gottfried Valentine to osiemnastoletnie stworzenie o mądrych oczach. Jedno szafirowe skrywa pod opaską, gdyż ma heterochromię i lepiej pokazywać go w zestawieniu z ty
szmaragdowym. Lepiej uniknąć niepotrzebnych kłopotów.  Opaskę z prawego oka ściąga najczęściej, gdy czyta lub pisze, ponieważ oboje oczu bardzo się w takiej sytuacji przydaje.  W uszach ma parę dziurek,
w których nosi swoje ulubione srebrne kolczyki. Z tłumu wyróżniają go niewątpliwie włosy. Nie są one farbowane. Naturalnym kolorem Gottfrieda jest czerwony. Nie jest on zbyt wysoki, ale do niskich też nie należy. Ma 167 cm wzrostu. Jego ciało jest dość smukłe
 i wysportowane, co zawdzięcza wieloletnim ćwiczeniom tanecznym, bez których chłopak nie jest w stanie żyć  Jeśli już jesteśmy przy jego ciele, to należy wspomnieć, że ma bardzo wrażliwą skórę w okolicach kręgosłupa.
 Jedną z przyczyn tego jest fakt, że to cholernie przyjemne, a po drugie ma pleckach czerwonowłosego jest prześliczny tatuaż zrobiony rok temu. Przedstawia on anielskie skrzydła, które wyglądają jak prawdziwe.  Warto by jeszcze wspomnieć, że urodził się 29 lutego. Bardzo ciekawy dzień, nie ma co. 



HISTORIA

Co byście zrobili, gdyby rodzice uparli się poustawiać wam życie, abyście o niczym nie musieli samodzielnie decydować? Niby fajnie, co? Gorzej, jak rodzice wybiorą dla was coś, czego byście robić nie chcieli. W takiej sytuacji znalazł się Gottfried.
Pani Valentine uparła się, aby jej pierworodny został chirurgiem albo lepiej neurochirurgiem, bo krojony mózg nie śmierdzi! Pan Valentine bez oporów przytaknął ambitnemu pomysłowi i tym sposobem siedemnastolatkowi ustawiono przyszłość. Aczkolwiek w planie tym była jedna luka. Gottfried nie lubił ani chemii, ani biologii. On był tancerzem. Trudno było nie zauważyć, że chłopak kocha rytmiczne poruszanie się do muzyki. Żył tym już wiele lat, ale to tylko taki drobny, nic nie znaczący fakt, prawda?
Tak samo, jak jego wielkie zamiłowanie do pisania książek i mała nagroda w licealnym konkursie na krótkie opowiadanie. Rodzice chłopaka uważali to za jego kolejny kaprys.
Tak samo potraktowali jego orientację. Nie mogło im się zmieścić w głowie, że ich idealny synek, który zostanie lekarzem jest gejem.
Takich ciekawych ewenementów było o wiele więcej. Gottfried starał się je cierpliwie znosić,
ale powoli brakowało mu już na to sił. Głównym powodem na to, że starał się to wszystko przecierpieć był fakt, że rodzice go utrzymują i opłacają zajęcia. Gdyby tak nie było, już dawno by od nich uciekł. Na opuszczenie przez chłopaka domu długo nie trzeba było czekać.

Wszystko zaczęło się do nudnego spotkania z jakimiś tam znajomymi i ich córką. Potem było swatanie jej z Gottfriedem - gejem. Zanim się skończyło, rodzice wypisali go z zająć tańca, by mógł w spokoju uczyć się biologii i chemii. Czerwonowłosy myślał, że to tylko głupi żart. Jednak rzeczywistość i głupi rodzice była bardzo brutalna. Liczne kłótnie nie przynosiły rezultatu, a tylko pogarszały sprawę. Państwo Valentine nie miało zamiaru się ugiąć, bo przecież młodzieńczy bunt mu przejdzie.  Jednak to nie był bunt, a walka o swoje marzenia i ideały. Została ona zwieńczona ucieczką z domu i napisaniem pożegnalnego listu, w którym zawarte były „ciepłe słowa” i fakt, że ma ich głęboko gdzieś, bo są chorzy psychicznie.
Trochę chłopakowi zajęło zanim znalazł sobie miejsce, gdzie mógłby się podziać. Wielu ludzi proponowało mu gościnę przez Silbernem, jednak oni nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych, a raczej na takich, którzy chcieliby go wykorzystać seksualnie.  Malcolm zaprowadził go do haremu, gdzie został na dłużej. Na początku zajmował się sprzątaniem i kelnerowaniem, bo był niepełnoletni. Gdy cudowna data osiemnastych urodzin się zbliżała, zaczął tańczyć na scenie. Natomiast jako pełnoprawny dorosły dorzucił do swoich obowiązków dogadzanie klientom w łóżku.  Wieczorami pracował, w dzień ćwiczył i pisał powieści. Jego życie zaczynało się układać. Nawet rodzice zaczęli się godzić z faktem, że syn jednak miał swoje marzenia. Może i z nim nie rozmawiają, ale starają się go utrzymywać finansowo i podsyłają mu co miesiąc pieniądze.




CHARAKTER I USPOSOBIENIE

Gottfried nie należy do dzieci rozpuszczonych, jakby się mogło wydawać. Jest normalny, a bynajmniej pod tym względem, bo jeśli rozpatrzymy całościowo to słowo w jego kontekście, to wyniki mogą być zaskakujące.  Chłopak jest ufny i lubi być otoczony ludźmi, jest gadatliwy i w samotności przysłowiowo zdycha jak króliki. Strasznie nie lubi spędzać czasu samemu, chyba że coś pisze, wtedy już nic innego go nie obchodzi, ale to inna sprawa. Po ucieczce z domu, stracił swoich szkolnych „przyjaciół”. Bardzo go to zabolało. Po tym wydarzeniu stwierdził, że da każdemu człowiekowi jedną szansę, ale tylko jedną. Jeśli ją spieprzy, to nie jego sprawa. Drugiej okazji na poprawę stosunków z nim nie będzie.  A mimo wszystko, warto go mieć w znajomych. Dlaczego? Ponieważ jest wesoły i od samego patrzenia na niego robi się człowiekowi cieplej na duszy albo gdzieś indziej... Każdego człowieka traktuje tak samo, nie ważne kim on jest, co przeszedł lub jak wygląda. Przecież wszyscy jesteśmy z tego samego gatunku, więc dlaczego miałby mieć jakieś obiekcje? Ponadto Gottfried bardzo lubi się uśmiechać i flirtować z mężczyznami. Jednak największą frajdę daje mu widok podnieconych twarzy, kiedy tańczy. A poza tym, to uwielbia jeść, a szczególnie słodycze. On je kocha. Ma pierdolca na punkcie pysznej parzonej herbaty z samodzielnie wykonanej mieszanki i dobrej książki lub maltretowania przycisków maszyny do pisania, podczas picia owego napoju. 




CIEKAWOSTKI

Większość z nich poznacie rozmawiając z rudzielcem, jednak o jednej niewątpliwie warto wspomnieć. Będzie to raczej ciekawa anegdotka o początkach rozpoznawania swojej orientacji  u Gottfrieda.

Czerwonowłosy miał trzynaście lat. Dostał od rodziców swoje pierwsze poważne kieszonkowe. Postanowił je wydać na coś słodkiego w pobliskim spożywczaku. Lubił tam przychodzić, bo sprzedawca był dla niego zawsze miły. Lubił go, fajnie się z nim rozmawiało. Może dlatego,
że jeszcze nie był taki stary? Gottfried sam nie wiedział,
co go podkusiło, ale zamiast wziąć trochę cukierków do woreczka
 i za nie zapłacić, kiedy sprzedawca nie patrzył, wsunął kilka do kieszeni. Jednak nie uszło to uwadze młodego mężczyzny. Podszedł do Gottfrieda i kucnął przed nim.
 „ Jeśli chciałeś cukierków, to mogłeś powiedzieć” – rzucił spokojnie, po czym poczochrał go po głowie i dał mu kilka.
„ Nie kradnij, co?” – dodał z rozbrajającym uśmiechem. Czerwonowłosy pokiwał grzecznie głową, całkowicie oczarowany sprzedawcą . Od tamtego momentu chodził tam jeszcze częściej, dla samego faktu spędzenia z nim czasu.  Szkoda tylko, że teraz nie potrafił przypomnieć sobie jego imienia. 

[ Witam was i zapraszam do wątkowania <3 Nie bójcie się, nie gryziemy za mocno ;)
Jak coś, to czasem będę znikać, bo internet mnie nie kocha.

Ps. Zdjęcia to śliczne cosplaye Laviego z D.Gray-Mana, a cytacik pochodzi od Hamleta <3]


_________________

Rozmowa wstępna:
Pierwsza ich rozmowa odbyła się jakiś rok temu, gdy Silbern w godzinach wieczornych zauważył chłopaka kręcącego pod jednym z zamkniętych sklepów. Długo starał się nie zwracać na niego uwagi, jednak gdy minął go po raz ósmy, Malcolm nie wytrzymał.
 - Przepraszam, szuka pan czegoś?
 - Tak, jakiegoś schronienia przed deszczem. Strasznie leje - powiedział wymijająco. Przecież obcemu facetowi nie przyzna się, że uciekł z domu. Nie ważne jak charyzmatycznie on wygląda. To jego problem i jakoś sobie z nim poradzi. Chyba...

Malcolm poczuł się jak idiota. No tak, jasne, przecież nie każdy lubi moknąć.
 - No tak. - Zaśmiał się. -  Mogę zaproponować jedynie schronienie pod dachem jednej z knajp parę ulic dalej. - Gestem dłoni wskazał kierunek wspomnianego miejsca. Każdy chyba wiedział co za 'knajpy' znajdują się w tamtym kierunku, dlatego Silbern nawet nie zdziwiłby się, gdyby chłopak się oburzył.
- Lepsze to niż moknąć - powiedział, lekko się uśmiechając. Nie obchodziło go, że miejsce, do którego się uda może mieć "złą opinię". Jego to nie bardzo obchodziło. Ważne, że będzie sucho, a może nawet herbatę sobie tam zrobi. Wtedy to już czułby się jak w raju. - Prowadź - dodał spokojnie.

117 komentarzy:

  1. [Komentarz do towarzystwa od chłopca do towarzystwa <333 Bo wcale nie jesteś tak beznadziejna, jak mówisz. <3]

    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  2. bastylionowy hitler21 kwietnia 2013 18:03

    [No to ten... Francuz może sobie rano ćwiczyć grę na fortepianie, a Gott (tak będę go nazywała *.*) może się napatoczyć? Nie wymagaj ode mnie cudów, mam gorączkę od trzech dni ^^]

    OdpowiedzUsuń
  3. bastylionowy hitler21 kwietnia 2013 18:26

    [Dziękuję ^^]
    Podniósł wzrok znad klawiszy, nie przestając grać dość usypiającej melodii. Musiał się uspokoić po natłoku koszmarów i najlepszym wyjściem okazała się być gra na fortepianie.
    - Witam - uśmiechnął się lewym kącikiem ust i wrócił wzrokiem w dół. Długie palce tańczyły po klawiszach z wprawą, bo jeśli Élie mógł powiedzieć, że umie coś naprawdę dobrze, wspomniałby muzykę. O lotach nie myśli, cała jego koncentracja to niemyślenie o lotach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle przyszedł wcześniej, bo nie lubił tego tłoku, gdy wszyscy przygotowywali się do występów a i goście też zaczynali się schodzić. On wolał ćwiczyć sam, w ciszy i spokoju, żeby nikt nie słyszał jego utworów przed premierą. Dlatego teraz w jednej ręce trzymał futerał na skrzypce, w drugiej kartki z nutami i tekst napisany dziwnie dużymi literami, jak dla kogoś, kto nie był wtajemniczony. Poprawił okulary na nosie, chustkę na szyi i westchnął od serca. Przecież to jego "stypendium" miało wyglądać zupełnie inaczej... No ale cóż.
    No i oczywiście musiał na kogoś wpaść, kto szedł z jego lewej, czyli tak, jakby Nikita też miał na oku takąż opaskę. Najpierw głośno pisnął, wypuszczając kartki z rąk a potem odruchowo machnął ramieniem, próbując złapać się czegokolwiek, byle tylko nie upaść.
    Spojrzał na poszkodowanego chłopaka i odruchowo cofnął się kilka kroków.
    - Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - zaczął mamrotać po rosyjsku, jak zawsze w razie zdenerwowania.

    Niki

    OdpowiedzUsuń
  5. bastylionowy hitler21 kwietnia 2013 19:08

    [Kocham komentarz o ginekologu ^^]

    - Gram. Komponuję. Śpiewam. - Zakończył melodię miękkim dźwiękiem i odchylił się lekko od fortepianu. Przez chwilę ani drgnął, nie zdejmując jeszcze dłoni z klawiszy i napawając się tym specyficznym uczuciem, jakie towarzyszyło mu zawsze po skończeniu jakiegoś utworu. Po kilku sekundach obrócił się cały w stronę chłopaka, siadając na stołku okrakiem.
    - Ale jeszcze się raczej nie znamy. Élie. - Wyciągnął dłoń w jego stronę mimo dzielącej ich odległości, a szare oczy uśmiechnęły się lekko. Starał się. Naprawdę się starał być normalny. Powierzchownie się udawało.

    OdpowiedzUsuń
  6. [ D. Gray Man. Kiedyś uwielbiałam Laviego, a potem... potem coś się mi odwidziało i przestałam oglądać anime, a rudym straciłam jakoś zainteresowanie. Wspomnienia wróciły, słodko.
    W każdym razie na wątek jestem jak najbardziej chętna, tylko trochę brak mi pomysłu, bo nie wiem w jaki sposób i kiedy mogliby się poznać(a trochę głupio zaczynać od początku, c'nie?). ]

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  7. [Wprawdzie nie taki był zamysł przy zakładaniu postaci, ale dlaczego nie, wątki to ponoć ciekawa rzecz.]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Więc nic konkretnego nie przyszło m ido głowy, ale może skumać ich na płaszczyźnie artystycznej? W końcu G. to tancerz, a Kai rysuje. Nie wiem tylko, jak oni mogliby tego się dowiedzieć, no bo w końcu pewnie widzą się tylko w... pracy :D Oh, jeszcze jest możliwość jakiegoś nieporozumienia (bliźniacze rodzeństwo Firefly'ów)....]

    Kayden

    OdpowiedzUsuń
  9. Kaden pojawił się tutaj tylko na parę chwil; całe szczęście, że ostatnimi czasy zupełnie nie musiał się pokazywać w Haremie, no ale parę chwil trzeba było załatwić, zanim wróci się do siebie. Przemknął więc szybko głównym korytarzem, po czym skręcił w stronę pomieszczeń z tyłu budynku, gdzie raczej nie pojawiali się ani klienci, ani obsługa. No, chyba tylko czasem, kiedy chciała skorzystać z szybkiego, prowizorycznego prysznica.
    - Jeśli ten wstręciuch, który mi zabrał rzeczy jest gdzieś w pobliżu, niech wie, że czeka go bolesna przyszłość!
    O mały włos nie wpadł na jakiegoś jegomościa, zdaje się tancerze, czy kogoś w tym stylu. Choć jego strój, czy raczej jego brak wskazywał na to, że zajmuje się czymś zgoła innym. Ale Kai chyba już kiedyś go widział: nie był tak do końca pewien, bo mało co go obchodziło, ale całkiem możliwym było, że ten krzykliwy kolor włosów kiedyś rzucał mu się w oczy.
    - Ty, wstręciuchu. – zwrócił się do niego, łapiąc go za ramię – Tak się składa, że jakieś gacie wisiały na wejściu do części gospodarczej. Strasznie małe, więc pewnie twoje. – rzucił, przypominając sobie ów arcyciekawy widok, który mu mignął przed kilkoma minutami.

    Kayden

    OdpowiedzUsuń

  10. Zmarszczył brew, usiłując sobie przypomnieć kolor owej części garderoby.
    - Nie wiem. Były ciemne jakieś, chyba czarne. – stwierdził w końcu bez wielkiego skrępowania mierząc go spojrzeniem od góry do dołu. No cóż, nie ukrywajmy, że z tą jego wrażliwością… na punkcie pewnych spraw po prostu nie mógł inaczej postąpić. A ta spływająca po jego ciele woda wcale nie ułatwiała odwrócenia się na pięcie i odejścia.
    - Jestem Fryderykiem. – oświadczył z całą powagą, bez mrugnięcia okiem. Pewnie normalnie stwierdziłby, że co go to interesuje i odszedł, ale że był trochę rozmiękczony po wieczorku w ambasadzie…

    OdpowiedzUsuń
  11. - Brzmi strasznie – mruknął z przekąsem, po czym spojrzał na niego z politowaniem i roześmiał się cicho.
    - No co ty nie powiesz… - westchnął z pewną nonszalancją w głosie – To nie ma i tak znaczenia. Szukaj lepiej swoich gaci, co? – i kiwnął podbródkiem w jego stronę – Albo trzymaj sobie mocniej ręcznik, bo ci zjeżdża. – tu zerknął znacząco poniżej jego pasa i oparł się niedbale o ścianę.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Spoko, nic ci nie jest? - spytał, podciągając chłopaka do pionu za rękę. Sam natomiast schylił się i pozbierał niesforne kartki, które rozsypały się po okolicy. Całe szczęście, że nie było ich zbyt dużo. Złożył je w równy stosik i oddał prawowitemu właścicielowi, który dość niefortunnie na niego wpadł. Cóż, osobnika kojarzył jako tako z wyglądu (bo co jak co, ale trochę to rzucał się w oczy), ale jakoś nigdy wcześniej nie miał z nim bliższej styczności.
    Kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda? Dobrze, że nie wyglądał dziś jakoś wyjątkowo "ponuro", czy "satanistycznie" (jak określały to jego cudowne sąsiadki tzw. "starej daty"), bo jeszcze by rudego wystraszył i dopiero mieliby przemiły początek znajomości.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie lubił prób, miał ich w swoim życiu już tyle, że naprawdę miał dość. No, ale lepsze to niż po raz kolejny wstać o piątej żeby rozpakować dostawę ziemniaków i selera. Co z tego, że był tak marny, że łamał się na wietrze. Jeśli chciał pieniędzy musiał robić tak upokarzające rzeczy.
    Teraz trochę się odmieniło, więc na swój specyficzny sposób cieszył się.
    Nie był duszą towarzystwa, chociaż chyba to nie najlepiej w tej profesji. W każdym razie raczej trzymał się na uboczu, to też z zaskoczeniem spojrzał w dół, na chłopaka, który się mu przedstawił.
    Odsunął się o krok i pochylił do niego, tak, że zamiast jego krocza chłopak miał przed sobą jego twarz. Tak, mimo dziwnej pozycji Dolla, powinno być bardziej komfortowo
    - Cześć - przywitał się, równie poufale jak tamten - Jul... -zawahał się - Tobias jestem, miło mi, wygimnastykowany kolego.

    ~ Tobias

    OdpowiedzUsuń
  14. - Moje życie jest jedną wielką rozgrzewką -machnął ręką. Jakoś potrafił obejść się bez tych wszystkich podskoków, co z tego, że wtedy potrzebował więcej czasu żeby wbić się w rytm "próby właściwej"? Mógł sobie na to pozwolić na próbach, rozgrzewał się przed występami - zazwyczaj jedna czy dwoma kolorowymi pastylkami.
    - Nie tak długo - wzruszył ramionami - Moja twarz jest tak nijaka, że tak ciężko ją zapamiętać? - zapytał, niby oburzony, ale nie dałoby się pomyśleć, że tak jest w istocie, bo uśmiechał się pogodnie do chłopaka.
    Zaskakująco dobry humor dzisiaj miał, albo to rozmówca wydał mu się wyjątkowo milusi.

    ~Tobias

    OdpowiedzUsuń
  15. [Bez tego się nie obejdzie <3. Tak mi teraz wskoczyło, że mógłby się Gottie złapać na zapach jakiejś herbatki, którą by sobie pił Gabryś.]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  16. Tutaj życie zaczynało się późnym popołudniem, codziennie. Ale nie dla wszystkich. Na przykład nie dla Gabrysia, który właśnie dziś zdecydował sobie odpocząć. Usiąść na końcu korytarza, na parapecie, z książką i ulubioną herbatą, kupioną ostatnio w centrum. I zupełnie ignorować wszelkie imprezy, odbywające się piętro niżej, czy też to, że niektórzy tutaj pracują. Ściany były odpowiednio grube, by nie musiał słuchać, czy dobrze się podczas tego bawią albo czy przynajmniej umieją dobrze udawać. Robił to jeszcze poprzedniego wieczoru, a nawet jeszcze poprzedniego i dziś mu się zwyczajnie nie chciało. Czasem po prostu trzeba odpocząć, prawda?
    Wziął kolejny łyk herbaty, postawił ją obok siebie i wrócił do czytania.

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  17. Nowa praca całkiem mu pasowała, w końcu nie ma co wybrzydzać. Układał właśnie szklanki za barem, kiedy usłyszał głos obok siebie.
    - Nie jestem barmanem. - powiedział z lekkim uśmiechem. - Ale jak chcesz, to coś ci naleje. - dodał jeszcze, przyglądając mu się. - To ty przed chwilą byłeś na scenie? - zapytał jeszcze, odgarniając włosy za ucho.
    - Pracuję tu od kilku dni. - przyznał. - To co, co chciałbyś do picia?

    / Michael

    OdpowiedzUsuń
  18. To wcale nie był sekret, że Hayden lubował się w przyglądaniu tym wszystkim młodym ciałkom, które kręciły się na scenie w rytm muzyki. To był taki jego mały fetysz, razem z uwielbieniem dla męskich pośladków. Tyle że nie lubił tłumów, a szczególnie tych rozwrzeszczanych napaleńców, co to przelecieliby danego tancerza nawet na oczach wszystkich, dlatego zazwyczaj zmykał za scenę, bo stamtąd miał idealny widok na tyłki. Zasiadał sobie ze szklanką dobrego trunku w ręku i maniakalnie wkręcał sobie, że występ jest właśnie dla niego. Oczywiście przyłapany się wypierał i nic nie można było mu udowodnić, bo jego zwyczajowa obojętna mina wcale nie wskazywała na wielkie podniecenie. Po tym wszystkim potrzeba mu było czegoś więcej niż zgrabnego tyłka żeby się nakręcić.
    Przez chwilę wpatrywał się w chłopaka z uniesioną brwią w geście zdziwienia, że ktokolwiek w ogóle odważył się do niego odezwać. Ale później wszystko już było jasne. Znowu ktoś miał wątpliwości, a takie sytuacje Hayden uwielbiał.
    No i jak sobie zażyczył to trzepnął go, oczywiście nie mocno, bardziej w sposób żartobliwy.
    -Tym gorszym. -odpowiedział z wrednym, wręcz krwiożerczym uśmiechem na ustach. Tak właśnie odstraszał od siebie ludzi, ale zauważył że w Haremie to nie działa. Tu wszyscy byli jak jedna, wielka rodzina. Okropieństwo.

    Hayden

    OdpowiedzUsuń
  19. - Nie schlebiał sobie. – mruknął, po czym odepchnął się od ściany i wbił spojrzenie w jakiś daleki punkt na horyzoncie – Może i jesteś całkiem smakowitym kąskiem, ale mimo wszystko… jakoś… - zawiesił na moment głos, jakby właśnie coś sobie uświadomił – No dobra, Jestem tym lepszym. Kaydenem w sensie. – zaśmiał się krótko, po czym dodał – I właśnie coś mi przyszło do głowy, krasnalu bez gaci.- umilkł na moment i splótł ramiona na piersiach - Wiesz, skoro już się nawzajem tutaj osaczamy, primabalerino, to może chciałbyś... zostać kimś sławnym? - zniżył nieco ton głosu i przybrał bardzo tajemniczą minę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Gabriel poczuł się... Dziwnie. Nie dość, że ktoś wparował do jego pokoju, to jeszcze od razu chciał jego herbaty. Zupełnie inna sprawa, że niespecjalnie lubił przebywać w tym pokoju. Wolał siedzieć u Malcolma, co mogło być odebrane jako włażenie mu na głowę... Jakoś mało go to obchodziło. Robił co chciał, to prawda. I jakoś nie potrafił się usamodzielnić, zostawić w całkowitym spokoju swojego ojca. Tymczasem jednak, wpatrywał się w rudzielca jak w jakiś dziwny ewenement. Ale nie potrafił odmawiać, toteż nie zamierzał tego robić. Zszedł z parapetu, odkładając książkę. Gottfried? Kojarzył go, chociaż nie pamiętał, by rozmawiali. Ale on właściwie kojarzył wszystkich.
    - Jestem Gabriel i zamknij za sobą drzwi. Zaraz ci naleję - stwierdził, tak po prostu.

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  21. - Jestem kelnerem. - wyjaśnił z lekkim uśmiechem, po czym chwycił za shakera. Pracował przez kilka miesięcy jako barman, więc nie miał problemu w rozpoznaniem drinka. Nalał do niego wódkę, curacao, sok pomarańczowy. Wymieszał i wszystko wlał do szklanki, po czym dorzucił mu jeszcze lodu. - Proszę, mam nadzieję, że może być.
    - Tak, jest w porządku. Radzę sobie. - stwierdził, posyłając mu przyjazny uśmiech. - Jestem Michael, mówić możesz na mnie jak tam sobie chcesz.

    OdpowiedzUsuń
  22. Brew Kaydena powędrowała tak wysoko, że prawie zniknęła pod pojedynczymi kosmykami, które opadły mu na jasne czoło.
    - Napalony bliźniaku…. – powtórzył jak echo. Och tak, ciało tego chłopaka było naprawdę, naprawdę… kuszące, ale po całym dniu… chociaż nie. Jednak miał na niego ochotę.
    - Masz niebywałą okazję zostać moim modelem. Jedyna i niepowtarzalna szansa. – wyjaśnił po krótce, po czym odchrząknął – Co prawda, staniesz się sławny dopiero wtedy, kiedy ja już stanę się sławnym rysownikiem , ale zawsze są przecież jakieś perspektywy, prawda? Mógłbyś nawet nie brać gaci – dodał po chwili – Poodsłaniałbyś się trochę, a najdalej za pięć lat byłbyś uznanym modelem znanym jako muza tego wielkiego Kaydena, najdoskonalszego malarza wszech czasów.

    OdpowiedzUsuń
  23. - W takim razie miło mi, że nie wyszedłem z wprawy. - stwierdził, a jego wzrok powędrował po pomieszczeniu. Wszyscy byli obsłużeni i jak na razie nie było zbyt wielkiego ruchu, więc może sobie jeszcze chwilę z nim porozmawiać. Wziął się jednak za dalsze układanie szklanek, ukradkiem obserwując swojego rozmówcę. Co tu dużo mówić, zaintrygował go i to cholernie mocno.
    - Jasne. - rzucił z uśmiechem, kiwając przy tym głową. W końcu skończył z tymi cholernymi szklankami i skupił swój wzrok na Gottiem. Praca kelnera nie była taka zła, większość klientów potrafila się zachować. A cała reszta była wyprowadzana przez ochronę, jeśli posunęli się za daleko.
    - Co mi się tak przyglądasz? - zapytał, jak zwykle powalając swoją bezpośrednością.

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiwnął tylko głową, szykując herbatę. Wciąż miał wrzątek, więc wystarczyło trochę go podgrzać w elektrycznym czajniku i woda na herbatę była gotowa. Nasypał taką samą porcję, jak sobie (a co się będzie zastanawiać nad ilością) i postawił kubek na stole, tuż obok Gottfrieda. Postawił też cukiernicę, co on będzie decydować za kogoś, czy słodzi.
    Odłożył swoją książkę, z którą się układał na parapecie, na półkę, i zabrał swoją herbatę, by usiąść koło gościa. Wszystko lewą ręką, prawej pozwalał bezwładnie wisieć. Nie był pewien, w jakim charakterze on tutaj pracuje, a nie chciał niczego sugerować, bo to mogłoby wyjść niegrzecznie.
    - Nie pracujesz dziś? - spytał, tak po prostu. Skoro on tutaj wbił bez niczego i zaprosił się na herbatę, nie zaszkodzi chyba z nim porozmawiać?

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń

  25. Omal się nie przewrócił, kiedy usłyszał, co tamten do niego powiedział. Miał mu w tamtym momencie wiele do powiedzenia, głownie z gatunku fraz traktujących o tym, że ma o sobie chyba trochę za duże mniemanie, ale jakoś się powstrzymał. W sumie i tak na nic się to zdało, bo nastąpiły kolejne słowa, których sens wydał się Kaydenowi tak abstrakcyjny, że niemal zawirowało mu w głowie
    - Co za to dostaniesz? – powtórzył znowu takim tonem, jakby nie bardzo uwierzył, że to o niego usłyszał – Sława to dla ciebie za mało? – kąciki ust mu zadrgały – To ja tutaj daje ci szansę, wiesz? Powinieneś czuć się zaszczycony. – stwierdził – Poza tym – ciągnął dalej – przecież nie jesteś profesjonalistą. Zapewniam ci coś w rodzaju stażu. Przygoda z pozowaniem. Znajomość z artystą. Niektórzy marzą, by być na twoim miejscu. To wielkie wyróżnienie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Gdyby Misiek akutalnie coś pił, to na pewno wyplułby to prosto na chłopaka. W zamian tego, zaśmiał się cicho, przewracając oczkami w odpowiedzi.
    - Miło, że w końcu nie czepiają się mnie jakieś oblechy. - stwierdził, uśmiechając się z rozbawieniem.
    - Widzisz, gdy prowadzi się z kimś rozmowę, to wypada utrzymywać kontakt wzrokowy.- oznajmił, przekrzywiając głowę nieco na bok, niczym zainteresowany czymś kot.

    OdpowiedzUsuń
  27. [Jasne że tak ;).]

    Nath Green

    OdpowiedzUsuń
  28. Chris niewystarczająco charakterystyczny? Dobry żart, jak żył dwadzieścia cztery lata na tym świecie, to nie widział nikogo chociażby podobnego do siebie. Poza tym on był święcie przekonany o tym, że ludzie powinni go rozpoznawać. Póki istniał zespół to ani o pieniądze, ani o sławę, ani o dziewczyny nie musiał się martwić. Co prawda aż tak bardzo popularni jak Iron Maiden, czy Metallika nie byli, a wręcz mogli sobie o tym jedynie pomarzyć, ale wystarczało im (a przynajmniej Chrisowi), to co mieli.
    Niestety, skład się rozleciał; jeden z chłopaków wciągnął się w dragi, drugi znalazł sobie narzeczoną (to nic, że pewnie za rok nie będzie już jej znał), trzeci wyjechał w świat, czwarty podjął jakąś nic nieznaczącą pracę, piąty został rysownikiem (a więc robił to, co lubił i jeszcze mu za to płacili), a piąty... cóż, o nim akurat słuch zaginął, pewnie grał gdzieś w karty, albo na automatach. Chris był tym szóstym i ostatnim, który zaczął pracować gdzie? W burdelu, bardzo ładnie dzieci! Całe szczęście, że nadal jako wokalista, a nie jako kto inny.
    - Chris jestem, gdzie ci się tak śpieszy? - spytał, spoglądając na niego z góry. Tak, duży wzrost miał swoje plusy, między innymi czuło się tę wyższość, patrząc na kogoś z wysokości, tym bardziej jak ta druga osoba coś przed chwilą zbroiła.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  29. [Take it easy, ja trochę nerwowo zareagowałem.]

    Szorował podłogę w jednym z korytarzy, nie mogąc doczyścić klejącej się plamy pod ścianą. Powoli czuł, że traci siły na walkę z wiatrakami, ale niestety - rozliczano go z tego, co robił, a on nieustannie potrzebował pracy i stałego zarobku.
    Wskazał mężczyźnie żółty stojak na lewo od siebie i wzruszył ramionami.
    - Wydaje się widoczne - stwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  30. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 11:28

    Przez ułamek sekundy zlustrował wzrokiem jego sylwetkę, całkowicie odruchowo oceniając go pod kątem uzyskanych informacji. Puścił jego dłoń i skinął lekko głową, po czym ponownie obrócił się w stronę fortepianu.
    - Pasujesz na tancerza. I mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało, bez zbędnych nieporozumień. - Potarł dłonią kark, mrużąc lekko oczy. - Przy czym najczęściej tańczysz? Pytam orientacyjnie, abym miał jakiś punkt odniesienia przy komponowaniu.
    Stukał paznokciem o klawisz, uśmiechając się lekko pod nosem. Nagle zreflektował się i podniósł wzrok na chłopaka.
    - Och, i oczywiście dziękuję za komplement, wybacz roztargnienie.

    OdpowiedzUsuń
  31. No patrzcie go, no! Oferta życia, a ten jeszcze wybrzydza! To się nazywa niewdzięczność.
    Kayden przez chwilę zastanawiał się, czy na przykład taki Rembrandt albo inny Da Vinci też mieli takie problemy. Na pewno nie. Kto by się odważył ich o takie rzeczy pytać, jak jakieś honoraria?! A przecież jedyna różnica między Kaydenem a tymi wszystkimi zapisanymi w historii osobistościami była taka, że on po prostu na sławę musiał poczekać. Ten mały chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
    - Jesteś bezwstydny… - stwierdził z lekkim oburzeniem w głosie, ale po chwili westchnął i kiwnął głową – Dobra, niech stracę. Jeszcze kiedyś będziesz się tego wstydził. – dodał szybko – Więc proponuję… nie. Właściwie ty mi przedstaw, jak układają się twoje sprawy zawodowe, by nic ze sobą nie kolidowało.

    OdpowiedzUsuń
  32. Jak na bliźniaków, oni wydawali się do siebie naprawdę mało podobni jeśli chodziło o charakter. Jasne, czasami zdarzało się, że działała ta bratnia moc czy jak się to tam nazywa, że na wiele rzeczy reagowali w podobny sposób, ale zazwyczaj okazywało się, że są od siebie bardziej różni niż dwóch przypadkowych przechodniów.
    Na pytanie o imię tylko przytaknął. Właściwie było mu bez różnicy jak się go nazywa, często też podawał fałszywe imię, szczególnie swoim klientom. Jakoś nie poczuwał się do tego, żeby się z kimkolwiek jakoś mocniej zaznajamiać. Towarzystwo brata i kilku innych dziwek z Haremu mu całkowicie wystarczało.
    -Przez wzgląd na ogólnie przyjętą grzeczność powinienem Cię spytać o imię. Zapytam, ale tylko z takiej racji, że masz nieziemski tyłek. Więc.. Jak Cię zwą? -zagadnął, starając się przywdziać na twarz jakiś taki bardziej przyjazny uśmiech. Coraz częściej słyszał, że jego twarz, a szczególnie mina, mocno odpycha potencjalnych rozmówców, z czego się niezmiernie cieszył. Na nic mu były te wszystkie przeszkadzajki, które sprawiały, że droga do kibla była tysiąc razy dłuższa. Teraz jednak, kiedy chciał rozmawiać, musiał się nieco wysilić.

    Hayden

    OdpowiedzUsuń
  33. W pewnym sensie, Michael nigdy nie brał podobnych słów na poważnie. Traktował je zupełnie niezobowiązująco, zupełnie jakby takie komplementy były po prostu nic nie znaczącym żartem, z którego należy się pośmiać. Ot, takie coś co przeleci sobie obok i nie będzie go niepokoić. Nie chodziło wcale o to, że Misiek jest do czegoś takiego przyzwyczajony, bo wcale nie był. Tak właściwie, to nie pamiętał kiedy ktoś ostatnio coś takiego mu powiedział.
    Zaśmiał się znowu na jego reakcję, po czym przewrócił oczami.
    - Wybacz, taki nawyk. Ojciec zawsze mi powtarzał, że powinno się utrzymywać kontakt wzrokowy, za to matka, że może to zostać uznane za niestosowne. - wyjaśnił, pukając palcami w blat stołu. Chyba powinien zająć się jakąś robotą, a nie rozmawiać z Gottiem. Ale jakoś nie potrafił go przeprosić i ruszyć swojego tyłka zza blatu.

    OdpowiedzUsuń
  34. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 17:47

    - Czyli akustyk - mruknął sam do siebie, zapisując to sobie w pamięci. Co prawda listę z całą rozpiską na występy na najbliższy tydzień już dostał, ćwiczyć z poszczególnymi gwiazdami zaczynał już dziś, ale dopasowanie muzyki do żywego człowieka było łatwiejsze niż do kawałka papieru, a na próby planował przecież przychodzić już z konkretną kompozycją.
    - Masz odpowiednią budowę ciała i przykuwasz wzrok kolorem włosów, masz predyspozycje - uśmiechnął się przyjaźnie w swój specyficzny sposób - Ale to na pewno wiesz, skoro tu jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  35. Uśmiechnął się lekko na jego słowa, nie bardzo wiedząc co ma na to odpowiedzieć. Że co, że mu przykro z powodu rodziców? A może, że to nic takiego? Wolał w takim razie nic na ten temat nie mówić.
    - Dziękuję. Nie często coś takiego słyszę. - odpowiedział, nieco zawstydzony. No dobra, dziwnie mu się trochę zrobiło. W końcu nigdy nikt go tak nie komplementował na każdym kroku. A raczej, nikt od dłuższego czasu niczego takiego nie robił. Ostatnio mówił to Nathaniel, jego ukochany, który tak po prostu go wyrzucił na śmietnik.
    Michaelowi na pewno spodobałyby się jego oczy, byłby nimi zachwycony. Bo coś takiego nie zdarzało się tak często. Nigdy nie widział kogoś z takimi oczami.
    Misiek jeszcze nigdzie się nie wybierał, dopóki ktoś go nie pogoni do pracy. Przesunął palcami po swoich włosach, uśmiechając się do niego.
    - Długo tu pracujesz?

    OdpowiedzUsuń
  36. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 19:13

    - Tak, to z pewnością również jest przyczyną. - zaśmiał się cicho, rzucając krótkie spojrzenie w stronę okna, za którym właśnie zaczynał padać deszcz. Pogoda się załamywała od kilku dni i nie czuć było wiosny, ale jemu to nie przeszkadzało, niezbyt przepadał za gorącem. Po długiej chwili otrząsnął się z tego dziwnego niby-letargu i znów spojrzał na chłopaka, który wciąż stał na środku pomieszczenia, w którym jedynym miejscem siedzącym była podłoga i stołek, który zajmował on. Dobra, może przeważnie był beznadziejnym dżentelmenem, ale w końcu był przy okazji Francuzem, a chłopak był zdecydowanie młodszy, więc podniesienie się było w tej chwili odruchowe.
    - Wybacz, znów nie popisałem się manierami. Usiądź. - Oparł się biodrem o fortepian. Swoista elegancja była czymś w jego przypadku wręcz wpojonym przez matkę, babkę, ciotkę i resztę kobiet w rodzinie, które uwielbiały kultywować tradycje i maniery.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Wątkujmy się. Pomysły?]/Kartz

    OdpowiedzUsuń
  38. Zachowanie rodziców Michaela też nie było zbyt miłe. "Wyjedziesz, to nie będziemy chcieli cię znać, to twój wybór i źle wybierasz" - czegoś takiego miło nie było słuchać... Zwłaszcza, że w końcu się okazało, że mają rację. A Misiek nie ma zamiaru się do tego przyznać. Zarobi na studia i je wznowi, o tak! I zostanie grafikiem komputerowym, wybije się z dołku w jakim się znalazł. Ciekawe tylko kiedy w końcu to nastąpi.
    - Miło, że tak mówisz, ale w ogóle mnie nie znasz. Co, jeśli wyglądam tak uroczo, a jestem płatnym mordercą albo jakimś Kubą Rozpruwaczem? - zapytał, poruszając przy tym zabawnie brwiami.
    Słysząc jego propozycję, uśmiechnął się lekko i skinął głową.
    - Jeśli to nie problem, to tak, chciałbym. Wiesz, jeśli nie masz nic przeciwko, nie chcę cię do niczego zmuszać... - zastrzegł, jednak ciekawość widać było w jego twarzy przez cały czas.

    OdpowiedzUsuń
  39. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 21:24

    Spojrzał na niego nieco zdziwiony, bo cóż, nie oszukujmy, zazwyczaj ludzie nie chcieli siadać mu na kolanach. Na przykład dzieci jego siostry bały się do niego podejść, bo to ten straszny wujek-podpalacz, ale to inna historia. Chłopak go nie znał.
    - Nie przeszkadza mi to, jeśli tobie również. - opanował rozbawiony uśmiech, gdy siadał z powrotem na stołku i odsuwał się od fortepianu na tyle, by chłopak mógł usiąść. To było dziwne, ale Élie nie zamierzał nic z tym robić.

    OdpowiedzUsuń
  40. Pokręcił głową.
    - Dzisiaj ja nie mam czasu. W ogóle, to będę wolny w sobotę wieczorem. – stwierdził, mając przed oczami spis zajęć, które wypełniały mu resztę tygodnia – A tę cukiernię możemy ewentualnie przedyskutować. – zgodził się łaskawie, po czym wsparł rękę na biodrze i uśmiechnął się kącikiem ust nie sprawiając bynajmniej wrażenia, że ten jego grymasik w jakikolwiek sposób go poruszył – Ale masz racje, ubrać się chyba powinieneś. – dodał jeszcze – Więc jak będzie?

    OdpowiedzUsuń
  41. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 21:47

    - Wybacz, wolałem się upewnić, że nie jest to wymuszona uprzejmość, która wcale ci nie odpowiada. - Przez dłuższą chwilę nie do końca wiedział, co w takim położeniu zrobić z rękami. W końcu jedną oparł go krawędź stołka, a drugą o biodro chłopaka. - I z góry przepraszam, nie jest to gest erotyczny, tylko nie bardzo widzę inne oparcie dla dłoni - wyjaśnił się szybko. Dla niego taka bliskość fizyczna nie była ani czymś naturalnym, ani normalnym. Od czasu nasilenia się szaleństwa nie przytulał własnej matki, a teraz siedział z praktycznie obcym chłopakiem na kolanach. W przybytku erotyzmu. Nic to, że miał dwadzieścia osiem lat, było mu nieswojo.

    [blahblahblah, coś mi nie idzie ^^]

    OdpowiedzUsuń
  42. - Ah, no oczywiście. Bo to będzie taaakie przyjemne, hm? - rzucił z rozbawieniem, przewracając oczami. - Chyba zmieniłbyś zdanie, gdyby do czegoś takiego naprawdę doszło. - stwierdził jeszcze. To prawda,Misiek nie skrzywdziłby muchy, nie wspominając o człowieku.
    Z zaciekawieniem obserwował jego poczynania i kiedy tylko ujrzał jego oczy, otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Po chwili jednak usmiechnął się szeroko.
    - Wow, super! Też bym tak chciał. Pięknie wyglądają, nie rozumiem czemu to ukrywasz. - stwierdził, przyglądając mu się bliżej. Tego się nie spodziewał i był mile zaskoczony.
    [oj tam od razu zadufany...xd]

    OdpowiedzUsuń
  43. [Tylko co dalej? Bo mu Kartz drinki serwować może, ale wątpię, by wdał się z nim w jakąś rozmowę z własnej woli]/Kartz

    OdpowiedzUsuń
  44. bastylionowy hitler22 kwietnia 2013 22:38

    [Mów mi jeszcze, Francuz strasznie nie wie co ze sobą przy ludziach zrobić, a ja nie wiem, jak to opisać ^^]

    Uśmiechnął się lewą stroną twarzy i skinął głową, starając się rozluźnić napięte mięśnie wyprostowanych ramion. Pewnie równie normalnie czułby się w gorsecie, bo człowiek, który nie trzymał od niego dystansu był równie nieznaną mu istotą. A może znaną, tylko wolał zapomnieć, bo po atakach i wyrzuceniu z armii tak było łatwiej? Telenowela brazylijsko-wenezuelska z melodramatem w tle.
    - Dobrze, obiecuję zapamiętać. I denerwuję się całe życie, to nic nadzwyczajnego. - Pochylił lekko głowę, przymykając oczy. Za oknem zaczynała się burza, a odległe grzmoty były coraz głośniejsze i wyraźniejsze. W pewnym stopniu chciał zapytać chłopaka, czemu jest w takim miejscu, ale nie zrobił tego. Wytyczał sobie granice od dziesięciu lat z uporem maniaka i robił wszystko, żeby ich nie przekraczać.

    OdpowiedzUsuń
  45. [W sumie może zacząć się użalać. Kartz z pewnością nie pozostawi tego bez komentarza i postawi go do pionu. Jeśli chcesz, żebym zaczęła to musisz poczekać do jutra, bo dziś nie ma takiej możliwości już]/Kartz

    OdpowiedzUsuń
  46. [ A lecim na żywioła, co mi tam! Raz się żyje!]

    Nathie Green

    OdpowiedzUsuń
  47. - Wybacz. -zaśmiał się cicho. - Ale moim zdaniem szybko by ci się odmieniło gdybym w tej chwili chociażby wbił nóż w twoją rękę. - stwierdził jeszcze. - Ale spokojnie, jeszcze nie jest ze mną tak źle, nie atakuje ludzi!
    - Jak miło. Ja jestem mańkutem i jakoś nikt nigdy nie miał do mnie pretensji z tego powodu. Oprócz matki, bo przez to zawsze brudziłem mankiety koszul ołówkiem. - stwierdził radośnie, po czym wzruszył ramionami. - Moim zdaniem nie powinieneś tego ukrywać pod opaską. Twoje oczy są niepowtarzalne i powinieneś się tym cieszyć.

    [Dobra, nie wnikam xD]

    OdpowiedzUsuń
  48. [Wybacz, że odrzucimy propozycję (jakże kuszącą!) prywatnego tańca. Ale takowych może uda mu się doczekać od Niego. W sumie jak wątek z Cilianem to raczej spokojny będzie, ta ostrzegam...]

    OdpowiedzUsuń
  49. [Moją pierwszą myślą było poinformować Cię o tym, że on wcale w oczy mu nie patrzy :D Ale nie, tak serio, myślisz, że po co chciałby go na modela? Fakt, nie powiedziałam o tym, ale dla Kaydena, którego jedynym ideałem jest…. No, nieważne. Chodziło o to, że on musi być naprawdę niezwykły, skoro zwrócił jego uwagę. Oczy w dwóch innych kolorach mogą robić wrażenie.]

    - Ach, jesteś taki nieuświadomiony! – westchnął z rezygnacją – Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, z tego, że….- umilkł. Nie, już mu powtarzał tysiąc razy, że to niesamowite wyróżnienie, że to szansa, że to… no po prostu uśmiech losu i jak do tej pory nie przyniosło to absolutnie żadnych efektów.
    -…. Masz ładne oczy. – dokończył więc, wpatrując w te dwie różnobarwne tęczówki. Zauważył je już oczywiście wcześniej, ale myślał, że to tylko takie złudzenie i że za wszystkim stoi to dziwne światło. Jedyną wadą tych oczu było to, że nie potrafił się skupić na jego spojrzeniu, bo czuł się przez tę anomalię odrobinę rozproszony.
    Pokiwał głową.
    - W porządku. – zgodził się, po czym wygrzebał z kieszeni mały kartonik i wręczył go nieznajomemu – To nie jest wizytówka, tylko adres, gdzie się spotkamy. Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał. – wyjaśnił, a po dłuższej chwili dodał – Jak ty właściwie masz na imię, co?

    OdpowiedzUsuń
  50. [Idę do sklepu po tą cholerną herbatę, zbieram się od godziny, a ja bez herbaty nie piszę. Przeczytam kartę i jak mi się coś nasunie, zacznę. Dobrze?]/Urlich

    OdpowiedzUsuń
  51. [Raul nie wie, ale ja wiem. Też jestem, a w zasadzie byłam w biolchemie. Teraz tylko matury i przerwa! A przeszkadzanie w robocie może byc, czemu nie. Zaczniesz, zacząć?]

    OdpowiedzUsuń
  52. Dlaczego biegł? Och, to oczywiste przecież że akurat jemu się przecież nigdzie nie spieszyło, (nie licząc pracy, coby go nie wywalono za zbity pysk) no bo w końcu żadnych perspektyw toto nie miało, w domu czekał tylko zlany w trupa albo napalony ojciec, w szkole banda pieprzonych dręczących go debili... Nie. W przypadku Nathaniela to miało inne znaczenie: Kochał biegać. Nikomu by się nie przyznał, ale "wypadek" zakończony poważnym połamaniem kończyny dolnej zniszczył jedyne szczęście jakie odczuwał w życiu... Mógł zapomnieć o profesjonalnym bieganiu. O zdobywaniu nagród. Stypendiów sportowych. No i oczywiście mógł zapomnieć o dobrej kondycji. Tym razem powód był dodatkowy: Ktoś ze szkoły go śledził. Zgubił go dawno temu, ale dla pewności dalej biegł... Przezorny zawsze ubezpieczony.
    Ale ubiezpieczenie zawsze musi coś kosztować. Tym razem ceną było wpadnięcie na kogoś. Spojrzał na niego niepewnie i z jakby...strachem.
    - Lubię po prostu biegać.- wyznał spokojnie i westchnął cicho oglądając się przez ramię.- I przepraszam. Trochę się zagapiłem.-dodał

    Nathie Green

    OdpowiedzUsuń
  53. Prawił komplementy… och, aż tak się nie zapędzajmy. Kayden po prostu stwierdzał fakt. Bo gdyby kogoś chciał komplementować, to na pewno rzuciłby czymś o wiele mniej banalnym , niż do bólu klasycznym: „masz ładne oczy”. Chociaż w tym przypadku to akurat znowu nie było aż takie oczywiste.
    - No. To miło cię poznać. – stwierdził lekko, po czym wskazał w stronę wyjścia – Więc do zobaczenia. – rzucił przez ramię, a potem bez skrępowania wyjął z kieszeni coś, co niewątpliwie było ciemnymi bokserkami i zawiesił je na klamce najbliższych drzwi - A to chyba twoje, nie? – i już go nie było.

    [Kayden ma inne pojęcie piękna. On lubi wszystko, co inne, a niekoniecznie musi być ładne. Więc w tym przypadku na pewno nie chodziło o buźkę pana G. :D]

    OdpowiedzUsuń
  54. - No tak, jak mogłem przeoczyć tak poważną sprawę. - westchnął teatralnie, kręcąc przy tym głową. Kto normalny? No raczej nikt normalny, chociaż za normalnych mogliby się podawać. Nie jest się psychicznym zabójcą dopóki się kogoś nie zabije, ale to nie znaczy, że wczesniej było z tobą wszystko w porządku!
    Zaśmiał się cicho na jego kolejne słowa, po czym z przepraszającym uśmiechem spojrzał na salę.
    - Przepraszam cię, ale muszę wrócić do pracy. Jak chcesz, to możemy pogadać po pracy. Czy coś. - powiedział do niego, pocierając dłonią swój kark. - Było mi naprawdę miło z tobą rozmawiać. Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać.

    OdpowiedzUsuń
  55. Hayden z pewnością należał do osób szczerych i bezpośrednich. Sam nie lubił owijać w bawełnę i liczył na to, że inni także nie będą. Zawsze wychodził z założenia, że lepiej usłyszeć najgorszą prawdę niż najpiękniejsze kłamstwo i tego się trzymał.
    -Cóż za niespotykane imię. -uśmiechnął się lekko, próbując znaleźć dla niego jakieś zabawne przezwisko. Nic z tego jednak nie wyszło, więc wzruszył ramionami. No cóż, może innym razem wpadnie na coś genialnego.
    Hay zawsze wyglądał dziwnie. Jakby się czymś usilnie martwił i coś go trapiło. Ale wbrew pozorom to jego zwyczajowa mina, która pozornie miała odstraszać namolnych i gadatliwych ludzi.
    -Klient mnie wystawił i nie mam co zrobić z wolnym czasem. I skończył mi się alkohol. -powiedział, ukazując niezwykle ironiczny uśmiech. Nie, żeby płakał z braku klientów, ale jak już ma się przygotowany dzień, to można się wkurzyć jak coś nie wypali. Poza tym, liczył na odrobinę przyjemności dla zrelaksowania, a tu niestety, został pozostawiony sam sobie.

    Hayden

    OdpowiedzUsuń
  56. Cheshire Cat (Élie)23 kwietnia 2013 20:41

    - Nie peszysz mnie, nie jestem siedemnastolatką - usta drgnęły mu w uśmiechu, który starał się powstrzymać – Po prostu bliskość fizyczna z ludźmi nie jest moją mocną stroną, jest mi dość daleka. Ale nie przeszkadzasz mi, gdyby tak było, powiedziałbym ci.
    Przechylił lekko głowę w bok i w końcu uśmiechnął się lekko, widząc jak chłopak spina się na dźwięki burzy.
    - Boisz się? – zapytał cicho, a jego głos mimo szczerych chęci nie zabrzmiał przyjemnie. Szalony potwór w kacie świadomości mruknął cicho, a mężczyzna zacisnął na sekundy powieki, aby się opanować. Był wariatem, nawet jeśli miewał dłuższe momenty normalności, nawet jeśli starał się z całych swoich sił, to nie było wystarczająco. To nigdy nie odchodziło.

    OdpowiedzUsuń
  57. - Jak piszesz, to ja z tego miejsca chylę czoło. Kiedyś próbowałem, ale wyszło mi to jakoś... bokiem. - stwierdził i wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu. No, tak. Kiedyś był tak sfrustrowany, że na gwałt szukał jakiegoś zajęcia, najlepiej takiego wciągającego, ciekawego, które nie nudzi się po godzinie, czy dwóch. Zaczęło się od podkradaniu sąsiadom wężów ogrodowych, przebrnął przez etap roznoszenia gazet i rozdawania ulotek (to była chyba najkrótsza robota, jakiej się podjął, rzucił ją po półtorej godzinie, nawiasem mówiąc), aż po przygodę ze śpiewem (czy prostolinijnie - growlem).
    - Mogę iść z tobą? Nic nie podkradnę, obiecuję! Nawet nie dotknę! - obiecał, kładąc wytatuowaną dłoń w miejscu serducha. Skautem, ani harcerzem nigdy nie był, dlatego wolał przyrzekać na serducho. Serducho miał zawsze, w końcu dzięki niemu się żyło, co nie?

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  58. - Wiem, wiem. Musisz mi wybaczyć. - mruknął z rozbawieniem, wystawiając do niego język, na którym lśniła srebrna kulka, kolczyk który zrobił sobie jakiś czas temu.
    Chwycił za serwetkę, którą wsunął do kieszeni i uśmiechnął się szeroko.
    - Zadzwonię. - obiecał i odszedł, zabierając się do pracy.

    Od tamtego wieczoru minęło już kilka dni, ale dopiero teraz Misiek miał wolne. Siedział w parku, ciesząc się słonecznym dniem i dopiero wtedy przypomniał sobie o swojej obietnicy. Wyciągnął z kieszeni przestarzałą już komórkę, po czym wybrał numer który wcześniej sobie zapisał.
    -Gottie? Hej, tu Michael.

    OdpowiedzUsuń

  59. W sobotę czekał na niego w umówionym miejscu, to jest czymś, co było można nazwać nieumeblowaną kawalerką, w której nic nie było, prócz kilku sztalug i zestawów farb rozrzuconych po podłodze, między poduszkami, płótnami i prześcieradłami, które niby kobiercem okrywały sosnowe deski. Przez wielkie okna wpadało światło ulicznych lamp, a z centrum dobiegał gwar.
    Nie, to nie było mieszkanie Kaydena. Był to zespół pomieszczeń, które nadawały się do krótkoterminowego wynajmu i z których korzystali co biedniejsi studenci, albo inne osoby, którym zależało na przestrzeni za niską cenę. Przebywając tutaj ludzie czuli się zwykle jak w izolatce: przesadnie czysto, przesadnie biało i przesadnie pusto.
    Podszedł do drzwi, bo usłyszał nieśmiałe pukanie. Och, jak miło, że ktoś tu był w miarę punktualny.

    OdpowiedzUsuń
  60. Kto by się spodziewał, że taki słodki chłopak jak on ma kolczyka, co? Ah, i to nie jednego, bo ma także przekutą górną część lewego ucha, a kiedyś posiadał przekłutą wargę. Życie jest pełne niespodzianek.
    Misiek nie potrafiłby tak po prostu wyrzucić serwetki, skoro mówił mu, że zadzwoni. Ba, obiecał! Nie, on taki nie był. Raczej powiedziałby mu o wszystkim wprost, niż był taki miły tylko po to żeby nigdy nie oddzwonić. To u niego tak nie działało - po prostu.
    - Nic takiego. Wybacz, że dopiero teraz dzwonię, ale dopiero dzisiaj mam wolny dzień, tak całkowicie. Bo ostatnio to chodziłem jak zwykły zombie przez nocne zmiany. - wyjaśnił mu, machając stopą w tylko sobie znany rytm. - To jak, robimy coś razem, czy nie? Kawa, kino, spacer, drink? Jedno, wszystko na raz, czy po kolei?

    OdpowiedzUsuń
  61. Michael lubił zaskakiwać. A kolczyki... Cóż, tak po prostu się stało, że postanowił je sobie zrobić. Bo mu się podobały, bo były fajne i go to kręciło. Powód banalny, ale za to jaki prawdziwy!
    Na wspomnienie o randce, roześmiał się z rozbawieniem. Tak właściwie, to niczego takiego mu nie proponował, ot, zwykłe koleżeńskie wyjście.
    - Niekoniecznie proponuję ci randkę. Wiesz, nie wszystko musi od razu być w takim sensie, zdarza mi się mieć kolegów. - westchnął, przewracając oczami, czego akurat jego rozmówca nie mógł usłyszeć.
    - Rzuciłem propozycje, ty decydujesz. Może być naprawdę cokolwiek, mi to bez różnicy. I bez żadnego "nie wiem", "ty wybierz", dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  62. Otworzył drzwi i gestem zaprosił chłopaka do środka.
    - Hm, ciekawe, ze pomimo tych gaci jednak się zjawiłeś. – uśmiechnął się i przekręcił klucz - Miło jest spotkać tak bezkonfliktowych ludzi, jak ty, - stwierdził lekko – No, albo ty tak na serio przyszedłeś tutaj tylko po to by się na mnie za to zemścić, co? – spojrzał na niego niby podejrzliwie i wskazał pomieszczenie z prawej strony, w którym wszystko jako tako przygotował. – Jak już jesteś, to się rozgość. Wiem, szałowych warunków nie ma, ale cóż. – wzruszył beztrosko ramionami

    OdpowiedzUsuń
  63. Fakt, pisać umiał każdy, w końcu uczyli tego w szkołach, ale żeby pisać powieści, czy opowiadania to trzeba było mieć głowę na karku i należało jej często używać. Jak Chris patrzył na dzisiejszą młodzież, to nasuwała mu się taka myśl, że za parę lat nie będzie miał kto mu robić na emeryturę, ale starał się odsuwać od siebie takie dziwne przemyślenia, w końcu do emerytury to jeszcze sporo czasu zostało i należało je jakoś aktywnie spędzić!
    Po Chrisie należało się wszystkiego spodziewać, miał mentalność typowego czterolatka, więc kiedy chciał zrobić komuś na złość, to potrafił i takie ważne kartki podkraść, żeby druga osoba się trochę podenerwowała o ich tajemnicze zniknięcie. Takie akcje były u niego całkiem na poziomie dziennym(pewnie dlatego, że w nocy wolał robić ciekawsze rzeczy).
    - Długo piszesz? - podpytał, nie chcąc, aby między nimi zapadła krępująca cisza.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  64. [Okej, kartę przeczytałam dopiero dzisiaj, bo wczoraj doszło do mnie, że zabranie się za prezentację maturalną to jednak dobry pomysł (z herbatką, rzecz jasna). No i znalazłam u Ciebie kilka błędów. Jak przysięgniesz, że je poprawisz, to nawet Ci je wszystkie ładnie wyłożę.
    Jeśli chodzi o pomysł na wątek, najsensowniejsze wydaje mi się wynajęcie przez Marca Gottfrieda jako prostytutki, bo taki ukeś to mu by idealnie odpowiadał. O ile Tobie to pasuje, bo Urlich bije bez wyjątków. Od Ciebie zależy też, czy Marc pójdzie bezpośrednio do pokoi i tam znajdzie Gottfrieda czy może Twój chłopaczek zagada do niego przy barze, zacznie flirtować i tak dalej.]

    OdpowiedzUsuń
  65. - A jak miałbyś mi pomóc? - zainteresował się, przechylając głowę w bok i obserwując go z uwagą. - I jakkolwiek, wątpię, aby zdało to egzamin. ty siedzisz mi na kolanach i tak naprawdę poza psychiczną blokadą, nie jest do nic takiego, moja... granica dotyku zaczyna się pod ubraniami i nie obejmuje jedynie dłoni i twarzy. Które są za to objęte blokadą psychiczną, ale to zbyt pogmatwane, moje zawirowania psychiczne są raczej niemożliwe do zrozumienia dla osoby postronnej - uśmiechnął się nieco krzywo, ale jednak.
    - I grzmoty nie są takie złe. Ja tam uwielbiam burze. - uśmiech stał się w pewnym stopniu naturalniejszy i bardziej przyjazny.

    OdpowiedzUsuń
  66. - Nie denerwuję się. - zaśmiał się cicho. - Po prostu ja i randki to niezbyt dobre rozwiązanie. Nie chodzę na randki.
    No a przynajmniej nie miał zamiaru iść na żadną randkę, bo serduszko dalej mu krwawiło i wolał się znowu nie angażować. Znając niego, w końcu będzie zupełnie inaczej, ale jak na razie to postanowienie nawet mu wychodziło.
    - Ja ci dam nie wiem... - mruknął do telefonu złowieszczo, oczywiście zdając sobie sprawę z tego żartu. - Pasuje. Gdzie i o której? Ja jestem wolny w tej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  67. Kayden jakoś nie bardzo się przejął słowami chłopaka i tylko uśmiechnął się niewinnie, na te zarzuty pod jego adresem. Och, być może był złym chłopcem, że je mu zabrał, ale przynajmniej było trochę zabawy.
    - Pije tylko wodę. Jak królowie w średniowieczu. – wyjaśnił – Więc nie mógłbyś mnie otruć. No i jestem zręczny, więc całkiem prawdopodobnym jest, że stawiłbym czoła takiemu azjatyckiemu wojownikowi z nożem jak ty.
    Wskazał mu kilka poduszek na podłodze.
    - Nie musisz stać. – zgodził się łaskawie – A twoje pytanie jest troszeczkę nie na miejscu, wiesz? Przecież przy ostatnim razie wszystko omówiliśmy, tak? Będę malował ciebie, szaleńcu. – puścił mu oczko – Niesamowite, pewnie tego się nie spodziewałeś, co?

    OdpowiedzUsuń
  68. - To raczej nie rozmowa na telefon. - westchnął, przygryzając lekko dolną wargę. Wolał mu o tym wszystkim nie mówić, wolał, żeby on nie wiedział jakim to wielkim nieudacznikiem Misiek jest.
    - W porządku, będę tam. Jeśli nie znajdę, to będę wydzwaniać. - rzucił, rozłączając się. Nie był wcale tak daleko od tego miejsca, ale kawałek przejść się musiał. Dzisiaj, wyjątkowo, nie miał na nosie okularów, zastąpił je soczewkami. Nosił je raczej rzadko, bo zbyt długo w nich nie wytrzymywał, ale dzisiaj jakoś nie miał ochoty patrzeć na te swoje okulary.

    Dotarcie na miejsce zajęło mu nieco ponad czterdzieści minut, ale było tak tylko dlatego, że dwa razy skręcił nie w tą ulicę co trzeba. Zatrzymał się w końcu, rozglądając się w okół. Nie miał pojęcia, czy jest w dobrym miejscu, a i nigdzie nie dostrzegał specyficznej czupryny. Cholera.

    OdpowiedzUsuń

  69. No, Kayden raczej nie zaliczał się ani do stworzeń niepozornych, ani do drągali, toteż trudno mu było rozsądzić, czy słowa chłopaka są prawdziwe.
    - Wiesz, na to akurat nie mam pomysłu tak dokładnie jeszcze. Pomyślałem sobie, że będzie spontanicznie, naturalnie i takie tam .- wzruszył beztrosko ramionami, po czym sięgnął za siebie nalał do dwóch szklanek rzeczonej wody – Tak, tak, wiem. Może szału nie ma, ale widzisz, u mnie przynajmniej nikt cię nie otruje, nie? Można mi zaufać. – uśmiechnął się – A tak serio, to chciałbym, żebyś ty mi coś zaproponował.

    OdpowiedzUsuń
  70. Jego wzrok wędrował po tych wszystkich ludziach którzy przechodzili obok i coś jakby podłamało go, bo przez myśl przeszło mu, że może chłopak po prostu go wystawił. Kazał mu tu przyjść i teraz zapewne tylko czeka aż zadzwoni i będzie mógł się z niego pośmiać.
    Jednak ta myśl uciekła równie szybko jak się pojawiła, bo już zaraz poczuł przyjemne ciepło ciała Gottiego, który przytulał się do jego pleców.
    - Muszę cię rozczarować, nie przestraszyłeś mnie. - powiedział z rozbawieniem, odwracając się do niego przodem. - Nieładnie się tak zakradać wiesz? Jeszcze mogłem zawału dostać, czy coś takiego.

    OdpowiedzUsuń
  71. To dlaczego przyszedł do pracy szybciej było wielką niewiadomą. On sam nie miał bladego pojęcia, co skłoniło go do opuszczenia (nie)wygodnej kanapy i przyczołganie się do haremu. Powinien był siedzieć na tyłku, radować się pełną paczką fajek i opierdalać za trzech. Nie, on postanowił, że tego dnia zrobi coś innego – zajmie się pracą jak należy, przygotuje wszystko, będzie mu łatwiej wieczorem. Co za brednie. Stał więc tak za barem, starając się doczyścić szklanki, które niby używane i tak pokryte były kurzem, gdy otworzyły się drzwi. Nie uniósł wzroku, bo mało go obchodziło kto postanawia pojawić się w tym miejscu o tej godzinie. Dopiero słysząc głos, spojrzał w tamtym kierunku i bez słowa nalał trunek do właśnie wyczyszczonej szklanki. Milczał, bo z milczeniem było mu do twarzy, bo nie chciał wdawać się w rozmowy i dlatego, że nie przywykł do zagadywania kogokolwiek. /Kartz

    OdpowiedzUsuń
  72. Uśmiechnął się lekko, jednak uśmiech ten był jakoś dziwnie smutny. Ale to było u niego ponoś normalne: Jego uśmiech nigdy nie był wesoły, ponieważ Nathie nie wiedział co to prawdziwa, beztroska, dziecięca radość, która została mu odebrana przez obrzydliwe łapy ojca, który postanowił zabawiać się z nim jak z dorosłym... Młody Green nigdy nie mógł być dzieckiem. Gdzieś tam, ktoś postanowił wymazać ten piękny obraz w jego życiu, karząc mu być małym dorosłym. Zbyt szybko.
    -Wiem, już nie raz wpadłem na otwierane drzwi. Przepraszam.- powiedział i przełknął ślinę. No niestety, gdy ciągle się przed kimś uciekało (Czasem nawet przed samym sobą, przed swoimi myślami, wspomnieniami, przed okrutną rzeczywistością).
    Gdy ten się przedstawił i wyciągnął ku niemu dłoń, nie pozostało mu nic innego jak uścisnąć ją lekko swoją delikatną dłonią o zgrabnych palcach znów smutnawo się uśmiechając.
    - Nathaniel. Nathie.- powiedział i oblizał pełne, bladoróżowe wargi.- Miło mi Ciebie poznać.


    Nathie Green

    OdpowiedzUsuń
  73. Gabriel miał swoją ulubioną herbaciarnię blisko rynku, na takiej fajnej uliczce z invadersem na ścianie - takim ze Space Invaders. To było tuż obok sklepu z gumowymi kaczkami i zdecydowanie nie zamierzał mówić byle komu o tym miejscu. Głównie dlatego, że je uwielbiał, a nie chciał, by byle kto pijał tamtejsze wspaniałe mieszanki. Wybór był spory, większość była autorskimi pomysłami właściciela-geniusza herbacianego.
    - Wszystko - zaśmiał się, podkurczając nogi i naciągając na nie bluzę. - I właściwie mówię prawdę, bo robię wszystko, co trzeba zrobić w danej chwili. Chociaż raczej nie występuję na scenie, bo nie lubię. Ale za to przyjmuję klientów. Pomagam w barze. Rozporządzam. Sprowadzam Malcolma na miejsce wypadku czy czegokolwiek innego. Czasem gram. Jak trzeba, to sprzątam. Czyli mówię, wszystko - dokończył, uśmiechając się wciąż delikatnie i sięgając po odstawiony kubek. Jednak używanie jednej ręki bywało momentami problematyczne, ale on się przyzwyczaił.

    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  74. Oczywiście, że Gottfired nie należał do tego typu ludzi. Ale Misiek sobie tak po prostu przez chwilę pomyślał i tyle. Bo mu takie głupoty przez głowę czasem przelecą, ale zazwyczaj to znikają równie szybko jak się w tej jego główce pojawiły, no.
    - Przykro mi, że nie padłem na zawał. - zaśmiał się, przewracając oczami po raz kolejny. To już powoli wchodziło mu w nawyk.
    - Idziemy. Jak już pozbędziesz się planów na pozbawienie mnie zycia. - stwierdził z rozbawieniem. Byle się coś działo, nawet gdyby miał paść na zawał, co?

    OdpowiedzUsuń
  75. Być może kiedyś Gabryś mógłby go tam zabrać, Bóg jeden wie, czemu. Teraz jednak o tym nie myślał, bo nawet nie sądził, że Gottfried uwielbia herbaty. Co prawda, to wbicie tutaj tylko z powodu jej zapachu powinno było dać mu do myślenia, ale najwyraźniej myślenie nie było rzeczą, na którą miał jakiś nastrój.
    - Ktoś musi to robić, bo zawsze prędzej czy później się okazuje, że do jakiejś roboty kogoś brakuje. I jest problem - powiedział spokojnie. Słysząc pytanie, zdziwił się trochę. Ludzie zazwyczaj mieli niewysłowiony wręcz talent do ignorowania takich rzeczy, przemilczania, bojąc się, że poruszą jakiś wrażliwy temat. Tymczasem Gabryś po prostu się napił herbaty, oczywiście, używając ręki lewej.
    - Zależy, o którą rękę pytasz. Z lewą, jak widzisz, wszystko dobrze, z prawą też, chociaż nie znaczy to, że nadaje się ona do użytku - wytłumaczył spokojnie. - To efekt wypadku sprzed lat. I tak jestem leworęczny, więc się tym nie martwię - dodał.

    Gabi

    OdpowiedzUsuń

  76. - Ale też jesteś artystą, nie? Wiesz, jak się wyrazić, jak coś zagrać, jak przedstawić emocję… - powiedział i oparł się o ścianę – A gdybym tak… - urwał. Jego usta rozciągnęły się w kształt dziwnego grymasu, jakiegoś półuśmiechu . Chwilę później jednak uśmiech zbladł tak szybko, jak szybko się pojawił – Kurczę, ale to by wymagało więcej pracy, więcej czasu i… musiałbyś wpaść do mnie więcej razy. – podrapał się w skroń i westchnął – Pycha, chciwość, zazdrość, nieczystość, nieumiarkowanie w jedzeniu i picu, gniew, lenistwo… - wyliczył – To wielki projekt. Nie, to się nie uda raczej… - stwierdził powątpiewająco i odgarnął niedbale blond włosy z czoła.

    OdpowiedzUsuń
  77. Herbaciarnia na dłuższą metę nie była państwową tajemnicą, po prostu chciał mieć jakieś miejsce, które nie było wszystkich, taki jego mały skarb. Tymczasem zaśmiał się krótko.
    - Nie robię tego wszystkiego na raz, tylko w losowej kolejności, zależy, kiedy czego trzeba. Przyzwyczaiłem się, bo mieszkam tutaj od lat. Kiedyś chciałem po prostu robić coś, żeby nie plątać się niepotrzebnie pod nogami - stwierdził, a potem się zastanowił, spoglądając na rękę i marszcząc brwi.
    - Nie jestem pewien... To było strasznie dawno temu i nie jestem do końca pewien, kiedy. Mogę tylko stwierdzić, że to jest związane z jakimś dużym i ostrym kawałkiem szkła, może nawet kilkoma kawałkami? Ktoś mnie po tym pozszywał, dość nieładnie, ale liczy się, że wciąż mam rękę na swoim miejscu i przynajmniej trochę władzy w niej - uśmiechnął się, jednym z tych uśmiechów na wszystko będzie dobrze.

    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  78. Sam trafił tam zupełnym przypadkiem, błąkając się po różnych małych uliczkach, doskonale wiedząc, że Wiedeń jest jednym z tych miast, gdzie trzeba się zgubić, żeby się odnaleźć.
    - Dzięki Bogu - odpowiedział spokojnie i całkiem szczerze. - Bo gdyby to było chociaż trochę krócej, to być może nie byłoby w ogóle, bo nie wiem, w jakim byłbym stanie - stwierdził, nie przejmując się tym specjalnie. Natomiast gdy Gottie go przytulił, po prostu się uśmiechnął. Nie spodziewał się tego ani trochę.
    - Daj spokój, to nic takiego. Mam jeszcze drugą, a to nie wygląda tak źle - stwierdził, chociaż również go objął. Bo tak.

    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  79. - Zdecydowanie. Powinieneś przyprawić mnie o zawał i obserwować jak umieram. - stwierdził z teatralnym westchnieniem, po czym wystawił do niego język. - Nie wiedziałem, że lubisz jak ci koledzy na zawał schodzą.
    Ah, a więc Gottie tylko o tym myślał? Byle mu usta-usta zrobić? I weźcie próbujcie mi tu wmówić, że faceci nie myślą tylko o jednym.
    - I dobrze. - zaśmiał się, skinając głową w stronę kawiarni. - Chodź, bo zaraz nam wszystkie kremówki zjedzą.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Ja jak miałem siedem lat to... to łaziłem po drzewach i rzucałem piaskiem w dziewczyny, a do domu wracałem zawsze spóźniony. - mruknął, przywołując sobie wspomnienia sprzed tylu lat. Nagle spostrzegł jak bardzo się zmienił. Prawdę mówiąc nie widział siebie bez makijażu, tatuaży i kolczyków... To tak naprawdę było jego częścią, utożsamiał się z tym wszystkim w pewien sposób. Człowiek przyzwyczajał się do tego, co nosił na i w skórze, może to dlatego nie wyobrażał sobie jak potoczyłoby się jego życie, gdyby podejmował inne wybory?
    - Piszesz na maszynie? Myślałem, że wszyscy przenieśli się już dawno na laptopy, albo przynajmniej na komputery. - stwierdził, dość zaskoczony (ale wyjątkowo miło zaskoczony), takim widokiem. Jego ciotka miała identyczną, kiedyś lubił wsłuchiwać się w jej stukanie, ale później... później ich relacje się jakoś zepsuły i wręcz unikał bycia w jej towarzystwie. W towarzystwie jej i tego stukania.

    Chris Lawrence

    OdpowiedzUsuń
  81. - Ja… Nie zrozum mnie źle, ale nie sądzę, abym umiał tak opuścić swoje granice i dać się dotknąć. Ostatnio zdarzyło mi się… zapomnieć o blokadach, ale to była chyba pojedyncza sytuacji i bariery nie są zależne ode mnie. Nie chcę cię ranić, ale jeśli dotknął byś mnie nie przez ubranie, zapewne nie zareagowałbym dobrze. Mimowolnie. – Patrzył na chłopaka z bladym smutkiem w oczach, ale nic innego nie mógł zrobić, jego fobii i psychoz nie dało się wyłączyć.
    - I burze są piękne. A że głośne… nie lubisz głośnych rzeczy? – zapytał, obserwując, jak chłopak reaguje na silne już grzmoty. Za oknami zakwitła biała błyskawica, a Elie nie mógł oderwać od niej wzroku, aż pozostał po niej jedynie powidok.

    [Wybacz, że tak długo mi to zajęło, ale czekałam na resztki weny ^^]

    OdpowiedzUsuń
  82. Westchnął cicho.
    - Bolało. Szczególnie, że właśnie uciekałem przed bandą osiłków szkolnych. Spuścili mi głowę w kiblu i wrzucili do śmietnika...- pokręcił głową z politowaniem.- Dobrze, że nic gorszego nie wymyślili.- dodał i zmrużył oczy.
    - Wybacz, ale jeśli zrobię coś źle to zawsze przepraszam po pięćdziesiąt razy. Przyzwyczajenie wyniesione z domu.- wyznał i lekko objął się ramionami, cały czas przyglądając się nowo poznanemu chłopakowi.

    OdpowiedzUsuń
  83. - Chciałeś powiedzieć, że mam przerąbanych ludzi w szkole. Ja nadal się uczę.- powiedział i lekko przeciągnął się. Jego kości strzeliły jak u starego dziadka. Ponownie spojrzał na niego.
    - Dobra, dobra. Nie będę tyle razy przepraszał... Chyba.- powiedział i zmrużył oczy delikatnie.- I nie, nie jestem na razie zajęty. Do godzin mojej pracy mam jeszcze sporo czasu.- dodał spokojnie.

    Nath Green

    OdpowiedzUsuń
  84. - Nic się nie stało. W sumie, dopiero żeś mnie poznał. Nie miałeś prawa wiedzieć, że jeszcze się uczę. W końcu nie jesteś wróżbitą, czy czymś tam.- powiedział i oblizał nieco suche wargi.
    Zastanowił się chwile. Propozycja wyjścia wydawała się niezwykle interesująca szczególnie, że rzadko miewał czas i pieniądze by wyjść gdziekolwiek.
    - W sumie czemu nie, lepsze pójście do kawiarni, niż błąkanie się po korytarzach jak duch. Albo wariat. Albo jak zwariowany duch.- stwierdził spokojnym tonem. A na jego twarz znów wpłynął smutnawy uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  85. Pokręcił głową nieco rozbawiony.
    - Wyglądam na mniej niż dziewiętnaście. Niestety.- westchnął. Jego cholernie młody wygląd wiązał się ze szczerym zainteresowaniem nim ze strony ojca... Chorym zainteresowaniem.
    - Tak, zwariowany duch pójdzie z tobą.- potwierdził kiwając głową, po czym ruszył za nim w obranym przez nowo poznanego kierunku.
    - Dlaczego? Bo nie umiem inaczej.- powiedział po prostu.- Nigdy nie miałem z czego radośnie się śmiać.- stwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  86. Spojrzał na niego rozbawiony.
    - Dokładnie. Skończyłem dziewiętnaście 8 marca...- powiedział wzruszając ramionami.- Ale mój ojciec twierdzi, że wyglądam jak szesnastoletnia baba z chujem i bez cycków.- wyznał, jednocześnie krzywiąc się na wspomnienie o ojcu.
    - Wątpię. Ja nie potrafię się cieszyć.- stwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  87. Wzruszył ramionami.
    - Cytowałem tylko swojego ojca.- znów się skrzywił.- On ma bardzo... Dziwne poglądy jeśli chodzi o moją osobę.- stwierdził z westchnieniem.
    - Tego się chyba nie da zrobić... W sumie nikt nie próbował...- powiedział obejmując się ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  88. No przestraszył się, ale on się bał praktycznie każdego, kto unosił głos na niego, albo w jego obecności. Takie przyzwyczajenie wyciągnięte z bidula i ulicy, w końcu to teoretycznie tam spędził swoje dzieciństwo, gdzie najwięcej się człowiek uczy i najwięcej wynosi na dalsze życie. A jak wiadomo, przyzwyczajenia bardzo trudno zmienić. No i oczywiście nie powinien mówić po rosyjsku będąc w Austrii... Westchnął, przyglądając się uważnie opasce chłopaka. Już chciał o nią zapytać, ale ugryzł się w język, obawiając kolejnej, żywiołowej reakcji.
    - Jeszcze raz przepraszam. I dziękuję. - odebrał od rudzielca nuty i nawet się lekko uśmiechnął, zaraz jednak chowając nos w karmazynowym szaliku na szyi i poprawiając wiecznie zsuwające się okulary.

    Twój uke

    OdpowiedzUsuń
  89. - Nie uda się – powiedział dobitnie – Bo ty się nie nadajesz. – uśmiechnął się chyba trochę złośliwie i upił łyk ze swojej szklanki. – Siedem grzechów głównych… och, powiedz mi, Gottfried, którym mógłbyś być, co? – uniósł jedną brew i zlustrował go spojrzeniem z taka intensywnością, że chyba sekunda dłużej i biedne chłopcze by się spaliło.
    W końcu jednak odłożył szklankę i kiwnął podbródkiem w jego stronę.
    - Dobra, wyskakuj z ciuchów, coś pokombinujemy. – zdecydował.

    Kai

    OdpowiedzUsuń
  90. Gdy Gottfired wypowiedział zdanie ostrzej Nathaniel niemal natychmiast skulił się w sobie. Był niewiarygodnie lękliwy. I nienawidził gdy ludzie na niego krzyczeli. Ojciec zbyt często to robił...
    - Przepraszam!- powiedział niemal piskliwym głosem, chowając głowę w swoich chudych ramionach jakby spodziewał się kary, uderzenia lub czegoś takiego...
    Gdy ten wypowiedział jednak drugą część zdania, spojrzał na niego niepewnie.
    - D...dobrze.- jego głos drżał. Postanowił uważać i nie protestować. Nie ufał ludziom. Szczególnie, jeśli byli zbyt ostrzy w stosunku do niego...

    OdpowiedzUsuń
  91. Prawie się opluł tą wodą.
    - Nie, dzięki. – pokręcił głową – Być może będziesz smutny, ale zaprosiłem cię tutaj tylko i wyłącznie w celach artystycznych. Mimo całej twojej uroczej powierzchowności. – uśmiechnął się do niego rozbrajająco – Mama na pewno cię nauczyła, jak się to robi. Więc już. Nie przedłużajmy, bo czasu mało, a pracy dużo. – umilkł na moment – Twoja minka mówi mi, że dzisiaj zajmiemy się gniewem. To już jakiś konkret, przynajmniej.

    OdpowiedzUsuń
  92. Gdy ten go przytulił nie poruszył się nawet o milimetr. To wszystko go... Zaskoczyło. Jeszcze z nikim, Powtarzam Z NIKIM nie był tak blisko w tak... pozytywny sposób.
    Westchnął głęboko i lekko nawet wtulił się w niego.
    - Dobrze... Dobrze.- powiedział tylko, powoli przestając drżeć.

    OdpowiedzUsuń
  93. Spokojne ruchy dłoni Gottfireda na jego głowie sprawiały iż Nathie stawał się jeszcze potulniejszy niż wcześniej. Czuł się jak w ramionach matki... Chociaż nie. To złe porównanie. Bardziej było to jak bycie w ramionach opiekuńczego starszego brata, którego nigdy nie miał. A było to śmieszne, no bo w końcu to Green był tym starszym facetem.
    - Już dobrze... Nie przepraszaj...- wyszeptał chowając twarz w górnej partii jego ubrania.- To moja wina. Nie powinienem mówić takich rzeczy, tylko zachować je dla siebie... Albo chociaż nie reagować aż tak... - wymamrotał.

    OdpowiedzUsuń
  94. Och, jakże mu było smutno. Kayden już chciał naprawić swój błąd (nie chciał być powodem czyjegoś rozczarowania, przecież!), ale stanęło na tym, że tylko uśmiechnął się pod nosem.
    Uniósł lekko brew na to warknięcie, ale nie przejął się nim zbytnio. W głowie zaświtała mu już pewna koncepcja, także był już skupiony na czymś zupełnie innym. Przyciągnął do siebie papier i kilka ołówków.
    - Najpierw zrobię parę szkiców wstępnych. Potem zrobię taki właściwy rysunek. A potem będę malował. Przy malowaniu nie będę cię już potrzebował: obstawiam, że zajmie mi to więcej, niż jedno popołudnie i chyba zabiorę się za to jutro. Więc będziesz miał przerwę. – wyjaśnił, po czym spojrzał na niego z uwagą . O, jak miło, że nie trzeba walczyć z jakimś skrępowaniem i tak dalej.
    - Tak. – odparł - Możesz zrobić to tam – wskazał pomieszczenie boku, - Albo ja się odwrócę, czy coś. I tak będziesz tak ustawiony, że raczej twojego wstydu nie będę widział… no.

    [Ojej, dziękuję.:) Nie wiem, co takiego napisałam, ale trochę się wstydzę, że cała bursa mnie czyta (rumieni się)]

    OdpowiedzUsuń
  95. Lekko zadarł blond głowę do góry, by spojrzeć mu w twarz. Czuł się trochę jak pięcioletnie dziecko.
    - Dobrze...- powiedział i odetchnął głęboko.- Chodźmy już, napiłbym się ciepłej herbaty.- dodał, jednak nie było w tym wielkiego przekonania. Pierwszy raz w życiu ktoś tak opiekuńczo go obejmował, tak delikatnie głaskał po głowie... Podobało mu się takie traktowanie.
    Nathie zapewne chciałby mieć braciszka. Był przez całe życie samotny... A samotność jest zimna. I w sumie, bycie młodszym nie byłoby niesprawiedliwe... W końcu Nathie wygląda na młodszego!

    OdpowiedzUsuń
  96. Przyjemna bliskość zwalała go z nóg. Czuł się tak... bezpiecznie? Tak, chyba tak można nazwać to uczucie.
    - Gottie... Fajnie by było mieć takiego brata jak ty...- palnął zanim ugryzł się w język. I niemal natychmiastowo się zarumienił.

    OdpowiedzUsuń
  97. Zamrugał wyraźnie zaskoczony.
    - A... A... Wiem, że to głupie no i dopiero się w sumie poznaliśmy ale... czy będziesz moim przyszywanym bratem?- zapytał. Nie wiedział czemu takie coś przyszło mu na myśl. I dlaczego odważył się o to zapytać.

    OdpowiedzUsuń
  98. - Teraz to nie ma większego znaczenia. – wyjaśnił, nie odrywając wzroku od ołówków, które ułożył w długi rząd obok swojego uda –To tylko wstępne na razie będą. Chcę po prostu wybrać najlepszą technikę. – uniósł głowę i zlustrował go uważnie od góry do dołu, po czym zabębnił palcami w swoje kolano – No, muszę przyznać, że masz bardzo dobre proporcje. Tylko trochę zbyt szczupły jesteś. – stwierdził. No, ale to już przecież widział dużo wcześniej, jak go osaczył w tym korytarzu. Zresztą, on sam do najgrubszych nie należał, delikatnie mówiąc, więc w sumie hipokryzją byłoby mu wytykanie drobności sylwetki.
    - Możesz odwrócić się nieco bokiem. Tylko żebyś twarz miał en face. – umilkł na moment – Czy twój tatuaż ma coś wspólnego z twoim charakterem? – zapytał, a kąciki ust mu zadrgały. Skrzydełka anielskie. Jak słodko.

    [Bardzo mi miło.]

    OdpowiedzUsuń
  99. - Ach tak. – pozwolił sobie na uśmiech – Tak właśnie pomyślałem. To pytanie było kompletnie bez sensu. – przyznał ograniczając sobie kartkę pionowymi i poziomymi liniami. Chciał mu powiedzieć coś jeszcze, ale uznał, że chyba nie powinien, więc tylko przez dłuższą chwilę się przymierzał; dopóki nie usłyszał jego kolejnej wypowiedzi. - Źle stoisz. – mruknął wstając i załapał go za przed ramię, ciągnąc w dół – Bo masz siedzieć.. – oświadczył i wrócił na swoje miejsce pod ścianą.
    Przez chwilę przyglądał mu się z uwagą i naszkicował owal twarzy chłopaka.
    - Tak sobie postanowiłem, że nie będzie żadnych rekwizytów. Chyba, źe je dorysuję. Więc wszystko będzie zależało od twojej mimiki i tak dalej. – poinformował go, leniwie kreśląc ołówkiem linie podbródka.

    OdpowiedzUsuń
  100. - A nie pomyślałeś, że może ja nie chcę wyzdrowieć? Że nie chcę pomocy? Że znam cię pół godziny i skoro nie potrafiła pomóc mi najbliższa rodzina, skąd pomysł, że ty byś mógł? – Zacisnął szczęki, mimowolnie napiął mięśnie ramion i pleców. Dla niego naprawdę mało było rzeczy gorszych, niebo, szaleństwo, niż ingerowanie w jego granice. Te wyjątkowe, tak strasznie rzadkie momenty, w których zapominał i w których mógł funkcjonować przy drugim człowieku normalnie, nie mogły być wyuczone, wymuszone, zainicjowane przez drugą osobę. Dlatego wiedział, ze nieważne co wymyślił ten chłopak, nie ma prawa zadziałać. Po prostu nie. To było zbyt trudne i siedziało w nim zbyt głęboko. A bariery go broniły, nie potrafił zrzucić barier.

    OdpowiedzUsuń

  101. Kayden spojrzał na niego podejrzliwie. Brew powędrowała mu tak wysoko, że jeszcze trochę i zniknęłaby chyba gdzieś na czubku głowy. Pytająca mina sugerowała, że wcale nie ma pojęcia, co też chłopak właściwie wyczynia.
    - Nie wiem, co próbujesz mi pokazać zaczął – ale średnio ci to wychodzi.
    Podniósł się i usiadł dokładnie przed nim, tak, by tamten nie musiał już skręcać głowy.
    - Chyba w ogóle się nie starasz, co? – uśmiechnął się półgębkiem – A to jest ważne. Bo choć mógłbym, to wcale nie chcę niczego wymyślać. Więc z łaski swojej wysil się nieco bardziej, dobra?

    OdpowiedzUsuń

  102. Kayden usiłował zachować kamienny wyraz twarzy, ale jakoś średnio mu to wychodziło, bo kąciki jego ust znowu drgały niebezpiecznie.
    - Zabawny jesteś. – wydusił z siebie, starając się nie roześmiać- I ciut przewrażliwiony, wiesz? Jestem ciekaw, czy koś ci to mówił. – zastanowił się przez moment – A może jest tak, że tylko przeze mnie się tak irytujesz, co? – kiwnął głową w jego stronę – Ale to nic. Teraz przynajmniej wyglądasz sześć razy bardziej wiarygodnie.
    Znowu nie potrafił skupić spojrzenia w jednym punkcie przez te jego oczy. Kurde. Pewnie wyglądał teraz jak jakiś psychopata z rozbieganymi źrenicami..

    OdpowiedzUsuń

  103. Skłonił się wdzięcznie, jakby tytuł „najbardziej irytującego stworzenia” był czymś, o czym marzył przez całe swoje dwudziestoletnie życie. Udało mu się jakoś zachować powagę, więc już nie zrobił żadnej uwagi w jego stronę i po prostu zaczął rysować, żeby czasem biedaczkowi ciśnienie za bardzo nie podskoczyło i żeby nie rzucił się na Kaydena z pięściami, czy coś. Właściwie, to on nie miałby nic przeciwko takiemu rozwiązaniu sytuacji; no, może z pominięciem pięści…. Ale o czym on właściwie myśli?
    - Hm, skoro tak cię denerwuję, to dlaczego po prostu nie wyjdziesz, co? – mruknął odrobinę zaczepnym tonem nie unosząc głowy.

    OdpowiedzUsuń
  104. - Ja ci coś obiecałem? – powtórzył jak echo, a lekkie niedowierzanie mieszające się z ironią rozbrzmiało w pokoju. Teraz to już musiał unieść ten podbródek i znowu poczęstować o uśmiechem. Takim, jakim zwykle obdarza się pięciolatki, które wyjadły wszystkie cukierki z opakowania przed obiadem, czy coś w tym stylu. A potem jego twarz jakby się rozjaśniła.
    - Jedyne, co ci obiecałem, to sława. – sprostował – I ja nie wiem: ty chyba masz jakieś zaburzone poczucie wartości, czy coś. Czymże jest jakaś głupia cukiernia w porównaniu z pamięcią pokoleń! - wykrzyknął z patosem, wymachując przy tym ołówkiem.

    OdpowiedzUsuń
  105. [A dziękuję, dziękuję ^^ Co do tego wieku: z początku mi pasowało, ale jak zwróciłaś na to uwagę, to faktycznie może trochę za stary jest... Zmieniłaby to, ale znam tylu ludzi, którzy nie wyglądają na swój wiek, że już mi się nie chce mieszać.
    Ma powiązanie jestem chętna, tylko Lucas pewnie nie skojarzy Gottiego, bo mu się przez pięć late jednak wyrosło ;) ]

    "Żadna praca nie hańbi, Luke, zapamiętaj to sobie!" - tak mu powtarzał tatuś, kiedy mijali na ulicy szalonych panów wożących się pomarańczową śmieciarką. Prawdopodobnie gdyby wiedział, że jego syn tak bardzo weźmie to sobie do serca, nawet by o tym nie pomyślał w jego towarzystwie. Może wtedy ambicje młodego Farley'a poszłyby nieco wyżej, niż zmywak w burdelu...
    Jakkolwiek Farley bardzo sobie robotę chwalił, bo i płaca była na poziomie jego życiowych standardów (gwoli ścisłości: poziom ten pozwalał mu na zakup nowej pary spodni co roku, o ile przyoszczędziłby na karmie dla Izziego), i widoki nie najgorsze, jeśliby się chamsko uprzeć. Co prawda robiło się monotonnie po jakichś trzydziestu minutach, ale nie był to na tyle dokuczliwy problem, żeby Lucas miał ochotę składać w tej sprawie apelacje.
    Poza tym od czasu do czasu na zaplecze wpadał ktoś ciekawy. A to pan szanowny dyrektor wspaniałomyślnie zakupił kilka nowych kompletów sztućców i wczesnym rankiem dostarczał je jakiś niedospany kurier, a to podpitemu klientowi popieprzyły się z lekka drzwi i z wymalowanym na czerwonej twarzy zdziwieniem przez dziesięć minut dochodził do wniosku, że to jednak nie toaleta, a to jakieś śliczne chłopięcie przychodziło sprać niezidentyfikowany trunek z ulubionej koszulki. Luke był człowiekiem wyrozumiałym i jako że sam miał ulubiony t-shirt, chętnie odstępował na chwilę od zlewu.
    Opłukał więc ręce z piany i wycierając je w ciemne jeansy, zrobił mu miejsce, posyłając czerwonowłosemu wesoły uśmiech.
    - Tam masz płyn do naczyń. Zaoferowałby coś innego, ale jak widzisz niczym innym nie dysponuję - powiedział, ruchem głowy wskazując na stojącą na blacie butelkę.
    - To był akt słodkiej zemsty czy klient miał dość procentów na jeden wieczór?

    Lucas Farley

    OdpowiedzUsuń
  106. - No wiesz… - obruszył się i zrobił oburzoną minę, choć to w ogóle nie pokrywało się z jego aktualnym nastrojem – Jakby mi zależało na jakichkolwiek kontaktach pozaartystycznych z tobą, to zapewniam cię, że doprowadziłbym do tego już dużo wcześniej, nie uciekając się przy tym do jakichś podchodów z rysowaniem. – stwierdził nieco wyniosłym tonem, choć to, co powiedział tak do końca prawdą nie było. Ale nie chciał o tym myśleć, która DOKŁADNIE część jego wypowiedzi jest trochę sprzeczna z tym, co wygłosił.
    Zajął się szkicowaniem szyi i ramion, zostawiając owal twarzy na razie bez oczu, uszu, ani innych szczegółów anatomicznych.
    - Ale tobie musi być z tym strasznie źle, co? – dodał po chwili używając tego samego, zaczepnego tonu.

    OdpowiedzUsuń
  107. Kayden zamrugał szybko, po czym nakrył sobie usta dłonią, która następnie zwinął w pięść i otarł sobie niewidzialne łzy z prawego oka.
    - O jejku, jejku… - westchnął dramatycznie – No nie bądź taki zasadniczy, co? Prawie się ciebie przestraszyłem.
    Celowo nie skomentował tej… „wizji” chłopaka, tylko jakby z większą energią zabrał się za szkicowanie. Po chwili miał już roboczy obraz tego, co zamierzał stworzyć, wiec podniósł się i usiadł blisko niego, po jego lewej stronie, podsuwając mu pod nos rysunek.
    - I co? – spytał, oglądając sobie profil Gottfirieda, a także inne, jakże interesujące skrawki jego ciała od szczupłych ramion, aż po palce stóp. – Umiem rysować?

    OdpowiedzUsuń
  108. Oczywiście, że umiał. Niewiele miał talentów, ale rysować z całą pewnością potrafił i tego był pewien. Nie miał zamiaru świecić na lewo i prawo fałszywą skromnością, zawstydzać się i tak dalej, bo to by było idiotyczne. No i nieszczere, jak już było wspomniane.
    Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Kayden zrobił najbardziej niewinną minę, na jaką było go stać. Trzymał się dzielnie, choć rumieniec na twarzy Gottfrieda był czymś, co chłopak mógł nazwać swoim zwycięstwem.
    - A mówiłeś – zniżył głos – że nigdy nie zobaczę twoich czerwonych lic. Jednak poszło mi łatwiej, niż myślałem. A przecież nic nie zrobiłem, prawda…? – i sięgnął po niedokończony rysunek, wcale nie przestając na niego patrzeć - No chyba się mnie nie wstydzisz co? Jestem artystą. Ja tworzę. Ja badam, a nie się „gapię”. To sztuka.

    OdpowiedzUsuń
  109. - Nie wiem, o czym ty mówisz. Ale spokojnie. Nie przyszedłeś do mnie po to, bym mógł cię napastować, nie? – stwierdził nieco poważniejszym tonem i żeby podnieść jego pewność siebie, odsunął się nieco i zaczął rysować szczegóły jego twarzy. Teraz co chwile patrzył mu w oczu i nie mógł pozbyć się wrażenia, że chłopak mimo to nadal czuje się nieswojo, co poniekąd go bawiło, ale z drugiej strony, ach…
    - Opowiedz mi lepiej coś. Na przykład o tym tatuażu. – odezwał się w końcu, bezwiednie pocierając nadgarstek o kolano, gdzie z kolei znajdował się mały znaczek. Dokładnie taki sam, jaki na ręku miał Hayden.

    OdpowiedzUsuń
  110. - Zwykle, kiedy ludzie się tatuują, to chcą, żeby obrazek coś oznaczał. – stwierdził lekko i naciągnął bardziej rękaw swojego swetra,, żeby przysłonił on maleńki symbol nieskończoności – Mój oznacza wieczność. Oznacza to, że jesteśmy…. To znaczy jestem – poprawił się szybko – niezniszczalny. Po prostu. – wzruszył beztrosko ramionami i roztarł cienie tam, gdzie rysunkowy Gottfried miał kolana. Potem odłożył kartkę i splótł razem długie, blade palce strzelając nimi – Zaraz będę cię rysował już serio. – poinformował go. odchylając się trochę do tyłu na wspartych dłoniach.

    OdpowiedzUsuń
  111. Nie chciał kontynuować tematu pod tytułem „jesteśmy”, więc dyplomatycznie przemilczał ten wątek. Jakoś nie lubił dzielić się informacjami, które bezpośrednio, lub pośrednio dotyczyły jego brata. Należało się ściśle ochronić przed wścibstwem z zewnątrz. Nawet jeśli to nawet wścibstwem nie było.
    - Nie mam pojęcia. – odparł – Pewnie trochę zajmie. – stwierdził, po czym wyprostował się spojrzał na niego uważnie – A co? Musisz gdzieś wyjść? Zmęczyłeś się? Spokojnie, ja mam czas. Możesz pojawić się jutro, czy tam coś.
    Stanął na równe nogi i teraz z góry mógł już mu się przyjrzeć bardzo dokładnie, nie przegapiając żadnych szczegółów.
    - Więc jak będzie? – oparł się o ścianę próbując skupić się na czymś innym, co było trudne, bo niewiele znajdowało się w tym pokoju.
    - A może… ty serio się mnie boisz, co? – rzucił po chwili, a jego wargi wygięły się w trochę kpiącym grymasie.

    OdpowiedzUsuń
  112. A owszem, z początku pogapił się na to półnagie ciało, bo trzeba było być wybitnie głupim, żeby nie skorzystać z takiej okazji, zwłaszcza kiedy się posiada tak niewdzięczną robotę, ale potem jego uwaga skupiła się na witającej się z podłogą szczęce i białkami oczu wyłażącymi wesoło z oczodołów. W pierwszej chwili spojrzał na siebie, czy aby nie ubyło mu jakiejś istotnej części ciała typu nos albo prawa ręka, potem zerknął jeszcze na zamek spodni, bo i na wzwód rudzielec mógł zareagować takim zdziwieniem, a kiedy upewnił się, że z nim na pewno wszystko jest w porządku, znów przeniósł na niego wzrok. Już miał pytać, co takiego sprawiło, że chłopaczyna wyszedł z siebie i stanął obok, ale ten niespodziewanie się odezwał i teraz to Lucas miał ochotę zaprezentować mu swoje uzębienie. Opanował się jednak w porę, w zamian marszcząc brwi. Z konsternacją przyjrzał się jego buźce - niewątpliwie ślicznej, ale jednak kompletnie mu obcej - i drapiąc się z zakłopotaniem po potylicy, pokręcił przecząco głową.
    - A powinienem? - palnął z głupia frant.
    Rzecz jasna powinien, bo byle kogo się o takie rzeczy nie pyta, ale Farley miał taką drażniącą przywarę, że najpierw mówił, a potem się nad tym zastanawiał.
    - Z moją pamięcią jest raczej kiepsko, więc nie bierz sobie tego do serca. Ledwo spamiętałem daty urodzin własnych rodziców. Ale przypomnij mi się, to może coś mi zaświta.

    Lucas Farley

    OdpowiedzUsuń
  113. Uśmiechnął się znowu i tym razem uśmiech był troszeczkę weselszy, jednak była to zaledwie malutka, ledwo dostrzegalna różnica.
    - Dziękuję...- wyszeptał wczepiając się w niego mocniej i pewniej. Czuł się... Świetnie. Jakieś dziwne uczucie rozpierało go od środka i dawało nadzieję, że życie może być jednak lepsze... Było według niego dziwne i bezpodstawne, ale tak było i zmienić tego nie mógł.

    OdpowiedzUsuń
  114. Nathaniel spojrzał na niego tymi swoimi błękitnymi oczyskami, które teraz nienaturalnie pojaśniały. Było to cholernie dziwne w jego przypadku.
    - Dobra chodźmy.- powiedział i pierwszy nawet ruszył ku wyjściu, uprzednio poprawiając stanowczo zbyt dużą bluzę.

    OdpowiedzUsuń
  115. - Widzę, że jesteś przygotowany absolutnie na wszystko. – stwierdził, kiedy zobaczył, jak chłopak wyciąga kanapkę z plecaka – Ciekaw jestem, co jeszcze tam masz.
    Tak, to musiało być wielce interesujące. Ale w duchu pochwalił jego zmyślność – w końcu ludzie zwykle nie zastanawiają się nad tym, czy zabrać prowiant, kiedy do kogoś idą.
    Spojrzał na niego z miną pełną uprzejmego zdziwienia.
    - Ja mam wzrok zboczeńca? Och, czy ja ci nie tłumaczyłem, że gdybym miał wobec ciebie jakiekolwiek zamiary, to nie kryłbym się z tym wcale i bynajmniej nie pozwalał wziąć góry mojej wrodzonej nieśmiałości? – tu w powietrzu nakreślił niewidzialny cudzysłów, jakby taka cecha w ogóle nie istniała, jeśli chodzi o Kaydena.
    - A poza tym – ciągnął dalej – Chyba jako tancerz jesteś do takiego wzroku przyzwyczajony, nie?

    OdpowiedzUsuń
  116. Nie powiedział już, że Gottfried najwyraźniej nie załapał ironii, którą zresztą Kayden wzmocnił gestem. Ale przy następnym stwierdzeniu już musiał się odezwać, bo przepraszam bardzo, swoje upodobania miał, ale żeby od razu wyzywać go od zboczeńców? Spojrzał na niego z ukosa.
    - Wiesz, nie będę już ci niczego tłumaczył, bo chyba równie dobrze mógłbym porozmawiać ze swoim kolanem. Zrozumiałoby trochę więcej niż ty i tego jestem absolutnie pewien. – stwierdził lekko, po czym dodał – I coś mi tu wieje hipokryzją, nie sądzisz? Ciągle atakujesz mnie moimi zboczeniami, ale jednak nadal tutaj siedzisz. Nadal tutaj jesteś i nie wypieraj się tego, ani nie wymawiaj jakąś głupią cukiernią. – umilkł na moment – I skoro tak bardzo nie jesteś niczego pewien, to czy nie lepiej byłoby przestać zachowywać się jak jakiś dzieciuch i marudzić, a zamiast tego wziąć się za to, po co tu przyszedłeś? Gdybym ci aż tak bardzo przeszkadzał… cóż. – uśmiechnął się kątem ust – Najwyraźniej jestem zbyt atrakcyjny dla ciebie, by mój „wzrok zboczeńca” nie sprawił jeszcze, że się spakowałeś i wyszedłeś, nie? . – to mówiąc, odepchnął się od ściany i położył sobie na podkładce między udami kilka wielkich arkuszy papieru – A teraz, z łaski swojej wracaj do swojej starej pozycji i nie narzekaj.

    OdpowiedzUsuń
  117. [No to zaczynam. Przepraszam, że dopiero teraz i że tak krótko, ale cóż - matury idą.]

    Bogowie światkami, że był człowiekiem o dość kontrowersyjnym poczuciu humoru. Innymi słowy, śmieszyły go rzeczy, które nijak nie były śmieszne dla innych. Dla odmiany rzeczy, które inni uważali za śmieszne, on uważał głównie za irytujące. Prawdopobnie sprawiało to cokolwiek niepokojące wrażenie, ale nie zwracał na to uwagi.
    Jednego tylko nie znosił - gdy coś przeszkadzało mu pracować. Budził się w nim wtedy zmyslny psychopata, gotowy wyciągnąć natrętowi śledzionę gardlem. Nie robił tego tylko dlatego, że jeszcze nie znalazł sposobu na wydobycie śledziony z żywego człowieka nie brudząc przy tym swojej śnieżnobiałej koszuli od znanego projektanta.

    OdpowiedzUsuń